Z cyklu „Rozmówki żabolsko-gieksiarskie”: Tomasz Zahorski

eMZet  -  17 września 2024 15:00
0
1589

Przed sobotnim Śląskim Klasykiem, pomiędzy Górnikiem Zabrze a GKS-em Katowice nasz serwis przygotował cykl wywiadów z osobami łączącymi oba kluby. W drugiej odsłonie cyklu „Rozmówki żabolsko-gieksiarskie” głos oddajemy Tomaszowi Zahorskiemu.

METRYCZKA
Imię: Tomasz
Nazwisko: Zahorski
Data urodzenia: 22 listopada 1984
Miejsce urodzenia: Olsztyn
Wzrost / waga: 188 cm / 74 kg
Pozycja: Napastnik
W Górniku: 2007-2011, 01-06 2013
W GieKSie:
01-06 2016

Co dziś robi Tomasz Zahorski? Został przy piłce czy jak wielu kolegów z boiska nie chce o niej słyszeć?

­– (śmiech) Pracuję przy piłce. Od ponad sześciu lat jestem zatrudniony w PZPN, gdzie od niemal czterech lat pracuję przy kadrach młodzieżowych U-18 i U-19. Obecnie jestem asystentem selekcjonera Wojciecha Kobeszko w kadrze U-19.

Młodsze roczniki rokują na to, że za kilka lat będziemy mieli silną kadrę narodową?

– Mamy mnóstwo zdolnych chłopaków. Z kadr młodzieżowych, z którymi było mi dane współpracować wyłonił się między innymi Kacper Urbański, z którym współpracowaliśmy w reprezentacji selekcjonera Mariusza Rumaka. Podobnie wygląda rocznik 2006, który dysponuje dużym potencjałem. To jedna z lepszych kadr młodzieżowych ostatnich lat, która ogrywała się już na mistrzostwach Europy i świata. Myślę, że w tej grupie jest kilku chłopaków, którzy w najbliższym czasie mogą otrzymać powołanie do reprezentacji U-21 lub seniorskiej reprezentacji Polski.

Jakieś synki z placów z Zabrza i Katowic się przewijają?

– Tak, zwłaszcza młode chłopaki z Górnika. Ja zawsze pełną opieką obejmuję całą grupę, ale jak widzę, że ktoś jest z Górnika, to zawsze pojawia się ten sentyment. Dopatruję się w nich swojej osoby, która też z Zabrza trafiła do reprezentacji Polski. Zresztą większość tych chłopaków mnie kojarzy z występów przy Roosevelta. Rozpoczynając przygodę z kadrami młodzieżowymi w reprezentacji Marcina Dorny miałem kontakt z Darkiem Stalmachem, który z Górnika przeniósł się do Milanu. To był wtedy taki młody siurek, który mi mówił: ”Panie Tomku, ja z tatą chodziłem na Górnik, jak Pan grał. Kibicowałem Górnikowi i Panu”. Ostatnio znowu mieliśmy okazję się spotkać na zgrupowaniu kadry i już widać, że w Milanie poczynił konkretne postępy. Teraz na bieżąco mamy kontakt z Dominikiem Szalą, Aleksandrem Tobolikiem czy Krzysiem Kolanko, który z Górnika odszedł do Zagłębia Lubin. Także sporo tych chłopaków się przewija. Praktycznie w każdym roczniku 1-2 reprezentantów jest z Zabrza.

Na boiskach Ekstraklasy pierwsze kroki stawiałeś w barwach Groclinu Grodzisk Wielkopolski i Górnika Łęczna. To jednak w Zabrzu mocniej zaznaczyłeś swoją obecność na boiskach Ekstraklasy.

– W Górniku spędziłem – z małą przerwą – w sumie pięć lat. To był chyba najlepszy moment mojej kariery. Najlepsze lata i dla mnie, i chyba też dla Górnika, który wcześniej przez wiele lat dołował w tabeli, a potem coraz odważniej bił się o miejsce w górnej połówce tabeli. Ta dobra praca objawiła się potem moim powołaniem do reprezentacji Polski i to okres, który wspominam z niezwykłym sentymentem.

Twoje powołanie do reprezentacji Polski wywołało niemałe kontrowersje. Wszak miałeś wtedy zero bramek na koncie, a brylował pod tym względem Dawid Jarka.

– Zgadza się. Wtedy za trenera Ryszarda Wieczorka graliśmy systemem 4-4-2. Ja grałem z Dawidem z przodu i on miał chyba dziesięć bramek na koncie, a moje konto bramkowe było puste. Cały czas jednak grałem, trener na mnie stawiał. Leo Beenhakker był na kilku meczach, widział mnie na żywo i zdecydował się wysłać dla mnie powołanie. Stąd wynikła ta kontrowersja. Padały pytania, jak może być powoływany napastnik, który nie strzela bramek. Po powrocie z pierwszego zgrupowania kadry worek z bramkami mi się rozwiązał i strzelałem dość regularnie, a Dawid się zaciął. Taka to była krótko mówiąc historia.

Mogłeś być pierwszym strzelcem reprezentacji Polski na Euro, bo sytuacja z końcówki meczu z Chorwacją wielu kibicom długo się śniła po nocach. Tobie także?

– Nie śni i nie śniła mi się. Na początku gdzieś tam się zastanawiałem, jak inaczej powinienem się zachować, żeby tę piłkę wpakować do bramki. W tamtej sytuacji jednak bramkarz Chorwacji zachował się bardzo dobrze. Ja przymierzyłem na dalszy słupek, a on rzucił się w drugi róg, ale zostawił stopę na ziemi i zblokował moje uderzenie.

Po odejściu z Zabrza na trzy lata wyjechałeś do USA. To był Twój ”American Dream”?

– Czy ”American Dream”? Nie wiem. Przyszła ciekawa propozycja ze Stanów Zjednoczonych, przedyskutowałem temat z rodziną i zdecydowaliśmy się z niej skorzystać. Tak naprawdę decyzję musieliśmy podjąć w 48 godzin i wspólnie uznaliśmy, że warto spróbować.

Jak ten czas w Stanach Zjednoczonych wspominasz? Pod względem dorobku bramkowego wyglądało to całkiem obiecująco. Strzeliłeś bodajże 20 bramek.

– Wspominam to bardzo dobrze, zarówno pod względem sportowym, jak pozasportowym. Na pewno decyzji o wyjeździe nie żałuję. W ślad za mną podążyło zresztą wielu zawodników z Ekstraklasy. Dziś ta liga jest już zupełnie inna i piłka w USA jest na zupełnie innym poziomie. Kluby znacznie się rozwinęły i organizacyjnie, i szkoleniowo. Ja za czasów gry w Stanach Zjednoczonych odżyłem sportowo. Postrzelałem troszeczkę bramek, byłem w pierwszym sezonie najlepszym strzelcem San Antonio Scorpions. Zdobyliśmy też mistrzostwo ligi, co było nie lada wyczynem. Rywalizowaliśmy o tytuł między innymi z New York Cosmos, barw którego bronił Raul Gonzalez. Dobry wynik osiągnęliśmy też w Pucharze USA, bo jako kopciuszek doszliśmy bodajże do ćwierćfinału. To była niespodzianka, bo graliśmy w lidze nieco niższej od MLS.

San Antonio Scorpions występowało wówczas w NASL

– Dokładnie. To była liga niezależna od MLS. To właśnie do NASL przyjeżdżała większość piłkarzy z Europy. Zaczęło się od Raula, potem byli Marcos Senna, Didier Drogba, David Villa. Łatwiej było ich przekonać do przeprowadzki, bo w naszej lidze nie było limitów płacowych. W MLS do dzisiaj chyba obowiązują limity płacowe, gdzie 1-2 kontrakty są zarezerwowane dla gwiazdy, a reszta musi się mieścić w określonym budżecie. To była świetna przygoda, którą wszystkim polecam. Zresztą dziś do Stanów Zjednoczonych wyjeżdża wielu chłopaków, którzy są znacznie młodsi ode mnie, gdy ja wyjeżdżałem.

Z USA wróciłeś do Polski i trafiłeś do GKS-u Katowice. Co było języczkiem u wagi, który zaważył o tym, że wybrałeś właśnie klub z Bukowej?

– Na pewno osoba trenera, bo drużynę prowadził Jurek Brzęczek, którego świetnie znałem ze wspólnych występów w Zabrzu. Miałem o nim tylko i wyłącznie dobre zdanie, jako o piłkarzu i człowieku. Nie znałem go jeszcze jako trenera, ale to było ciekawe doświadczenie. Zaczęło się dość pechowo, bo jeszcze przed sezonem, na testach szybkościowych u świętej pamięci doktora Wielkoszyńskiego naderwałem mięsień dwugłowy i musiałem przez trzy tygodnie pauzować. Szybko na nogi postawił mnie Leszek Dyja, za sprawą katorżniczej pracy na gumach i piłkach. Wróciłem na boisko, zdobyłem kilka bramek i do końca walczyliśmy o awans do Ekstraklasy. Dostałem propozycję nowej umowy, ale pojawiła się opcja powrotu na stare śmieci i zdecydowałem się podpisać kontrakt ze Stomilem Olsztyn, żeby być bliżej domu.

Sztama między kibicami Górnika i GieKSy pomogła Ci w aklimatyzacji w Katowicach? Spotkałeś na trybunach wiele znajomych twarzy.

– Na pewno to, że kibice Górnika i GieKSy żyli ze sobą w zgodzie było istotnym argumentem. Często na meczach spotykałem kibiców znanych mi z trybun stadionu w Zabrzu, którzy mnie wspierali i dopingowali. To był bardzo fajny czas także pod tym względem.

Jak z perspektywy czasu wspominasz ten rok w GieKSie? Klub nie był jeszcze wtedy na topie organizacyjnym. Liczył się w grze o awans, ale summa summarum zawsze czegoś brakowało.

– Pod względem finansowo-organizacyjnym GKS Katowice nie był może na topie, ale można było zauważyć, że z roku na rok ambicje są coraz większe. Szły z tym w parze coraz większe nakłady finansowe, żeby GieKSa w końcu ten upragniony przez wszystkich awans do Ekstraklasy wywalczyła. Ciśnienie było coraz więcej, a na boisku były też takie momenty, które dawały pretekst ku temu, by o tym awansie móc coraz bardziej realnie myśleć. Brakowało może stabilizacji formy, ale mieliśmy silne podstawy, by mieć ambitne cele.

Patrząc na to, że ambicje walki o awans do Ekstraklasy były już w 2016 roku, gdy grałeś przy Bukowej, jesteś zaskoczony, że ten cel udało się zrealizować dopiero w roku 2024?

– Zdecydowanie. Śledziłem cały czas to, co dzieje się w GieKSie. Prezesem był Wojtek Cygan, którego bardzo miło wspominam. Na pewno za długo to wszystko trwało. Całe środowisko było już tym oczekiwaniem zmęczone, wydawało się, że organizacyjnie GKS Katowice był gotowy na ten awans od kilku lat, ale zawsze czegoś brakowało. Myślę, że tutaj przede wszystkim pod względem sportowym były pewne rezerwy, które udało się w pełni wykorzystać w minionym sezonie. Ja biłem się o awans z Górnikiem i wiem, że I liga nie jest łatwa dla pretendentów. Trzeba sobie ten awans wyszarpać, wywalczyć na boisku. Dlatego bardzo się cieszę, że GieKSa w końcu jest w tej Ekstraklasie. 19 lat oczekiwania, to zdecydowanie za długo. Mam nadzieję, że klub szybko w najwyższej klasie rozgrywkowej okrzepnie i zostanie tutaj na dłużej.

Przed sobotnim Śląskim Klasykiem obie drużyny są nieco w dołku. Górnik przegrał trzy mecze z rzędu, GieKSa nie wygrała dwóch ostatnich spotkań.

– Zawsze kolejny mecz jest zupełnie innym meczem. Ostatni mecz, to historia. Metamorfozy są zupełnie różne i zawsze jakaś historia się zaczyna, a jakaś kończy. Szczególnie czujnym trzeba być po meczach, które wygrywa się w dobrym stylu, żeby później nie osiąść na laurach. Z kolei zespoły, które jak Górnik przegrywają trzy mecze z rzędu, mobilizują się szczególnie, żeby tę kartę odwrócić. Ja myślę, że przede wszystkim tutaj trzeba pamiętać, że to są derby i one rządzą się swoimi prawami. Tutaj progres czy regres formy nie musi mieć żadnego znaczenia. Mam sympatię do jednego i drugiego klubu, ale liczę, że Górnik się tutaj odbije i przełamie tę słabszą serię.

Wybierasz się w sobotni wieczór na Roosevelta?

– Prawdopodobnie będzie mi dane być w Zabrzu na tym spotkaniu. Będę po części zawodowo, po części prywatnie. Cieszę się, że znowu zagoszczę na Roosevelta. W Górniku spędziłem wiele pięknych chwil i zawsze kciuki kieruję w stronę tego klubu. Mam nadzieję, że kibice będą świadkami fajnego widowiska, z minimum trzema bramkami, a na końcu cieszyć będą się kibice z Torcidy.

—–

QUIZ PRZED ŚLĄSKIM KLASYKIEM

Biało-niebiesko-czerwony czy żółto-zielono-czarny?

– Zdecydowanie biało-niebiesko-czerwony.

Sektor 13 przy Roosevelta czy Blaszok przy Bukowej?

– Sektor 13, no (śmiech).

Górnik – Roma czy GieKSa – Barcelona?

– GieKSa – Barcelona tym razem.

Na piwo z Oślizło, Lubańskim i Pohlem czy Rotherem, Piekarczykiem i Furtokiem?

– Z Oślizło, z Oślizło (śmiech).

Arena Zabrze czy Nowy Stadion Miejski w Katowicach?

– Arena Zabrze. Na niej zdążyłem jeszcze zagrać, natomiast nowego stadionu w Katowicach jeszcze nie widziałem na żywo.

Treningi z Janem Urbanem czy z Rafałem Górakiem?

– Z Janem Urbanem zdecydowanie. Tym bardziej, że był w sztabie reprezentacji za Leo Beenhakkera i tam mieliśmy okazję się poznać.

Dzwoni Górnik, dzwoni GieKSa. Wybieram ofertę…

– Retoryczne pytanie. Do Górnika, zdecydowanie.

Weekend z rodziną w Kopalni Guido i Skansenie Królowa Luiza czy Silesii i Strefie Kultury?

– Tutaj, ze względu na dzieci, pojechałbym do Guido i do Strefy Kultury.

Górnik Allianz czy GieKSa Centrozapu?

– O kurde, trudne pytanie, nawet trochę kontrowersyjne… Górnik Allianza niech będzie.

Zabrze Małgorzaty Mańki-Szulik czy Katowice Piotra Uszoka?

– (śmiech) Pomidor.

Nawałka z GieKSy czy Nawałka z Górnika?

– Zdecydowanie w Górniku. W GieKSie z nim nie byłem, ale słyszałem, że już tam robił świetną robotę.

Jorguś czy GieKSik?

– Jorguś.

W Śląskim Klasyku padnie wynik…

– 2:1 dla Górnika.

Graj i wygrywaj z nami na betcris.pl

Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Górnik Zabrze

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments