– Jako zespół musimy funkcjonować lepiej. Były momenty, kiedy gra na boisku zbyt mocno się „rozłaziła”, a to musi być jeden organizm. Dziwiono się, że do faktycznie dobrych piłkarzy miałem czasami uwagi, ściągałem ich z boiska, ale co z tego, że ktoś błyśnie akcją w ofensywie, skoro potem nie wróci, zapomni o pressingu i naszych ustaleniach – mówi dla „Sportu” Robert Warzycha, trener – menadżer Górnika Zabrze.
Jeżeli ktoś w Columbus zapyta jaki Pan zespół prowadzi w Polsce, to jaka będzie odpowiedź?
– Powiem, że dobry, który ma kilka indywidualności. W dwóch wypadkach mówimy niestety o czasie przeszłym. Z drugiej strony to dobrze, że idzie w świat sygnał – w Górniku możesz się rozwinąć i osiągnąć poziom pozwalający myśleć o zagranicznym transferze. Oczywiście szkoda, że na odejściu Olkowskiego i Nakoulmy klub nie zarobi, ale to inny temat. Tym bardziej, że na wyjeździe Pawła może skorzystać kadra.
Polska liga?
– Siłowa i na pewno przydało by się w niej wartości czysto piłkarskiej. Jest sporo piłkarzy zagranicznych. Gorzej kiedy są na podobnym poziomie jak Polacy. Potem mamy taki problem, jak ze środkowymi obrońcami na poziomie reprezentacyjnym. Jestem jednak zbudowany tym, jak piłkarze podchodzą do treningów. Różne słyszałem opinie. Ze lenie, na bakier z profesjonalizmem… Bzdura, przynajmniej w Górniku. Może zabrzmi to zaskakująco, ale z takim poziomem zaangażowania i koncentracji spotkałem się tylko w Anglii. Z drugiej strony puchary nie kłamią, a w nich jest od lat problem. I raczej to się nie zmieni. Najlepsi wyjadą, na milionowe transfery stać może tylko Legię, napływ świeżej krwi nie jest wystarczający, a jesz cze trzeba 2-3 lata gry w lidze, by młodzi piłkarze weszli na wysoki poziom, co pokazał choćby Paweł Olkowski. I koło się zamyka.
Kiedy zapytają o bazę?
– Stadion, mam nadzieję, zaczną w Zabrzu budować, więc będzie powód do dumy. W USA obiekty są ogromne, ale nie piłkarskie. I nie mają najczęściej dachu. Mamy w Zabrzu dwa boiska treningowe, główne i jedno ze sztuczną nawierzchnią. Biorąc pod uwagę tylko pierwszy zespół, Górnik nie musi mieć kompleksów, ale już patrząc na problem szerzej, a myślę o rezerwach, młodzieży, dzieciakach… Absolutnie powinno być tego więcej.
Górnik może stracić latem Mateusza Zacharę?
– Powiedziałem piłkarzom, że będę dumny, jeżeli ktoś lepszy i bogatszy się po was zgłosi. Po to grają i to nie zmienia się od lat. Ja też byłem szczęśliwy, kiedy z Górnika chciał mnie kupić Everton. Nie odejdzie jednak Mateusz za „czapkę gruszek”, bo to nie miało by sensu. Ponoć pytają, ale zbyt wcześnie na konkrety.
Piłkarsko jest gotowy?
– Byłby na pewno gdyby nie kontuzja i mimo wszystko długa przerwa. Ale kiedy jest dobra propozycja to trzeba próbować. Jak to powiedział Łukasz Madej – jeżeli wyjedziesz w młodym wieku i ci nie wyjdzie, zawsze masz gdzie wracać i mądrzejszy wykorzystasz może drugą szansę. Potem może być już za późno. Oczywiście nie chciałbym być źle zrozumiany. Dla mnie lepiej by Mateusz został.
Dlaczego ściągacie do ataku Brazylijczyka?
– Też. Czy Zachara odejdzie, czy zostanie, kolejny napastnik jest nam potrzebny. Przecież odchodzi Nakoulma, a sezon jest długi.
Oglądaliście go „na żywo” czy tylko na YouTube w internecie?
– Wiem do czego Pan zmierza. Widziałem na kasetach całe mecze w jego wykonaniu. Nie jeden, nie dwa… Strzela gole, może grać na „9”, ale też na bokach pomocy. Podoba mi się jego dyscyplina taktyczna. Nazwisko podamy kiedy złoży podpis, ale jest bardzo blisko Górnika. Pozostali Brazylijczycy przyjadą i najpierw zobaczymy, co są warci.
Mieli grac w Zabrzu wychowankowie…
– Zawsze będą mieli priorytet, ale zobaczyć piłkarza zawsze można. Górnik ma zakaz transferów, więc musimy być elastyczni. Żal było by kogoś przegapić.
Coś przez tych kilkanaście dni będzie Panu spędzało sen z powiek?
– Chciałbym, żeby tylko zmiana czasu… Poważnie? Marzę tylko o tym, by w końcu mieć do dyspozycji wszystkich piłkarzy, którzy są w kadrze, a leczyli urazy. Kilku nas pożegnało, ale cały czas uważam, że mając zdrową kadrę, stać nas na bardzo solidną grę. Nie wnikam w przyczyny, ale jeżeli wiosną w niektórych meczach było po jedenastu ludzi nieobecnych z powodu kontuzji, musiało się to przełożyć na wynik. Ruch na mecz z Lechem jechał chyba bez trzech, czy czterech i już pojawił się duży kłopot. My mieliśmy w ponad połowie meczów urazów dwa razy więcej.
Czyli szóste miejsce to…
– Jest u tyle. Może gdyby nie pomyłki sędziów w ostatnim meczu było by czwarte… Ale też pamiętam, że w Bydgoszczy, to nam dopisało szczęście. Jest Legia, potem Lech, a od trzeciego miejsca do – co najmniej dziesiątego – poziom jest podobny. Dlatego – oby nie było w nowym sezonie gorzej. Deklaracji dziś składał nie będę, bo latem może się jeszcze sporo wydarzyć., ale układ sił powinien być podobny. Dotyczy to także nas.
Wielu trenerów narzeka na reformę. Pan?
– Trafiłem do ligi późno. Nie było mnie jesienią, nie pracowałem zimą, a trzeba przejść wszystko, by oceniać to w miarę obiektywnie. Na pewno kluczem do sukcesu była wyrównana kadra, a pod tym względem Legia nie miała konkurencji. Ma 2-3 bardzo dobrych graczy, w tym najlepszego w lidze Radovicia, ale tajemnicą jej sukcesu polega na tym, że ten dwudziesty wychodził na boisko i nie odstawał od dziesiątego.
Który z Pana podopiecznych ma największe rezerwy?
– U każdego można coś poprawić. Nawet jeżeli nie w piłkarskim rzemiośle, to w zakresie przygotowania, taktyki, organizacji… Jako zespół musimy funkcjonować lepiej. Były momenty, kiedy gra na boisku zbyt mocno się „rozłaziła”, a to musi być jeden organizm. Dziwiono się, że do faktycznie dobrych piłkarzy miałem czasami uwagi, ściągałem ich z boiska, ale co z tego, że ktoś błyśnie akcją w ofensywie, skoro potem nie wróci, zapomni o pressingu i naszych ustaleniach. Rezerwy – naprawdę duże – są w grze obronnej. To sytuacja kuriozalna, że w meczu z Lechią,w którym do czwartego miejsca wystarczył nam remis, dwa gole straciliśmy po kontrach. Proszę zresztą zobaczyć, ile Górnik stracił w tym sezonie goli… Trzon zespołu jednak zostaje, a więc nie będę jako trener narzekał. Bramkarze, środkowi obrońcy, Sobolewski, Przybylski i Iwan w środku… A jeszcze Kosznik, Magiera, Madej, Gancarczyk… Wokół tego można budować.
W którym meczu zespół zbliżył się do tego, czego Pan od piłkarzy oczekuje?
– Ktoś powie, że początek meczu z Ruchem i dwa szybkie gole, ale zdecydowanie najlepszą piłkę graliśmy w pierwszej połowie meczu z Jagiellonią. Wiem, że nie da się tak grać zawsze i pełne 90 minut, ale sami piłkarze zobaczyli, że są w stanie. Ten mecz to też przykład tego, jak można kapitał zmarnować. Z tym wiele klubów w Polsce ma problem. Myślę o zmianie tempa, przeniesieniu ciężaru gry, koncentracji. Wręcz umiejętności przetrwania trudnych chwil, bo to też jest sztuka.
Mistrzostwa Świata będą dobrą okazją do podniesienia wiedzy?
– Gdyby wszystkiego można było nauczyć się oglądając mecze w telewizji, to mielibyśmy dziś samych genialnych piłkarzy. Trzeba to zrobić na boisku, czyli połączyć talent z pracą. I mieć trochę szczęścia, ale do oglądania meczów wszystkich oczywiście zachęcam. Zacznę w USA w porze południowej, ale już po kilku dniach, będę oglądał turniej w Polsce.
Źródło: Sport
Foto: Ewa Dolibóg / Roosevelta81.pl