Mecz w Krakowie Górnik Zabrze kończył w podwójnym osłabieniu, po czerwonych kartkach dla Rafała Janickiego i Kryspina Szcześniaka. Sędzia sobotnich zawodów oszczędził Michała Szromnika, który także na granicy przepisów interweniował za linią pola karnego. O „czerwonym” starciu z Pasami, formie drużyny, letnich transferach i planach na przyszłość rozmawiamy z Rafałem Janickim, liderem defensywy 14-krotnych mistrzów Polski.
Umawialiśmy się przede wszystkim na rozmowę przed meczem z Lechią, ale nie sposób nie wrócić do tego, co działo się w Krakowie. Co tam się wydarzyło?
– Zależy o czym mówimy (śmiech). O czerwonej kartce czy o meczu?
Tak czerwonego meczu po jednej stronie w swoim życiu „na żywo” jeszcze nie widziałem.
– Były dwie czerwone kartki, a mogło być więcej tak naprawdę, bo sędzia gdzieś tam w końcówce nas oszczędził. Przydarzyły nam się głupie błędy. Tak się zdarza. Szkoda, bo uważam – z perspektywy boiska – że ten mecz mieliśmy pod kontrolą. Cracovia gdzieś tam napierała, ale ten najgorszy fragment przetrwaliśmy, a na więcej pewnie nie starczyłoby im sił i pewnie byłyby okazje do kontrataków. Nawet Kamil Lukoszek na początku drugiej połowy się urwał i sam poszedł, gdyby zagrał do Erika Janży, to praktycznie byłby sam z piłką przed bramką. Może to był kluczowy moment i gdybyśmy inaczej tę sytuację rozwiązali, ten mecz też inaczej by się potoczył.
Z naszej perspektywy – zwłaszcza po pierwszej połowie – też się wydawało, że odczarowanie stadionu przy Kałuży jest na wyciągnięcie ręki.
– Z boiska też to czułem. Prowadziliśmy, te okazje Cracovii nie były jakieś super klarowne. No, może ta nieuznana bramka mogła coś namieszać, ale spalony był ewidentny. Bardzo szkoda, bo te punkty na pewno były w naszym zasięgu.
Sytuacje kartkowe były podczas analizy szczegółowo analizowane?
– Rozmawialiśmy o tym. Dominik trochę źle zagrał tę piłkę, ale w jego wypadku trzeba przede wszystkim wyczyścić mu głowę, żeby tego za bardzo nie rozpamiętywał i o tym nie myślał. Jeszcze niejeden taki mecz przed nim i niejeden błąd, bo jest młody. W niedzielę gra kolejny mecz i to jest teraz najważniejsze. Mam nadzieję, że o Cracovii szybko zapomni i przestawi głowę na kolejne spotkanie. Ja też mogłem odpuścić ten faul. Już nawet miałem myśl, żeby go puścić i niech się zmierzy ze ”Szromem” sam na sam. No, ale Kallman bardzo sprytnie to wykorzystał. Myślę, że on bardziej chciał tej czerwonej kartki dla mnie niż strzelić bramkę. Czerwona kartka ”Szczeny” z kolei też była trudna. Moim zdaniem on zagrał tę piłkę jako pierwszy, a Rózga wykorzystał kontakt i się położył. Sędzia mógł gwizdnąć w dwie strony i wybroniłby się z każdej decyzji tak naprawdę.
Twoja kartka była faktycznie bardzo ”miękka”. Czułeś w ogóle kontakt w tej sytuacji?
– Właśnie nie. Nawet po meczu mówiłem do kierownika, że w ogóle nie czułem gdzie jest ten kontakt. Kierownik po meczu rozmawiał z sędziami i niby kolanem gdzieś go zahaczyłem. To musiało być minimalne, bo naprawdę kompletnie tego nie odczułem, żebym go tak wytrącił, żeby spowodować taki upadek.
Ale jak sędzia wyciągnął kartkę, to protestów z Twojej strony nie było.
– No nie, bo to była taka sytuacja, że na 100 fauli 99 sędzia by gwizdnął, dlatego nawet nie miało to sensu. Mogłem sobie tylko pogorszyć sytuację.
Wyautowałeś się z występu z Lechią. „Twoją” Lechią.
– Szkoda, naprawdę, ale już nie pierwszy raz jak mecz z Lechią opuszczam. Może to i dobrze, człowiek nie będzie tak rozmyślał, że gra z Lechią, a szanse mają teraz inni. Nie ma mnie, nie ma Kryspina Szcześniaka, więc będą mogli wykazać się chłopaki, którzy grali mniej. Jak tę szansę wykorzystają, mogą wskoczyć na dłużej, a my siądziemy na ławę. Taka jest piłka, moja nieobecność to szansa dla kogoś innego.
Jak to się stało, że chłopak z Polic – z Pomorza Zachodniego – trafił do Trójmiasta i grał w Lechii, a nie Pogoni?
– Kiedy grałem w Policach, to Pogoń była na tym samym poziomie rozgrywkowym co my. Pogoń wtedy nie za bardzo inwestowała w młodych. Tam grali doświadczeni zawodnicy, żeby jak najszybciej odbudować pozycję klubu na piłkarskiej mapie Polski. Z kolei co do Lechii, wiem, że mnie obserwowali i miałem sygnały, że przyjeżdżali na mecze, żeby mnie obejrzeć. Zresztą nie tylko oni, bo miałem w pewnym momencie wybór czy iść do Gdańska czy do Gdyni, bo Arka też mnie chciała ściągnąć. Przyszło zaproszenie na testy i miałem sobie wybrać, gdzie chcę iść się sprawdzić. Przeanalizowałem kadry obu drużyn, więcej zawodników znałem z Lechii i pojechałem do Gdańska. Miałem być tam zawodnikiem drużyny rezerw, ale tak się to potoczyło, że szybko udało mi się przebić do pierwszej drużyny i zakotwiczyłem tam na dłużej.
Jak ten czas wspominasz?
– Przede wszystkim wchodziłem w dorosłość. Dużo mi się podczas pobytu w Lechii zmieniło nie tylko pod względem sportowym, ale też życiowo. Odciąłem pępowinę od rodziców, zamieszkałem sam, uczyłem się, a potem poznałem swoją przyszłą żonę. To był fajny czas, bo piłkarsko też się dużo nauczyłem, zadebiutowałem w Ekstraklasie i trochę występów w barwach Lechii w niej zaliczyłem.
Blisko 200 meczów Ci się uzbierało w trakcie pobytu w Gdańsku. Chyba tylko w pierwszym sezonie zaliczyłeś trzy występy, a potem regularnie po 20-30 gier na sezon.
– Nawet ostatnio się śmiałem z Dominikiem Szalą, że jego rok temu ciągle nie było, bo jeździł na reprezentację i ja miałem to samo. Dlatego w tym pierwszym sezonie zagrałem tylko trzy mecze, pewnie w przeciwnym wypadku uzbierałbym ich dużo więcej.
Spadek Lechii sprzed roku był dla Ciebie niespodzianką? Dwa lata temu byli przecież w czubie tabeli.
– Czy to była niespodzianka? Nie powiedziałbym. Wszystko wskazywało na to, że oni tą grą są bliżsi spadku niż utrzymania. Kadrę mieli dużo lepszą niż my, ale gra na boisku nie wyglądała najlepiej. Do tego dużo zawirowań u góry czy na ławce trenerskiej. Wiem, że bardzo to przeżywali, ale po prostu nie szło. Umiejętności mieli wysokie, ale taka nasza liga jest specyficzna, że praktycznie co roku są niespodzianki.
Lechia wróciła po roku, ale znowu mówi się, że organizacyjnie do Ekstraklasy nie dojechała.
– Wiem o tym tylko z mediów czy od znajomych z Gdańska, bo z obecnej kadry nie znam tam nikogo. Na pewno szkoda, bo klub z takiego miasta, z takim zapleczem, powinien funkcjonować na zgoła odmiennych warunkach.
Górnika czeka teraz beniaminkowy maraton. W trzech najbliższych kolejkach zagracie z Lechią, Motorem i GieKSą. Jaki bilans punktowy zadowoli Was po tych trzech meczach? Mówimy o drużynach, które różnie weszły w sezon.
– Nawet, gdyby to nie byli beniaminkowie, to powiedziałbym, że mnie zadowoli tylko dziewięć punktów, ale nie chciałbym też, żeby to nas zgubiło. Każdy z tych zespołów nie jest tutaj z przypadku i na pewno coś potrafi. Lechia ma dwa punkty, ale w ostatnich meczach pokazała, że jest groźna. Motor i GKS Katowice to samo, przecież GieKSa ostatnio wygrała z Jagiellonią, mistrzem Polski. Kto wie, może to będą nawet cięższe mecze niż ze starymi ligowymi rywalami.
W tabeli jest niesamowity ścisk. Te trzy mecze mogą przesądzić o tym czy tej jesieni powalczycie o górną czy dolną połówkę tabeli.
– Dokładnie, dlatego trzeba myśleć o tym, żeby w każdym z tych meczów punktować. Na ten moment całą uwagę kierujemy na najbliższym spotkaniu z Lechią, żeby tam wygrać i dopisać trzy punkty. A później będziemy myśleć co będzie dalej.
Patrząc na Waszą formę, uważasz, że doszliście już do optymalnej dyspozycji czy są jeszcze jakieś rezerwy?
– Myślę, że wygląda to zdecydowanie lepiej niż na początku sezonu. Isma odpalił, szkoda, że kontuzje mają ”Ambro” i ”Poldi”, przez co są rotacje w składzie. Coraz więcej jest przesłanek ku temu, że idzie to wszystko w dobrym kierunku. Przyszedł nowy napastnik, mam nadzieję, że szybko się wkomponuje w zespół i on także będzie wartością dodaną.
Miałeś okazję zobaczyć już Sanina Bakisa face to face? Podobno warunki fizyczne ma na miarę zmory każdego obrońcy.
– Jeszcze nie, wczoraj raptem mi mignął gdzieś w klubie. Po kilku treningach będę pewnie mógł powiedzieć coś więcej, na razie ze zdjęcia ciężko mi oceniać (śmiech).
Możesz pokusić się o ocenę, czy Górnik po letnich ruchach transferowych ma dziś większy potencjał niż rok temu?
– To ciężkie pytanie, bo odpowiedź uderza albo w tych co byli, albo w tych co przyszli. Z doświadczenia mogę jednak powiedzieć, że nie wiem czy potencjał drużyny w naszej lidze ma aż takie wielkie znaczenie. Nasza liga jest bardzo specyficzna i im szybciej się ktoś do niej wpasuje tym lepiej dla jego drużyny. Pod względem potencjału na pewno Lechia ma młodą, perspektywiczną kadrę. Wydawało im się, że będą latać po boiskach Ekstraklasy i zdobywać punkty, a tak nie jest. W pierwszej lidze mogli zrobić więcej, tutaj już nie są w stanie. Jeżeli chodzi o nas, wszystko zweryfikuje tabela na koniec sezonu. Jeżeli skończymy wyżej niż przed rokiem, będziemy mieli powody do zadowolenia.
Przerwa na kadrę akurat w tym momencie, to dobry czas? Wydawało się, że łapiecie rytm meczowy i formę, a tu znowu trzeba będzie trenować i grać sparingi. Tym bardziej, że po tych przerwach z natury Górnik wyglądał słabiej.
– Osobiście, jak już jestem w rytmie, to wolałbym grać bez przerw do grudnia. Takie są przepisy i terminarz, że kiedyś ta reprezentacja musi grać. Mamy zaplanowany sparing, więc podtrzymamy rytm meczowy. Obyśmy tę tendencję słabszych występów pod przerwie na kadrę zmienili.
Pod względem liczby występów w Ekstraklasie powoli dobijasz do czołówki, ale brakuje tytułów i występów w reprezentacji Polski właśnie. To Twoja porażka?
– Czy porażka? Czy żałuję? Z natury niczego w życiu staram się nie żałować. Brakuje na pewno wisienki na torcie, może tak to nazwę (śmiech). Szkoda, bo byłem na zgrupowaniu kadry cztery czy pięć razy i nie udało mi się zadebiutować. Trofeów też na pewno brakuje, tym bardziej, że kilka razy było blisko. Ostatnio mignęła mi lista zawodników z największą liczbą występów w Ekstraklasie. Każdy z nich coś zdobył, ja jestem taki golas (śmiech). Nabijam tylko mecze na razie, a nic nie wygrałem. Wszystko przede mną. Czuję się dobrze fizycznie i mentalnie, także może jeszcze pucharu się doczekam. Może w tym sezonie z Górnikiem?
Kadra to dla Ciebie temat zamknięty? Masz 32 lata. Dużo na piłkarza i niedużo, jak na obrońcę.
– Myślę, że ten temat jest zamknięty. Pociąg odjechał już dawno i o tym nie myślę. Jest kilku młodszych chłopaków, którzy w kadrze grają i życzę im powodzenia.
Mówisz o Górniku i sukcesach. W czerwcu wygasa Twoja umowa z klubem. Wiesz już co dalej? Chcesz zostać w Zabrzu, spróbować sił w innym klubie Ekstraklasy czy może za granicą?
– Na pewno chciałbym zostać w Górniku. Dobrze się tutaj czuję, rodzina też się fajnie zaaklimatyzowała. Jednak to co będzie, to też nie do końca ode mnie zależy. Jest trener i osoby decyzyjne w klubie, to one będą musiały podjąć decyzję. Co będzie w styczniu, czas pokaże. Na razie skupiam się na tym, żeby pokazać się z jak najlepszej strony i móc dalej występować w Zabrzu. Życie piłkarza jest jednak takie, że nie zawsze jest tak jakbyśmy chcieli, dlatego czy zostanę czy nie, mam nadzieję, że sobie poradzę.
Kibice linii defensywy Górnika bez Rafała Janickiego sobie nie wyobrażają. Miałeś ogromny front wsparcia po złamaniu kości kostki w meczu z Piastem Gliwice, kiedy musiałeś długo pauzować.
– To było dla mnie niezwykle miłe i totalnie się tego nie spodziewałem. Odkąd jestem w Górniku, cały czas czuję wsparcie kibiców. Staram się im odpłacić za to swoją postawą na boisku. Gdybym dawał ciała, to kibice na pewno nie byliby za mną.
Budowa czwartej trybuny powoli wkracza w decydującą fazę. Tobie na pewno będzie dane zagrać przy pełnych trybunach Areny Zabrze.
– Zawsze powtarzam w rozmowach ze znajomymi, że jestem pod dużym wrażeniem kibiców Górnika. Jestem w Zabrzu czwarty rok, czasem byliśmy niżej, czasem wyżej, ale zawsze ta frekwencja była wysoka i rzadko kiedy spadała poniżej 10 tysięcy kibiców. Są obok stadiony, gdzie kibice też się pojawiają, ale nasi fani są w tym wszystkim chyba najbardziej oddani i regularni. Szkoda, że na otwarcie tej czwartej trybuny zagramy prawdopodobnie z Koroną, bo to ostatni mecz w tym sezonie. Niczego im nie ujmuję, ale lepsze byłyby derby.
Zagrasz za to przy Roosevelta przeciwko GieKSie, gdzie też stadion ma pękać w szwach.
– Czytałem właśnie, że kibice GKS-u kupili już wszystkie bilety i będzie ich cztery tysiące. Fajnie, takie mecze bardzo cieszą, kiedy jest dużo ludzi na trybunach i niosą dopingiem. W przerwie meczu z Rakowem szliśmy z ”Rasim” do szatni i tak z podziwem patrzyliśmy na te nasze trybuny. Czekam na to z utęsknieniem, jak ta czwarta trybuna powstanie i nasz stadion będzie się zapełniał.
Czwarta trybuna, to też nowa część ”Galerii Sław” Górnika Zabrze. Może zawiśnie tam Rafał Janicki?
– (śmiech) Nie, myślę, że nie. Podchodzę do tego ze spokojem. Przede mną jest jeszcze wielu świetnych zawodników. Największe szanse mają chyba ”Poldi” i Erik. Ja myślę, że na pewno nie, ale im bym tego z pewnością życzył.
Graj i wygrywaj z nami na betcris.pl
Źródło: Górnik Zabrze/ Roosevelta81.pl
Foto: Górnik Zabrze
Żeby być w Galerii Sław, to trzeba najpierw mieć sukcesy. Do dziś się zastanawiam, co robi tam Adaś Danch, owszem oddany Górnikowi, ale to nie Galeria Zasłużonych…
To samo Wisniewski i Hajto
No tak nic się nie stało, nic się nie dzieje……..czerwone kartki to się zdarzają, z beniaminkami może być trudniej niż z pozostałymi druzynami……??? ręce opadają, co tu myśleć……
Proponuję w meczach z Lechią, GKS-em i Motorem, od razu rzucić na murawę biały ręcznik, wszak to beniaminkowie.
Lubię, szanuję i jestem sympatykiem Lukasa i Eryka. Ale, żeby wejść do Galerii Sław, to trzeba coś z Górnikiem osiągnąć, nie tylko utrzymanie w ekstraklasie…
A Jacek W co osiągnął? Niedługo chyba go zdejmą jak zapadnie wyrok ⚖