– Przed ostatnim sparingiem trener wyznaczył mnie na kapitana. Pod nieobecność Adama Dancha będą starał się godnie go zastąpić, aby wszystko szło w dobrym kierunku – mówi Krzysztof Mączyński, pomocnik Górnika Zabrze.
Poważna kontuzja Dancha sprawiła, że szkoleniowiec musiał wybrać nowego kapitana. Niespodziewanie do tej roli wytypowany został Mączyński. – Taka była decyzja trenera – zdradza pomocnik. Kapitańska opaska dodała mu jeszcze większej pewności siebie, choć już od startu tego sezonu spisywał się naprawdę dobrze, a wielu kibiców zabrzańskiej drużyny uznało go za najlepszego gracza poniedziałkowego spotkania przeciwko Zagłębiu Lubin. – Z gry i wyniku na pewno możemy być zadowoleni. Trochę niepokoić może natomiast stracona bramka. Wpadła w takim momencie, gdy praktycznie dominowaliśmy na boisku. To już jest jednak mało istotne. Jest po meczu, dopisaliśmy trzy punkty i skupiamy się na najbliższym rywalu – podkreśla nowy kapitan 14-krotnych mistrzów Polski.
Mimo wygranej, w końcówce na boisku było nerwowo. – Przy tej ostatniej sytuacji Zagłębia spalony był ewidentny. Trenujemy skracanie pola gry i w tym przypadku linia obrony wywiązała się ze swojego zadania w stu procentach. Motywowaliśmy się szczególnie w tej końcówce, bo w poprzednich meczach straciliśmy bramki w ostatnich minutach – mówi „Mąka”. – Za moimi plecami linię spalonego kontrolował Paweł Olkowski i widział, że Piech znajduje się na pozycji spalonej, więc wszystko było pod kontrolą – opisuje sytuację Ołeksandr Szeweluchin, który po raz pierwszy miał okazję wspólnej gry z Błażejem Augustynem. – Współpracowało nam się bardzo dobrze, trenowaliśmy razem przez całe dwa tygodnie. Jesteśmy profesjonalistami i musimy się dostosować do myśli szkoleniowca. Myślę, że wyglądało to nieźle – ocenia „Szewa”.
Po spotkaniu z Lubinem w obozie „Trójkolorowych” jest więcej zadowolenia i spokoju niż powodów do narzekań. – W pierwszej połowie graliśmy rewelacyjnie, czułem, że wszystko nam wychodziło. Jeden z rywali (Arkadiusz Piech, dop. red.) przyznał, że wygrywamy wszystkie piłki – zdradza to, co działo się na murawie Szeweluchin. Podobnego zdania jest Mączyński. – Kontrolowaliśmy mecz i mieliśmy sporo sytuacji, ale zabrakło skuteczności. Najwięcej akcji wychodziło ze środka pola i w tym miejscu boiska nie wolno nam tracić piłki, bo to może grozić kontratakiem. Środek pola to jest „serducho” i tam walkę trzeba wygrać od początku do końca. Teraz jedziemy na Legię i zapowiada się fajny mecz. Zagramy o zwycięstwo i na pewno nikt nie cofnie nogi.
– Nie patrzymy na tabelę, tylko skupiamy się na tym, aby jak najlepiej zrealizować swoje założenia na grę. Wszystko zweryfikuje boisko, ale z pewnością będziemy bić się o swoje – podkreśla „Szewa”, który jest pewniakiem do występu na Łazienkowskiej, choć nie wiadomo, kto zagra u jego boku.
źródło: Roosevelta81.pl
foto: Kamil Dołęga/Roosevelta81.pl