Miałem napisać felieton na temat szans naszego ukochanego Górnika na awans do Ekstraklasy. Jednak odstawienie od składu przez trenera takich zawodników jak Danch, Kosznik, Plizga czy Kasprzik to dobry powód, aby podyskutować nad szatnią, nad atmosferą, nad decyzjami trenera i postawie niektórych kopaczy zabrzańskiego Górnika. O tej czwórce można powiedzieć jak Jacek Gmoch „Mają bessę, tzn. hossę, tzn. bessę, tzn. źle im idzie.”
Zacznijmy od przypomnienia sobie postawy drużyny w meczu z Zagłębiem Sosnowiec, spotkaniu prestiżowym z punktu widzenia każdego kibica. W tym spotkaniu ujrzeliśmy dwóch z czterech odstawionych od składu zawodników. Wydaje się, że decyzja Brosza była jak najbardziej słuszna, bo jak tu tłumaczyć Rafała Kosznika, który po boisku bardziej chodzi niż biega? Wracać za akcją nie bardzo mu się chce, co udowodnił przy pierwszej bramce. Kompletnie odpuścił krycie, dał się wyprzedzić a jego pogoń za Michalakiem można porównać do powrotu Gergela podczas WDŚ na otwarcie stadionu. Rafał przez cały mecz udowodnił trenerowi i kibicom, że mu nie zależy, myślami nie ma go na boisku. Taka sytuacja miała miejsce niestety nie po raz pierwszy. W drugiej połowie meczu z Kluczborkiem sfaulował rywala i odpuścił. Sędzia nakazał kontynuować grę, a rywale wyszli w przewadze – na szczęście akcja zakończyła się bez konsekwencji, bo MKS był w szoku, że pozwala mu się na tak wiele. Przyznam szczerze, że czekałem na jego powrót do drużyny, raz nawet go spotkałem w jednej z Gliwickich przychodni, gdzie deklarował, że jest gotowy i zrobi wszystko, żeby pomóc. Niestety po obiecującym początku postanowił odpuścić sobie kompletnie grę na wysokim poziomie.
Nie lepszy był Dawid Plizga, choć jego styl wskazuje na wolne poruszanie się po boisku i od czasu do czasu przyśpieszenie, aby zaskoczyć przeciwnika. Pamiętam jego dobrą grę dla Zagłębia Lubin, gdzie jego nagłe zrywy zachwycały. Podczas meczu nie zachwycił, a wręcz byłem zażenowany, gdy widziałem jego przebieżki na prawym skrzydle. Natomiast Dawid po meczu wdał się w „pyskówkę” z kibicami na trybunie wschodniej. Padły niecenzuralne słowa, skończyło się niezbyt przyjemnym wrażeniem.
Adam Danch, czyli „el capitan”, a raczej były kapitan. Adaś niestety mocno spuścił z tonu,
już w poprzednim sezonie nie zachwycał, natomiast w tym dał się zapamiętać głównie ze względu na zmianę fryzur. Nie mogę odmówić mu czasem zaangażowania, zdarza mu się harować za trzech, ale…. No właśnie jedno, ale. Takie mecze, gdzie Adam naprawdę walczył, dyrygował i harował za innych można policzyć na palcach jednej ręki.
Nie od dziś wiadomo, że w szatni rządzą „starzy wyjadacze” i to oni mają największy wpływ
na atmosferę. Oni winni są dawać przykład młodym jak piłkarz ma się prowadzić, jak pracować na treningach, jak wypełniać polecenia taktyczne nakreślane przez sztab szkoleniowy. Co robią nasi „wyjadacze”?
W programie Polsatu Nice 1 Liga Andrzej Iwan wspomniał o podziale w szatni Górnika, o starych zawodnikach, którym nie podobają się metody trenera Brosza.
Otóż drodzy „Panowie piłkarze”, zawodnicy są od tego, żeby grać i słuchać bezgranicznie trenera, a nie od tego, aby podważać jego metody pracy czy autorytet. W niejednym polskim klubie piłkarze zwalniali trenera, wiele komentarzy słychać, że „Panowie Piłkarze” stoją również za zwolnieniem Roberta Warzychy z Górnika. Jeśli zawodnikowi nie pasują metody trenera to zwyczajnie odchodzi z klubu i szuka sobie nowego. Tylko jaki klub zechce zawodnika, który bawi się w managera?
Górnik młodzieżą stoi…
… i oby tak pozostało. Pamiętam, jak byłem młody, zawsze podczas meczu w telewizji ojciec krzyczał do odbiornika, aby trener wpuścił młodych, bo „oni się wybiegają po boisku, będą trawę gryźć, byleby się pokazać, nie tak jak te stare dziady”. Trzeba przyznać, że miał rację, młodym piłkarzom zawsze zależy bardziej, aby się pokazać, aby zaistnieć. Przykłady mamy w ostatnich spotkaniach Górnika. O Łukaszu Wolsztyńskim mówią wszyscy, ale nie tylko na niego pragnę zwrócić uwagę, choć jak mawiał Jacek Gmoch „A co ten chłopak miał zrobić. Podciągnął, walnął, no i jest”. Maciek Ambrosiewicz przy Matuszku wyrasta na świetnego defensywnego pomocnika, potrafi też rozegrać piłkę do przodu oraz uderzyć jak trzeba, co również już udowodnił. Tomek Loska, który przebojem wdarł się do bramki Górnika zostawiając w polu Wojciecha Pawłowskiego, Mateusza Kuchte i Grzegorza Kasprzika, a do niedawna mówiono o nim w kontekście 3 bramkarza, Tomek udowodnił,
że ma charakter, że jest zdolny, a z każdą interwencją nabiera pewności siebie i niezbędnego
na tej pozycji doświadczenia. Pamiętam jak po swoim powrocie z Rakowa deklarował „Rola trzeciego bramkarza nie wchodzi w grę”, dla niego liczyło się, aby być numerem 1 – wtedy takie deklaracje mało, kto brał na poważnie – Tomek się tym nie przejmował i ciężko pracował. Trener to zauważył i postawił właśnie na niego. Adam Wolniewicz, który koniec jesieni grał na prawej obronie, teraz wygryzł z pozycji wspomnianego na początku Adama Dancha. Młody Wolniewicz wygląda coraz lepiej, zdarza mu się jeszcze przegrać pojedynki w obronie, ale kto nie popełnia błędów?
Młodym takie błędy się wybacza.
W kolejce czekają już następni (Olszewski, Pikul, Żurkowski, Żagiel, Pawłowski, Rafał Wolsztyński), którzy na pewno nie przepuszczą okazji, aby się pokazać i udowodnić wszystkim, że GÓRNIK ZABRZE MŁODZIEŻĄ STOI!
TEKSTY PUBLIKOWANE W DZIALE “OKIEM ŻABOLA” SĄ PRYWATNYMI OPINIAMI AUTORA
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl