Maciej Ambrosiewicz jeszcze półtora roku temu nie mógł legalnie kupić piwa w sklepie, a dziś stanowi ważną postać w zespole Marcina Brosza. W rozmowie z naszym portalem 19-latek urodzony w Gdyni mówi m.in o tym, jak ciężko odciągnąć piłkarzy Górnika od treningów, o atmosferze w drużynie i dlaczego lubi zaglądać na oficjalną stronę klubu.
Roosevelta81.pl: Ile miałeś lat, gdy wyjechałeś do Karwiny?
Maciej Ambrosiewicz (pomocnik Górnika): – Miałem wtedy 16 lat.
W młodym wieku czekał Cię test dojrzałości.
– Jest to jakieś ryzyko, ale byłem na to gotowy i z perspektywy czasu na pewno nie żałuję tej decyzji. Dzięki temu szybko dojrzałem. To też sprawiło, że szybciej wszedłem do drużyny, bo już byłem dojrzalszy.
Jak chłopak z Gdyni odnalazł się w Śląskiej szatni Górnika?
– Nie było problemu. Z braćmi Wolsztyńskimi czy z Tomkiem Loską od razu załapaliśmy super kontakt. Trzymamy się też poza boiskiem, odwiedzamy się, więc mogę powiedzieć, że dobrze odnalazłem się w szatni. Cieszę się, bo to na pewno bardzo mi pomogło.
Pamiętasz swój debiut z Legią?
– Pamiętam.
Jakbyś porównał siebie z tamtym Maciejem Ambrosiewiczem?
– Bardzo się rozwinąłem. Dużo pewniej się czuje na boisku i potrafię podejmować lepsze decyzję. Mam nadzieję, że za rok będę mógł powiedzieć to samo, że dalej się rozwijam i podążam w odpowiednim kierunku.
Jaką radę przekazałbyś dzisiaj juniorowi, którego czeka debiut w dorosłym futbolu?
– Przede wszystkim trzeba mieć pewność siebie. Chcąc nie chcąc w debiucie z Legią stres mi towarzyszył, a to nie pomaga w pokazaniu tego, co się w pełni potrafi na boisku. Ważny jest oczywiście rozwój fizyczny. Zarówno w I lidze i Ekstraklasie jest to bardzo ważny aspekt. Są to ligi mocno fizyczne.
Po przyjściu do Górnika zostałeś wrzucony na głęboką wodę. Nie zaczynałeś od gry w rezerwach Górnika, jak choćby Szymon Żurkowski, tylko od razu czekała Cię gra w I lidze.
– Zgadza się, nie miałem przedsionka do pierwszej drużyny w postaci rezerw. Bywało, że zagrałem dwa mecze, później dwa zaczynałem na ławce, potem ponownie grałem i ponownie byłem na ławce. Trener rotował nami, byśmy dalej ciężko pracowali i nie popadli w samo zachwyt. Myślę, że nam wszystkim młodym zawodnikom na dobre to wyszło.
Po awansie Górnik tak się rozwinął, czy Ekstraklasa jest po prostu zbliżona poziomem do I ligi?
– Wydaje mi się, że to właśnie dzięki tej ciężkiej pracy jesteśmy właśnie w tym miejscu. Tak naprawdę cały miniony sezon pracowaliśmy, żeby w taki sposób zagrać w sześciu ostatnich meczach. Dopiero wtedy zrozumieliśmy to, czego trener oczekiwał w naszej grze. Na początku nie było łatwo, bo jednak było dużo nowych zawodników, w tym sporo młodzieży i nowy trener. Ale dzięki temu, że to wszystko załapało w odpowiednim momencie teraz tak to wygląda w Ekstraklasie. Mamy swój styl, mamy swoje schematy i każdy pracuje dla drużyny. Nie ma w naszym zespole osób, które grają pod siebie. Każdy życzy drugiemu w drużynie jak najlepiej.
Na pewno pomaga też świetna atmosfera w zespole.
– I w szatni i poza nią wszyscy się razem trzymamy. Wszyscy sobie wzajemnie pomagają, do każdego można podejść i o coś zapytać czy poprosić. Oczywiście, wyniki napędzają, ale wszyscy mamy świadomość, że najważniejsze jest dobro drużyny. Każdy się cieszy z bramki kolegi, nikt nie patrzy się tylko na siebie. To na pewno pomaga.
Jedną z największych rewelacji sezonu jest duet, który tworzyłeś w pierwszych meczach z Szymonem.
– Byliśmy szczęśliwi, że tak to się wszystko układało. Wszyscy patrzyli na nas inaczej, bo w końcu dwóch młodych i zadawano pytania, czy sobie poradzimy. Musimy z Szymonem podziękować trenerowi, że zaufał i dał nam szansę. Wydaje mi się, że tę szansę wykorzystaliśmy i teraz musimy dalej ciężko pracować, jednocześnie pokazać trenerowi, że może na nas liczyć.
Sodówka nie uderzyła do głowy?
– Na pewno nie i myślę, że mogę to samo powiedzieć w imieniu kolegów z drużyny. Na każdym treningu widać, że wszyscy chcą się rozwijać. Zdarza się, że trener musi nas ściągać z treningu, bo każdy chce jeszcze dłużej popracować, czy to nad strzałem, dośrodkowaniem czy innym elementem, który jest ważny na danej pozycji.
W meczu z Wisłą Płock zostałeś przesunięty na prawą obronę. Nie tęskniłeś za środkiem pola?
– Bardzo lubię prawą obronę. Fajnie nam szło na środku z Szymonem, ale trener podjął taką decyzję i na środku zagrał nasz kapitan – Szymon Matuszek, który prezentował się bardzo dobrze w dwóch ostatnich meczach. Tak jak mówiłem, najważniejsze jest dobro zespołu i cieszę się, że mogę grać, niezależnie czy to obrona, czy środek pomocy.
Rafałowi Kurzawie na dobre wyszła gra na boku obrony w I lidze.
– Na boku obrony inaczej się trzeba ustawiać i inne są wymagania taktyczne. Mogę częściej podłączać się do akcji ofensywnych, może w końcu zaliczę jakąś asystę (śmiech), więc na pewno dzięki grze na prawej stronie można się rozwinąć. To właśnie widać na przykładzie Rafała, bo dziś to kluczowy zawodnik naszego zespołu. Myślę, że gra na lewej obronie pomogła mu w aspekcie taktycznym i w grze obronnej jak choćby w pojedynkach 1 na 1 z rywalem.
Nobilitacją za dobrą grę było dla Ciebie pierwsze powołanie do reprezentacji U-20, gdzie paradoksalnie byłeś jednym z najbardziej doświadczonych zawodników.
– Pod względem występów w seniorskiej piłce można tak powiedzieć. Było jeszcze dwóch-trzech zawodników, którzy na co dzień grają w Ekstraklasie, natomiast reszta czeka na swoją szansę. Ale to nie miało żadnego znaczenia. Bardzo dobrze dogadywałem się z chłopakami i cieszę się, że mogłem tam być.
Na papierze porażka 1:6 z reprezentacją Włoch wydaje się bolesna.
– Wynik poszedł w świat, ale osoby, które widziały mecz mogą odebrać to spotkanie inaczej. Do przerwy przegrywaliśmy 1:3, ale przez 20 minut drugiej połowy byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem, mieliśmy sytuacje bramkowe, ale potem dostaliśmy pechową czerwoną kartkę, która tak naprawdę skończyła ten mecz. W 10 bardzo ciężko się grało i stąd też kolejne gole. Jednak nie wydaje mi się, żeby między nami była wielka różnica.
Po przerwie reprezentacyjnej czekał was mecz z Bruk-Betem, po którym na kilka godzin wskoczyliście na fotel lidera. To działa na wyobraźnię?
– Każdy z nas czasem spojrzy na tabelę, bo jest ona wszędzie. Ale tak, jak podkreśla trener, zawsze skupiamy się na najbliższym spotkaniu. Wiadomo, że fajnie być liderem, ale jeszcze fajniej, jak jest się nim po 37 kolejkach. Wiele było drużyn, które na tym etapie były pierwsze, a ostatecznie kończyły o wiele niżej.
W sobotę podejmujecie u siebie Śląsk Wrocław. Można powiedzieć, że z Areny Zabrze uczyniliście twierdze. Dziesięć punktów w czterech meczach robi wrażenie.
– Też się cieszmy, że udało nam się wygrać pierwszy mecz na wyjeździe. Żeby trzeba być dobrym zespołem trzeba być punktować zarówno u siebie, jak i poza domem. Cieszymy się, że jeszcze nie przegraliśmy na naszym stadionie i liczymy, że uda nam się to potrzymać, najlepiej do końca sezonu. Nasi kibice na to zasługują.
Szykuje się kolejny komplet publiczności. Śledzicie w szatni licznik sprzedanych biletów na oficjalnej stronie Górnika?
– Nie wiem jak inni, ale ja lubię tam zaglądać i bardzo się cieszę, bo to dla mnie zawsze bardzo duże wydarzenie. W Polsce nigdzie nie można zagrać przy takiej publiczności. To jest super sprawa. W szatni cały czas jesteśmy pod wrażeniem tego, i wciąż nie możemy się między sobą nadziwić, ilu kibiców przychodzi na nasze spotkania. Cieszymy się, bo oni nam bardzo pomagają.
Można już się do tego przyzwyczaić czy jeszcze jest trema przed takimi meczami?
– Inaczej się gra, gdy na trybunach jest 5 tysięcy kibiców, a inaczej kiedy jest ich niemal pięć razy tyle. W meczu z Legią pokazaliśmy, że z tremą potrafimy sobie poradzić, a kibice tylko dodają nam skrzydeł.
Na koniec. Smakowała zupa przyrządzona przez Igora Angulo?
– Niestety, nie miałem okazji spróbować, bo byłem wtedy na zgrupowaniu reprezentacji. Żałuje, ale może zrobimy zakład i po 20 golach Igor ugotuje dla nas jeszcze raz?
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl