Wojciech Pawłowski w rozmowie z Roosevelta81.pl zapewnia, że jest już innym człowiekiem niż jeszcze kilka lat temu. Do Zabrza przychodzi z pokorą i wie, że nikt mu łatwo miejsca w wyjściowym składzie nie odda. – Najpierw muszę udowodnić, że jestem dość dobry dla Górnika. Na oczekiwania trzeba sobie zasłużyć – przyznaje nowy nabytek zabrzan.
Roosevelta81.pl: Jak to się stało, że trafiłeś na testy do Górnika?
Wojciech Pawłowski (bramkarz Górnika): – Dobre pytanie. Z mojej perspektywy był to zupełny przypadek. Zależało mi na tym, by gdzieś trenować, bo wiadomo, że samemu to sobie można na konsoli pograć, a nie walczyć o utrzymanie formy. Po raz kolejny uprzejmość uczynił mi Rozwój Katowice. Pozwolili trenować u siebie. Ale jak tylko tam przyjechałem, dostałem telefon z Górnika. Z Katowic do Zabrza jedzie się dwadzieścia minut, więc po prostu przyjechałem.
We wrześniu przebywałeś na testach w Ruchu Chorzów, później w niemieckim Braunschweiger TSV Eintracht. Dlaczego w tych klubach nie udało zakotwiczyć się na dłużej?
– Cóż. Jeśli chodzi o Ruch, to widać zadziałała karma. Byłem tam przymierzany trzy razy. Na sam koniec właściwie już się dogadaliśmy, co do wszystkich warunków. Mieli sporządzić kontrakt, ale nigdy się go nie doczekałem. Może i dobrze. Znając układy kibicowskie na linii Ruch – Górnik, mogłoby się okazać, że nie dane mi będzie zagrać w Górniku. A gra w Górniku to przede wszystkim zaszczyt. Czuć tutaj ducha dawnych mistrzów, nawet mimo tego, że stadion jest zupełnie nowy. Natomiast, co do Niemców, tam pojechałem chyba trochę bardziej na casting, niż testy. Byłem jednym z kilku bramkarzy. Każdy dostał kilka chwil dla siebie, ale klub zapowiedział, że decyzję podejmie dopiero po tym, jak obejrzy wszystkich. Z tego, co wiem, do tej pory jeszcze nikogo nie mają. A ja nie chciałem już czekać.
Długo trwały twoje przymiarki do Górnika. Miałeś już w głowie myśl, że nic z tego nie wyjdzie?
– Nie. Byłem zupełnie spokojny. Staram się nie stresować rzeczami, na które i tak nie mam wpływu, a ze swojej strony zrobiłem chyba wszystko, co mogłem. Zresztą, klub traktował mnie poważnie, byłem w stałym kontakcie z prezesem. Na treningu czułem się, jak u siebie. Odzyskiwanie certyfikatu z włoskich klubów nigdy nie jest proste, więc robiło się trochę nerwowo, bo przecież runda ma się ku końcowi. No, ale już wszystko ok i jestem gotów do gry. Kiedy tylko trener Brosz wskaże mnie palcem – będę gotów stanąć między słupkami.
Wyjaśnij, dlaczego tak długo trzeba było czekać na twój certyfikat? Umowę z włoskim klubem rozwiązałeś przecież pod koniec sierpnia.
– To nie jest takie proste, jak się może wydawać. Nie wdając się w szczegóły, w kwestii mojego certyfikatu trzeba było rozmawiać i z Udinese i z Grenadą. A włoskie i hiszpańskie kluby zawsze mają czas. Jeśli nie mają w tym interesu, to pośpiech uznają za grzech. Na szczęście Górnik posiada swoją renomę i wszystko udało się załatwić dość szybko. Zapytajcie prezesa Rozwoju Katowice ile on musiał na to czekać.
Czy 23-letni Wojciech Pawłowski to już inny piłkarz niż ten, który udzielał głośnych wywiadów jeszcze kilka lat temu?
– Nie. Inny człowiek, to na pewno. Piłkarz nie. Wszystkie moje atuty z tamtych czasów wciąż posiadam, większość nawet rozwinąłem. Powinienem właściwie powiedzieć, że jestem lepszy, niż wtedy, gdy wyjeżdżałem, ale chyba trochę mi nie wypada. Wtedy grałem w Lechii, błyszczałem w Ekstraklasie, teraz wciąż muszę udowadniać, że wiem, o co chodzi w tym sporcie. Natomiast, co do tej ludzkiej strony… No właśnie. Błądzić jest rzeczą ludzką i ja na pewno pobłądziłem. Ale pobłądziłem w najlepszym możliwym momencie. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale teraz mam 23 lata i wszelkie zawirowania za sobą. Od dwóch lat nikt nie napisał o mnie nic złego. Dużo gorzej mają chłopaki, których coś takiego dopadnie w wieku 25 czy 26 lat. Wtedy często zmuszeni są kończyć kariery. A ja mam jeszcze wszystko przed sobą. Pokora – klucz do sukcesu. Wiem, że tamtych błędów już nigdy nie popełnię, tym bardziej, że mam wokół siebie ludzi, którzy mi na to nie pozwolą.
W Zabrzu oczekiwania są ogromne, jednak nie pokazuje tego tabela. Czy czujesz, że jesteś w optymalnej dyspozycji, aby „z miejsca” wejść do bramki Górnika?
– Górnik jest czternastokrotnym Mistrzem Polski. Jego miejsce jest w Ekstraklasie i nigdzie indziej. Ale wiadomo, że sezon po spadku zawsze jest trudny. Trzeba się przyzwyczaić do nowych okoliczności, w klubie dochodzi do zmian, odchodzą piłkarze. Mamy 12 punktów straty do lidera, ale jeszcze całą rundę wiosenną przed sobą. Liczymy przede wszystkim na siebie, ale realia są takie, że mniejsze kluby często mają problemy z utrzymaniem formy przez cały sezon. W tym kontekście nasze zapatrywania wciąż są optymistyczne. Jeśli o mnie chodzi, mogę grać choćby dziś. Brakuje mi oczywiście trochę rytmu meczowego, ale tego nie da się wyrównać bez grania. Natomiast brak klubu nie miał dla mnie większego znaczenia w tym sensie, że i tak utrzymywałem reżim treningowy.
Czeka cię ciężka rywalizacja o miano pierwszego bramkarza z doświadczonym Grzegorzem Kasprzikiem i młodym Mateuszem Kuchtą. Jakie cele stawiasz sobie w Górniku? Czego oczekuje od ciebie trener Brosz?
– Trudno powiedzieć, czego trener Brosz oczekuje ode mnie. Wydaje mi się, że póki, co jestem trochę „za mały” by wyznaczano mi indywidualne cele. Najpierw muszę udowodnić, że jestem dość dobry dla Górnika. Na oczekiwania trzeba sobie zasłużyć. Natomiast, co do mnie, to chcę wejść z Górnikiem do Ekstraklasy. To dość oczywisty cel. O niczym innym póki, co nie myślę. Moi znajomi śmieją się, że po zresetowaniu kariery idę szlakiem Arka Milika. Rozwój, Górnik, a co było potem u Arka, to każdy wie. I choć to żarty, to dla mnie ważna jest jedna rzecz: Górnik jest wielkim klubem, z którym liczą się najlepsi. Dobrze jest być w takim miejscu.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Rozwój Katowice