W Górniku zadebiutował jesienią 2016 roku w ostatnim meczu ligowym przeciwko Stali Mielec. Pomimo młodego wieku „zwiedził” już całkiem sporo klubów i to nie tylko w Polsce. O swoich wojażach i nie tylko opowiada w wywiadzie dla „Sportu” Wojciech Pawłowski, bramkarz Górnika.
Sport: Niedawno skończył pan 24 lata. Na bramkarza to sporo czy wciąż niewiele?
Wojciech Pawłowski (bramkarz Górnika): – Jest takie przysłowie: im bramkarz starszy, tym lepszy. Jakiś bagaż doświadczeń mam, swoje w życiu przeszedłem, a jeśli podejmę odpowiednie decyzje, mogę pograć w piłkę jeszcze przez kilkanaście lat. Patrząc na klasowych golkiperów, niektórzy występują przecież do czterdziestki. Nie zawracamy sobie głowy tym, co będzie później. Najważniejsze, że jestem teraz w Zabrzu. Chciałbym być wiosną z siebie zadowolonym, by klub był szczęśliwy, że mnie zakontraktował.
Odchodząc z Rozwoju mówił pan, że decyzja o wyborze kolejnego klubu musi być bardzo przemyślana. Długo to trwało, kontrakt z Górnikiem podpisał pan dopiero w listopadzie.
– Tak naprawdę, aż do ostatnich dni okienka przeciągały się rozmowy z Udinese o rozwiązaniu kontraktu. A wiadomo, że im później, tym gorzej. Długo musiałem czekać, aż podpiszemy porozumienie. Gdy to się stało, wszystkie kluby miały już skompletowane składy i nie było to takie proste, by coś szybko złapać. Musiałem liczyć na czyjąś kontuzję, tylko to mnie ratowało. Oczywiście, absolutnie nie życzyłem nikomu źle, ale albo to – albo czekać do zimy. Zdarzyło się tak, że nieszczęście spotkało Mateusza Kuchtę. To sprawiło, że zgłosił się do mnie Górnik. Jestem naprawdę zadowolony z bycia w Zabrzu.
Nie obawiał się pan więc, że w Górniku będzie problem z graniem?
– Nie. To była sytuacja na zasadzie „co ma być, to będzie”. Nie miałem pięciu klubów do wyboru. Tu tacy bramkarze, tam siacy bramkarze… Po prostu musiałem iść tam, gdzie miałem propozycję. Nie miałem wyjścia, niczym nie ryzykowałem.
Zadebiutował pan w Górniku w meczu ze Stalą Mielec – ostatnim jesienią.
– Dziwne uczucie. Od ostatniego występu w Rozwoju minęło kilka miesięcy. Wskoczyłem do bramki, by za chwilę znów mieć przerwę i przygotowywać się od nowa. W Mielcu zdarzyło mi się kilka złych decyzji czy zagrań, które mogły być lepsze, ale nie miały negatywnego wpływu na wynik. To nie takie proste, by po przerwie wejść do bramki i mieć 100 procent dobrych decyzji. Nie ma co narzekać. Teraz trzeba robić swoje i być gotowym na 4 marca.
Cały wywiad z Wojciechem Pawłowskim można przeczytać w „Sporcie” oraz na www.katowickisport.pl
Źródło: Sport
Foto: Rozwój Katowice