Włodzimierz Lubański czołowy gracz Górnika wspomina swoją historię występów w Górniku Zabrze na łamach portalu onet.pl: – Wchodziłem do szatni Górnika jako dziecko – mówi napastnik.
Debiutował pan w Górniku, mając niespełna szesnaście lat. Początki chyba nie były najłatwiejsze. W swojej książce napisał pan: „strzelałem jedną na pięć sytuacji”. Kiepski bilans…
– Wchodziłem do szatni Górnika jako dziecko. Na początku faktycznie często zdarzało się, że w sytuacjach podbramkowych zachowywałem się jak nowicjusz. Nie potrafiłem ich zamieniać na bramki. Na szczęście z czasem było coraz lepiej i już jako osiemnastolatek stanowiłem ważne ogniwo zespołu.
Kibice do dziś pamiętają mecze z Romą i Manchesterem City w Pucharze Zdobywców Pucharów. Podobno przed rywalizacją z rzymianami sporo krwi napsuł wam legendarny trener rywali, Helenio Herrera…
– Próbował różnych sztuczek. Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku, okazało się, że… schowano nasz autokar i trzeba było korzystać z samochodów osobowych. Nie mieliśmy też gdzie przeprowadzić rozgrzewki, bo Herrera zamknął się z zawodnikami w treningowej. Prócz tego wypuszczono plotkę, że moja córka straciła wzrok. Tak jak to bywa w futbolu również dzisiaj, szukano rozstrzygnięcia rywalizacji nie tylko na boisku, ale też poza nim.
Na murawie emocji też nie brakowało. Losy awansu do finału rozstrzygnęły się przecież w dodatkowym, trzecim meczu…
– Tak, na boisku działo się bardzo wiele. Z trzecim spotkaniem wiąże się pewna zabawna historia. Po remisie 1:1 na wyjeździe i rezultacie 2:2 uzyskanym przed własną publicznością po dogrywce byliśmy przekonani, że już odpadliśmy. Siedzieliśmy smutni w szatni, bo nie wiedzieliśmy, że gol zdobyty przez rzymian w dogrywce nie liczy się jako dodatkowa bramka strzelona na boisku rywala. Powiedział nam o tym dopiero wiceprezes. Działacz wszedł do szatni i spytał: „Panowie, skąd ta grobowa atmosfera? Przecież gramy trzeci mecz”.
Dalsza część wywiadu dostępna pod tym linkiem.
Źródło: onet.pl
Foto: Marek Zieliński/Newspix.pl