To był szczególny wyjazd Torcidy do Krakowa ze względu na wydarzenia sprzed kilku dni, które miały miejsce w Knurowie. Mniej liczny niż ten miesiąc wcześniej, jednak bardzo specyficzny.
Zapisy na wyjazd ruszyły bardzo późno, bo praktycznie dopiero od środy. To, a także wydarzenia z ostatnich dni w Knurowie, sprawiły, że nasza liczba nie była tak imponująca, jak podczas naszej ostatniej wizyty. Ponownie wyjazd był autokarowo-samochodowy, ze zdecydowanym naciskiem na ten drugi środek transportu. Dojazd do byłej stolicy naszego kraju był bezproblemowy i pod stadionem pierwsze osoby zameldowały się już grubo ponad dwie godziny przed meczem. Wejście na sektor przebiegało dość sprawnie. Zastanawiać mogło, dlaczego ochrona tak długo musiała akceptować transparent specjalnie przygotowany na te spotkanie. Był „kontakt z bazą”, rozmyślanie, znów „kontakt z bazą”, całość trwała dobrych kilka minut, ale ostatecznie było pozwolenie na wniesienie transparentu.
Część kibiców wchodziła na sektor jeszcze w trakcie meczu, bowiem, jak się okazało, nie wszyscy byli na liście wyjazdowej i musieli czekać do samego końca. Ostatecznie w „klatce” pojawiło 601 fanatyków oraz zgody w liczbie 76 ROW Rybnik oraz 5 GKS Katowice.
Niemal wszyscy byliśmy ubrani tego dnia na czarno. Zajęliśmy miejsca w taki sposób, aby utworzyć symbol krzyża. Nie wywiesiliśmy żadnych flag. Zawisł specjalnie przygotowany transparent „ŚP. DAWID”, a z boku „Pamięć to twarda skała wśród naszej wspólnej wiary”. Cały mecz z naszej strony był poświęcony ku pamięci naszemu koledze po szalu – Dawidowi Dziedzicowi, który stracił życie, będąc śmiertelnie postrzelony z broni gładkolufowej przez policjanta na wspomnianym meczu Concordii.
Od pierwszego gwizdka arbitra na stadionie była cisza. Nasi piłkarze bardzo szybko zdobyli bramkę, ale w naszych szeregach zamiast charakterystycznego szału radości była wzniesiona w górę ręka z palce wskazującym ku niebu, co charakteryzowało „Dla Dawida”. Wisła nie dopingowała przez pierwszych około 10 minut. Później z ich „młyna” było głośnie „Zawsze i wszędzie…”. W naszych szeregach cały czas cisza. Tak aż przez 27 minut, tyle lat miał nasz brat.
Po upływie dokładnie 27 minut fani Wisły wyciszyli się, a my ruszyliśmy z maksymalną energią i specjalnie przygotowaną na tę okazję piosenką, której słowa poniżej:
„Nie zobaczysz tego w kinie,
nie powstają o tym filmy.
Za morderstwo w wolnej Polsce,
gliniarz k…. jest niewinny”
[youtube id=”vSK1nvSs2Q4″]
Całość została odśpiewana na pełnej korbie, z ogromnymi emocjami, trzy razy. Później było głośne „Zawsze i wszędzie…” do czego dołączyli się miejscowi fani. My do końca pierwszej połowy, a nawet w trakcie przerwy, nie dopingowaliśmy piłkarzy, którzy zagrali z czarnymi opaskami, a jedynie wyraziliśmy swoje zdanie o „stróżach prawa”. „Niebieski mundur, orzeł żelazny” śpiewaliśmy sami, a także na dwie strony z sympatykami „Białej Gwiazdy”. Spiker próbował wszystko zagłuszać, ale nie był w stanie. Na stadionie dalej niosły się hasła: „Dziś dla Dawida, wygrajcie dziś dla Dawida”, „Mordercy”, „Śmierć kibica jak śmierć brata”, „Je… policję” – te ostatnie z klaskaniem, do którego przyłączyli się miejscowi kibice.
Wiślacy w międzyczasie dopingowali też swój zespół. Trzeba przyznać, że na stadionie nie było ich zbyt wielu, ale liczba decybeli z ich strony stała na naprawdę dobrym poziomie. Wraz ze startem drugiej połowy ruszyliśmy z dopingiem dla naszych piłkarzy, jednak dwie szybko stracone bramki trochę ostudziły zapał do śpiewu. Był lepsze i gorsze momenty, nie zabrakło też dalszych „pozdrowień” dla tych co zawsze, były znów śpiewy na dwie strony z kibicami Wisły. Ostatnie kilkanaście minut w naszym sektorze rozpoczęła się zabawa na całego. Pokazaliśmy, że bez względu na wynik (1:4) i słabą grę piłkarzy, potrafimy dopingować na 1948%. Śpiewaliśmy z podziałem na dwie strony, z siadaniem i wstawaniem. Widać było, że zrobiło to spore wrażenie na fanach Wisły będących w pobliżu nas. Nie mogli się oni nadziwić, że można z takim entuzjazmem śpiewać przy tak słabym wyniku.
Po meczu piłkarze podeszli podziękować nam pod sektor, gdzie usłyszeli: „Zaśpiewajcie razem z nami”, a po chwili rozległy się jeszcze raz „pozdrowienia”. Następnie na pełnej było jeszcze „Czy wygrywasz czy nie…”. Po meczu kilkadziesiąt minut spędziliśmy jeszcze na sektorze, by następnie udać się spokojnie w drogę powrotną. Podsumowując, był to nasz drugi wyjazd na Reymonta w tak krótkim odstępie czasu, ale jakże różny od tego poprzedniego. „Dawid pamiętamy!”.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl