Twierdza Częstochowa znów upadła. Jak wypadli zdobywcy?

Redakcja  -  18 września 2025 06:30
1
1632

W pierwszej połowie meczu w Częstochowie Górnik grał tak, jak pokazywała tabela, czyli totalnie zdominował Raków znajdujący się przecież na chwilę obecną w strefie spadkowej. Zabrzanie nie pozwoli rywalom na chwilę oddechu, a ich dorobek ofensywny to zaledwie jeden niecelny strzał. Po przerwie miejscowi zabrali się do roboty, ale defensywa drużyny Michala Gasparika stanowiła monolit do ostatnich sekund spotkania i zakończyła mecz bez strat. Jak wypadli poszczególni piłkarze?

Marcel Łubik (7,25) – bramkarz Górnika nie miał w tym meczu zbyt wiele do roboty, w pierwszej połowie mocno się nudził, aczkolwiek koledzy nie bali się zagrywać do niego trudnych piłek. Ten jednak spokojnie je przyjmował i był pierwszym, który inicjował atak. Tak było też przy akcji bramkowej, bo to jego zagranie na głowę Jarosława Kubickiego spowodowało, że pomocnik zabrzan idealnie obsłużył Ousmane Sowa. W drugiej połowie wykazał się refleksem i obronił strzał z bliskiej odległości Iviego Lopeza. Po zmianie stron piłka często latała w jego polu karnym, ale więcej uderzeń grożących utratą gola już nie było.

Kryspin Szcześniak (6,5) – podobnie jak w zwycięskim meczu z Pogonią w Szczecinie również w Częstochowie otrzymał szansę od trenera na grę od pierwszej minucie na prawym boku defensywy. Efekt? Ponownie taki sam, czyli na zero z tyłu. Po jego stronie biegał Jean Silva i w zasadzie na tym można by było zakończyć ocenę poczynań Portugalczyka, bo został kompletnie wyłączony z gry i w drugiej połowie na boisku już się nie pojawił. Jego zmiennik, czyli Michael Ameyaw był już bardziej aktywny, ale w bezpośrednich pojedynkach Szcześniaka nie ograł ani razu. W końcowych fragmentach gry do spółki z Janżą zablokował potencjalnie groźne uderzenie rywala.

Rafał Janicki (7,25) – profesorski występ piłkarza z największym stażem w PKO BP Ekstraklasie. W kilku akcjach udowodnił jak solidnym defensorem jest i wybił z głowy grę w piłkę nożną Jonatanowi Brunesowi. Norweg pomimo sporej tężyzny i siły z Janickim po prostu sobie nie radził, najczęściej odbijając się od niego albo będąc wyraźnie spóźnionym do piłki. Po przerwie do zatrzymania był dodatkowy napastnik w postaci Imada Rondicia, ale poza jedną sytuacją bramkową Bośniak nie dochodził do kolejnych dogodnych okazji. W końcowych fragmentach meczu Janicki zaliczył jeszcze kluczowy wyblok strzału przeciwnika.

Josema (7,5) – w pierwszej połowie Raków cofnął się tak mocno, że Hiszpan ochoczo zabierał się za rozgrywanie akcji i operował z piłką bardzo wysoko. Mimo to zachowywał też zimną krew i w sytuacjach gdy gospodarze próbowali wychodzić z kontrami, to umiejętnie się ustawiał oraz przecinał kluczowe podania. Brylował też w powietrzu i zbierał sporo tzw. piłek niczyich. Zarobił niepotrzebną żółtą kartkę, wpadając w Rubena Amorima po tym jak ten wyrzucił piłkę w aut, ale w jego przypadku było to dopiero drugie napomnienie w tym sezonie i nie ma zagrożenia przedwczesną pauzą z powodu przekroczenia limitu.

Erik Janża (6,75) – jak to zwykle w poczynaniach kapitana bywa, oddał serce na boisku. Przyjął na głowę mocny strzał Lopeza, po którym padł na chwilę na murawę, ale piłka do bramki nie doleciała. Również w kilku innych sytuacjach ofiarności z jego strony nie brakowało i mimo tego, że zawodnik potem cierpiał, to finalnie efekt osiągał i neutralizował zagrożenie pod bramką Górnika.

Matus Kmet (7,0) – po raz pierwszy w sezonie na innej pozycji niż prawy obrońca i trzeba przyznać, że ten ruch trenera Gasparika wypalił. Słowak grywał zresztą w przeszłości wyżej niż na obronie i nie była to dla niego całkowita nowość. W każdym razie w meczu z Rakowem był bardzo aktywny, a jego kombinacyjne akcje na prawej flance oraz próby zejścia do środka siały sporo zamieszania w szeregach defensywy rywala. Były też z jego strony dośrodkowania i strzały na bramkę, ale żadnego z nich nie udało się sfinalizować z powodzeniem. Kmet pokazał w tym meczu, że może być naturalnym następcą Ismaheela, a pozostali skrzydłowi muszą mocno pracować na to, by zająć jego miejsce.

Patrick Hellebrand (7,75) – Czech rządził i dzielił w strefie środkowej. Piłki rozrzucał po skrzydłach zdecydowanie szybciej niż zawsze, dzięki czemu akcje Górnika nabierały sporo dynamizmu. Po stracie futbolówki błyskawicznie doskakiwał do rywala i w kilku sytuacjach w nieprawdopodobny sposób albo odzyskiwał piłkę albo skutecznie przerywał grę Rakowa. Szukał też okazji do zdobycia gola strzałem z dystansu, ale próba nie okazała się skuteczna. Podobnie jak w przypadku Josemy zarobił niepotrzebną żółtą kartkę (za dyskusje z arbitrem), ale także i dla niego to dopiero drugie napomnienie w sezonie.

Lukas Ambros (6,25) – w pierwszej połowie, podobnie jak cały Górnik, na tle piłkarzy Rakowa wyglądał bardzo dobrze. Piłka często przechodziła przez niego, a akcje nabierały tempa. Dokonał rzadkiej sztuki ogrania aż trzech zawodników rywala i tylko szkoda, że koledzy nie stanęli na wysokości zadania i nie zakończyli tej akcji zdobyciem gola. Po przerwie wyraźnie opadł z sił i z każdą kolejną minutą gasł coraz bardziej, dlatego też jako pierwszy zasiadł na ławce rezerwowych.

Jarosław Kubicki (8,5) – był zwykle pierwszym, który dawał sygnał do walki o odbiór piłki po stracie. A że często Górnik odbierał te piłki niemal że natychmiast długimi momentami mecz wyglądał tak, jakby zabrzanie w ogóle nie zamierzali opuszczać połowy rywala. Raz znalazł się w dogodnej sytuacji do oddania strzału, ale ten okazał się zbyt słaby, by zaskoczyć Kacpra Trelowskiego. Kubicki do spółki z kolegami z linii pomocy wykonał tytaniczną pracę i nie licząc Lopeza, pozostali zawodnicy klubu z Częstochowy z tej strefy byli kompletnie niewidoczni. Wisienką na torcie było zgranie piłki głową do Sowa, które zostało zamienione na gola.

Ousmane Sow (7,75) – ci, którzy Senegalczyka widywali już w akcji wiedzą, że szybkość i dynamika tego zawodnika stoi na najwyższym poziomie. Boleśnie przekonał się o tym również Zoran Arsenić, który do piłki nie zdążył, a potem mógł już tylko oglądać plecy zawodnika Górnika. Ten z kolei miał sporo czasu, by zastanowić się jak rozegrać akcję i wybrał wariant najprostszy – aczkolwiek jednocześnie najskuteczniejszy – stojąc oko w oko z Trelowskim posłał piłkę po najkrótszej trasie i umieścił ją w siatce, jak się później okazało zdobywając zwycięskiego gola. W drugiej połowie w starciu przy linii bocznej z Franem Tudorem doznał prawdopodobnie uraz mięśniowego i trzymając się za udo już nie wrócił na boisko.

Sondre Liseth (6,5) – tego typu spotkania są wręcz wymarzone dla Norwega. Ten ma okazję scierać się i przepychać z rosłymi obrońcami rywala, jednocześnie zaznaczając swoją pozycję. Napastnik Górnika w kilku sytuacjach dostał piłkę w pozornie beznadziejnych sytuacjach, ale będąc otoczony przez rywala potrafił zastawić się w taki sposób, że piłki nie tylko nie stracił, ale też umiejętnie odegrał. Gorzej w tym meczu było z wykończeniem, bo kiedy już otrzymał piłkę w polu karnym, to zamiast błyskawicznie strzelać próbował w inny sposób rozegrać akcję, co ostatecznie okazało się błędne. Także zarobił żółtą kartkę, ale w tym przypadku była to kara z gatunku tych inteligentnych, bo nie tylko wybił z rytmu konstruowania akcji spieszącego się rywala, ale tez próbował sprowokować mającego już indywidualną karę Arsenicia.


Zmiennicy


Goh Young-jun (5,25) od 68′ za Ambrosa – zmienił Ambrosa przede wszystkim po to, wesprzeć kolegów zabezpieczaniu tyłów. Momentami ukierunkowany na defensywę był nawet zbyt mocno, bo było kilka okazji, że powinien ruszyć dynamicznie do przodu, mając przed sobą sporo miejsca lub tylko jednego rywala. W końcówce dwa razy znalazł się w polu karnym rywala, ale Roberto Massimo za każdym razem sam próbował zakończyć akcję, co finalnie okazało się złym pomysłem.

Paweł Olkowski (5,5) od 68′ za Kmeta – podobnie jak w poprzednim przypadku Olkowski miał przede wszystkim pomóc w zabezpieczaniu strefy defensywnej, ale kilka razy zdecydował się zapuścić na połowę rywala i wiązać szyki przeciwnika. W destrukcji bez większych błędów.

Roberto Massimo (5,75) od 71′ za Sowa – dwukrotnie miał okazję wpisać się na listę strzelców, ale oddane strzały nie były w stanie zaskoczyć Kacpra Trelowskiego. Szczególnie ta druga sytuacja powinna zostać zamieniona na gola, go niemieski skrzydłowy stanął z golkiperem z Częstochowy praktycznie oko w oko.

Gabriel Barbosa (NS) od 95′ za Lisetha – grał zbyt krótko.

Maksymilian Pingot (NS) od 95′ za Szcześniaka – grał zbyt krótko.

Kogut meczu

Jarosław Kubicki – doświadczony pomocnik w tym meczu praktycznie się nie zatrzymywał i kursował od jednego pola karnego do drugiego. Raków, który zwykł dominować w środkowej strefie tym razem został zepchnięty do defensywy, a królem tej części boiska był właśnie Kubicki, który długo nie pozwalał na to, by miejscowi rozwinęli skrzydła.


Źródło: Roosevelta81.pl
Grafika: Roosevelta81.pl

1 Komentarz
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze

Fajne i rzeczowe podsumowanie meczu.