Tomasz Loska w Warszawie rozegrał jeden z najlepszych swoich meczów w tym sezonie. Młody bramkarz Górnika znakomicie interweniował, ale w samej końcówce spotkania skapitulował.
Tomek został wybrany najlepszym zawodnikiem tego meczu. Przykrył nawet strzelca gola – Hamalainena. – Nie było dla mnie ważne, aby być zawodnikiem meczu – najważniejsze było, aby wywieźć z Warszawy przynajmniej punkt. Trzeba na to wszystko patrzeć w ten sposób, a indywidualne wyróżnienia schodzą na drugi plan. Nie traktowałem tego spotkania wyjątkowo, był to dla mnie kolejny mecz. W niektórych sytuacjach udało mi się obronić, ale może to był dzień konia – zastanawia się Loska.
„Gienek” na początku drugiej połowy był bliski zawału serca, gdy sędzia po jego skutecznej interwencji wskazał na wapno. Na nasze szczęście do akcji wkroczył VAR. – Byłem w stu procentach pewien, że nie faulowałem Niezgody. Pierwszy dotknąłem piłkę i to zdecydowanie, a nie przypadkowo. Karnego nie było, dlatego byłem zaskoczony decyzją sędziego głównego. Po weryfikacji VAR wyszło na moje, choć od razu mówiłem, że karnego nie ma. Zabierałem mu piłkę, bo nie miał na co liczyć – przyznaje Tomek.
Rozgrywany mecz podzielony był na cztery części, co z pewnością nie pomagało zawodnikom. Zmiana temperatur pomiędzy murawą, a tunelem dla piłkarzy. – Starałem się zachować koncentrację i cały czas się rozgrzewać. Nie było to dla nas jako drużyny korzystne, że graliśmy cztery połowy. Nie chcę szukać dziury w całym i w szukać przyczyny porażki, ale nie powinno to tak wyglądać. W takim podzielonym spotkaniu jeszcze nie grałem.
Mimo znakomitego spotkania Loska nie ma powodów do zadowolenia. Trzy punkty zostały w Warszawie. – Wkurzyłem się, gdy Hamalainen strzelił gola, bo tak długo wszystko wychodziło. Odbiłem pierwszy strzał, ale odbił się niefortunnie prosto pod jego nogi. Zabrakło trochę szczęścia w tej sytuacji. Myślimy już tylko o Jagiellonii i zobaczymy, co będzie dalej – mówi na koniec 21-letni bramkarz.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl
