Mecz z Legią Warszawa był według mnie najlepszym widowiskiem, jakiego byłem świadkiem w krótkiej historii naszego zmodernizowanego (trzech trybun) stadionu. Nie tylko pod względem kibicowskim, ale także sportowym, a obie kwestie są dla mnie bardzo ważne.
Stawałem na głowie
Muszę przyznać, że długo wahałem się, czy przyjechać na mecz Pucharu Polski w środku tygodnia. Jestem tak mocno zniesmaczony zarządzaniem w naszym klubie, że już mi się odechciewa. Ile razy można dać się „robić w balona” przez właściciela, a jeżdżę na mecze od końca lat 80-tych. Gdyby to było spotkanie na przykład z Zagłębiem Lubin, to nie stawałabym na głowie, aby pojawić się na Roosevelta. Stanąłem i pojechałem.
Przejazd obok stadionu ulicą Roosevelta był masakrycznie uciążliwy. Byłem dość późno, ale naprawdę jechało się, a głównie raczej stało, bardzo ślamazarnie. Dziwi mnie, że ruchem nie kieruje przed meczem policja. Tej natomiast pełno było w okolicach wejścia na sektor gości. Dodam, że przejeżdżając, już słyszałem głośny doping dochodzący z trybun, co zwiastowało, że to będzie naprawdę wyjątkowe spotkanie pod względem kibicowskim. Jednak nie mogło być inaczej, skoro graliśmy z najbardziej znienawidzonym rywalem ze stolicy.
Wpuszczanie na mecz standardowe – dno!
Zaskoczyły mnie też tłumy przy kasach oraz przy samym wejściu na „młyn”. To drugie było jednak spowodowane kolejnymi problemami z wpuszczaniem. „K… mać, ile mamy stać!” niosło się przed bramofurtami. Potem wszystko ruszyło, ale jak się dowiedziałem po spotkaniu problemów nie brakowało. Sporo ludzi wchodziło na trybunę południową jeszcze dobre pół godziny po pierwszym gwizdku arbitra. W końcu udało mi się wejść. Oczywiście, czytnik kolejny raz miał problem z odczytaniem kodu kreskowego na wydrukowanym bilecie. Wygląda to tak, jakby ten system był dopiero od dwóch-trzech meczów. Ciągle te same problemy.
Klimat jak za dawnych lat w nowych realiach
Pojawiłem się na stadionie, gdzie niemal w komplecie byli już kibice rywali. Ultrasi już przygotowywali oprawę, a tak naprawdę prawie wszystko było gotowe. Każdy miał dwie różnego koloru małe flagi na kijach. Kiedy jeszcze przed meczem na trybunach niosło się „Legia to stara…” wiadome było, że będzie tego dnia ogień na trybunach.
Ten był dosłownie i w przenośni. Już na początku spotkania rozpoczęła się pierwsza, dwuczęściowa prezentacja. Najpierw pojawiły się dwie mniejsze sektorówki: kraciata na dole oraz trójkolorowa u góry. Na dole był transparent o treści „Chociaż nastrój jest ponury”. Na całej trybunie południowej kibice machali czarnymi flagami, przy transparencie zostały odpalone race, a przede wszystkim czarne świece dymne. Wszystko przy głośnym śpiewie „Na zawsze wierni, na zawsze oddani…”. Dymu było tyle, że przez długi czas nie było nic widać, ale klimat był jak za dawnych lat.
Po chwili, u góry został odsłonięty drugi transparent o treści „Rozwiewamy czarne chmury”. Tym razem cała południowa machała flagami w trzech kolorach: białym, niebieskim i czerwonym. Całość uzupełniła pirotechnika w postaci rac. Efekt był kapitalny, co widać na zdjęciach oraz filmach z tego meczu.
Nowy spiker – Bartek Perek wróć!
Nasz doping tego dnia stał na bardzo wysokim poziomie. Już przed meczem testowaliśmy nasze możliwości wokalne, a w trakcie meczu, a także po, udowodniliśmy, że jesteśmy najlepsi. Co tu dużo mówić, jeśli sami się nie pochwalimy, to nikt nas nie pochwali. Choć z drugiej strony, każdy kto przyjeżdża do Zabrza chwali nas za doping. Ten stał na świetnym poziomie. Repertuar był bardzo bogaty, piosenki były fajnie ciągnięte, zabawa na sektorach świetna. Często do dopingu dołączał się cały stadion. Nieporozumieniem jest natomiast nowy spiker. Skończ pan – wstydu oszczędź! Jest pan spikerem, a nie komentatorem. Żenada totalna, ale jak wiele ruchów kadrowych w naszym klubie.
Piłkarze dali popis
Nasz doping był głośny, choć wynik do tego nie zachęcał. Przegrywaliśmy 0:2, a przed przerwą Roman Gergel nie wykorzystał jeszcze rzutu karnego. Mimo to, piłkarze cały czas mogli liczyć na nasze wsparcie, co mi się bardzo podobało. Wychodzącą drużynę po przerwie przywitało głośne „Jesteśmy z wami!”. Nasz zespół gryzł trawę i najpierw strzelił kontaktowego gola, a następnie doprowadził do remisu. Już pierwsza nasza bramka podkręciła decybele na trybunach, ale po drugiej nastąpiła prawdziwa eksplozja.
Kibice nie spadli! Jeszcze więcej piro!
Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry była jeszcze jedna oprawa. Na dole pojawił się transparent o treści: „Kibice nie spadli. Dalej Górnik prowadzimy”. Całość uzupełniła pirotechnika w postaci rac oraz stroboskopów. Wszyscy też w tym samym momencie machali białymi, niebieskimi i czerwonymi chorągiewkami. Raz jeszcze zajebisty efekt! Odpalanie piro jest w dzisiejszych czasach niesamowicie uciążliwe. Pamiętam czasy pod koniec lat 90-tych czy na początku tego wieku, gdy można było sobie spokojnie stać z racą. Obecnie nie jest łatwo, dlatego tym bardziej wielkie brawa dla naszej ekipy ultrasów. Szacun za to, że także po oprawie race były jeszcze odpalane spontanicznie. Jak za dawnych lat.
Legia! Co? Nie było was słychać!
Na starcie dogrywki zaczynamy doping w „młynie” bez koszulek. Tutaj słów kilka o fanach z Warszawy. Pojawiło się ich u nas około tysiąca. Liczba jak na środek tygodnia niezła, choć przyznaję, że spodziewałem się więcej. Zaprezentowali się jednak bardzo słabo. Ich doping, nie licząc dwóch, czy może trzech, momentów był praktycznie niesłyszalny. Oczywiście nie mogło zabraknąć pozdrowień z obu stron. Po naszym trzecim golu gorole już nie istnieli zupełnie. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że przy takim dopingu na całym stadionie, jaki mamy w Zabrzu przy takiej publice, to żadna ekipa w liczbie tysiąca nie byłaby słyszalna. Spotkanie wygraliśmy we wspaniałym stylu. Na murawie oraz na trybunach. Ktoś, kto nie był na meczu, ma czego żałować. „Serce się raduje, Górnik Zabrze wygrał mecz…” pięknie niosło się po spotkaniu, a radości nie było końca. Do domu wróciłem po 1 w nocy, a rano trzeba było wstawać do roboty. Jednak obudziłem się z wielkim uśmiechem na ustach. Jak pewnie wielu fanów Górnika. Ambicje mamy ogromne, ale takie małe sukcesy smakują wyśmienicie. Zwłaszcza wygrana z odwiecznym rywalem i po genialnym pod względem kibicowskim pokazie Torcidy! Wielkie brawa dla wszystkich!
TEKSTY PUBLIKOWANE W DZIALE “OKIEM ŻABOLA” SĄ PRYWATNYMI OPINIAMI AUTORA
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl