Górnik Zabrze przegrał niedzielne spotkanie przy Łazienkowskiej i nie zdołał utrzymać pozycji lidera. Zawodnikom z Zabrza nie można odmówić ambicji oraz charakteru. Legia po prostu zagrała dobry mecz, może najlepszy w tej rundzie. Górnik długimi fragmentami nie potrafił „zaskoczyć”, zagrać swojej piłki.
Momenty były
Górnik Zabrze przegrał po ambitnej grze, hitowe starcie z Legią. W przekroju całego spotkania, to gospodarze stworzyli więcej klarownych sytuacji, jednak zabrzanie mieli fragmenty, w których gra nieźle im się układała. Szczególnie dobrze zaczęło wszystko wyglądać po pierwszych kilku-kilkunastu minutach rywalizacji. „Trójkolorowi” zaczynali łapać swój rytm, ich akcje nabierały odpowiedniego tempa i dynamiki. Dobrze wyglądała gra w odbiorze z czym „Legioniści” mieli problemy, wtedy jednak boisko pokrył dym z palących się rac. – Mieliśmy tylko momenty. Wydaje mi się, że do tej pierwszej przerwy (wywołanej przez kibiców), czyli do 30 minuty rozkręcaliśmy się i stwarzaliśmy sytuacje. Po przerwie, nie mogliśmy wskoczyć na właściwe tory i przede wszystkim nie potrafiliśmy strzelić gola – tak grę zabrzan, podsumowywał Szymon Matuszek.
Przerwa nie zawsze dobra
W całym spotkaniu przerw było więcej, dwukrotnie z powodu kibiców gospodarzy, także dwa razy sędziowie potrzebowali czasu na skonsultowanie decyzji. Takie częste i długie przestoje w grze, nie wpływały na pewno dobrze na samych zawodników. – Każdego taka przerwa wyciszała, stygły mięśnie i głowa. Gdzieś trzeba było odskoczyć od boiska i teraz patrząc na tą sytuację po meczu, to na pewno nam to nie pomogło – oceniał pomocnik Górnika.
Recepta na VAR?
Piłkarze Górnika nie po raz pierwszy w tym sezonie, przedwcześnie cieszyli się ze zdobytego gola. System VAR tym razem okazał się bezlitosny dla Łukasza Wolsztyńskiego, a pamiętamy, że w Lubinie to właśnie przy bramce Matuszka doszukano się nieprawidłowości. – Niestety, ten VAR na razie nam nie pomaga. Nie wiem czy był spalony, czy nie. Jest jednak prosta recepta, trzeba zdobyć tak bramkę, by VAR ją uznał – pragmatycznie do sprawy podchodzi kapitan jedenastki z Zabrza.
„Mental” jest ok.
Zespół Marcina Brosza przystępował do hitowego starcia z pozycji lidera i nawet lekkiego faworyta. Wydawać by się mogło, że będzie to mocno siedzieć w podświadomości młodej drużyny Górnika, niekoniecznie z pozytywnym wpływem na formę mentalną. Nic z tych rzeczy, Matuszek rozwiewa nasze wątpliwości i raczej w czym innym upatruje przyczyn porażki w prestiżowym pojedynku. – Nie patrzyliśmy na to, że jesteśmy liderem. Chcemy do każdego meczu tak samo podejść. Nie mamy z tyłu głowy, tego na którym miejscu jesteśmy. Po prostu nie zagraliśmy tego, co sobie wcześniej założyliśmy. Nie wiem czy drużyna Legii tak się ustawiła i tak grała, że zneutralizowała te nasze atuty, czy to my zagraliśmy poniżej naszego poziomu.
Hamalainen był najszybszy
Do rozstrzygnięcia spotkania wystarczył jeden gol, niestety zdobyła go Legia. Sytuację z końcówki meczu, tak z perspektywy boiska obrazuje sam zawodnik. – Legia przez prawie cały mecz grała piłkę od prawa do lewa, a bramkę strzeliła bardzo prostym sposobem, czyli długą piłką na napastnika i strzałem z drugiej, gdzieś się tam spóźniłem do tej drugiej piłki. Szybszy w tej sytuacji był zawodnik z Warszawy i chociaż nas było obok z dwóch czy trzech to udało im się strzelić gola – kończy Szymon Matuszek.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl