Transfer Daisuke Yokoty uratował Górnika Zabrze. Bez sprzedaży Japończyka w klubie nie byłoby pieniędzy na pensje i bieżące funkcjonowanie. Dla samego zawodnika z Kraju Kwitnącej Wiśni przenosiny do Belgii okazały się jednak – jak na razie – piłkarskim samobójstwem.
Po świetnej w swoim wykonaniu rundzie jesiennej Daisuke Yokota nie mógł narzekać na brak zainteresowania ze strony zachodnich klubów. Włodarze Górnika Zabrze nie ukrywali, że odejście 23-latka będzie im na rękę, gdyż kasa 14-krotnego mistrza Polski świeciła pustkami, a do mediów coraz częściej przedostawały się informacje, że piłkarze i sztab trenerski od dwóch miesięcy nie otrzymują pensji.
Gdy na Roosevelta spłynęła oferta z belgijskiego Gent działaczom, nie mającym innych pomysłów na załatanie budżetowej dziury, spadł kamień z serca. Opiewająca na ok. 2,2 mln euro propozycja zadowalała bowiem samego Górnika (wartość piłkarza w rok podskoczyła aż siedemdziesięciokrotnie), jak i otoczenie Yokoty.
Zdecydowano się na przyjęcie propozycji i szybko doszło do finalizacji transakcji. W szybkiej aklimatyzacji w Belgii Japończykowi mieli pomóc dwaj inni zawodnicy będący już w kadrze jego nowej drużyny. Mowa o rezerwowym bramkarzu Danielu Schmidtcie oraz regularnie powoływanym do reprezentacji Tsuyoshi Watanabe.
Na niewiele się to zdało, bo w Jupiler League, jak na razie, były gracz Trójkolorowych furory nie zrobił. Krótko po przeprowadzce dostał szansę od trenera Heina Vanhaezebroucka. Yokota zadebiutował w nowych barwach 19 stycznia, w meczu z KV Mechelen, przegranego przez Gent 1:2. Na boisku spędził 77 minut i nie zebrał za swój debiut wybitnie przychylnych opinii. Wypadł wręcz przeciętnie.
Tydzień później Yokota zagrał od pierwszego do ostatniego gwizdka przeciwko Westerlo (2:2), a potem zaliczył jeszcze dwa występy, spędzając na boisku godzinę w meczu z St. Truiden (1:4) oraz rozgrywając cały mecz w hitowym starciu z Anderlechtem (0:1). W każdym z tych spotkań Japończykowi brakowało błysku, którym imponował jesienią przy Roosevelta. Słabe były też wyniki Gent, które z byłym piłkarzem Górnika na boisku nie wygrało meczu.
W konsekwencji 11 lutego w zawodach przeciwko Cercle Brugge Yokota znalazł się już poza kadrą meczową, a kilka dni późnej nabawił się kontuzji kolana i na boisko wrócił dopiero 7 kwietnia, wchodząc na plac gry na dziewięć minut w meczu z Westerlo (1:0). Nie pokazał jednak nic nadzwyczajnego, w konsekwencji dwa kolejne spotkania z Leuven i KV Mechelen „Yokocik” spędził już na ławce rezerwowych.
W Belgii trwają obecnie play offy, których stawką jest awans do Ligi Konferencji. Gent po czerech meczach jest liderem swojej grupy. Do końca sezonu rozegra jeszcze sześć meczów. Czy swoją cegiełkę dołoży Yokota? Póki co 23-latek w nowym klubie zderzył się ze ścianą i choć nie można wykluczać, że w nowym sezonie zabłyśnie, początek na pewno ma daleki od oczekiwań.
Teksty publikowane w dziale „Okiem Żabola” są prywatnymi opiniami autora
Graj i wygrywaj z nami na betcris.pl
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl
Niech go do Górnika na wypożyczenie wyślą. Po Kapraliku będzie miejsce.😀
Dobry pomysł!
Trener słaby pan Janek zaraz by go przypasował chociaż u nas też miał aklimatyzację a rundę jesienną zaczął słabiej może tam też odpali
O take daj suke to lubie
Siedemdziesięciu krotnie a nie siedmio z 30 tys euro na 2,2 mln. Pozdro
7 *30 tysięcy to 210 tysięcy, 70*30 tysięcy to 2mln 100 tysięcy 😛
W Górniku Yokota też miał trudne początki podobnie jak Ennali. Dopiero po czasie obaj odpalili.