– Przy straconej bramce wyszło nasze nieporozumienie. Rzuciłem piłkę do Roberta Jeża i zostałem w tym samym miejscu, aby mógł zgrać mi piłkę z powrotem. Robert nie wiedział czy ktoś za nim jest czy nie, a zawodnik Wisły dostał piłkę na nogę i doszczętnie to wykorzystał – mówi Sebastian Przyrowski, bramkarz Górnika.
Sebastian Przyrowski (bramkarz Górnika): – Po dwuletniej przerwie mój powrót do ekstraklasy nie wyglądał źle. Miałem plan, aby wrócić do ekstraklasy i ten cel został zrealizowany. Udało nam się zremisować mecz, a przy odrobinie szczęścia mogliśmy pokusić się o komplet punktów. Po tym spotkaniu wyszliśmy na zero, bo mieliśmy ujemny punkt. Przy straconej bramce wyszło nasze nieporozumienie. Rzuciłem piłkę do Roberta Jeża i zostałem w tym samym miejscu, aby mógł zgrać mi piłkę z powrotem. Robert nie wiedział czy ktoś za nim jest czy nie, a zawodnik Wisły dostał piłkę na nogę i doszczętnie to wykorzystał. Piłka była mocna, więc Jeż nie wiedział czy te podanie było do niego, czy do kogoś innego. Szczęście było po stronie Wisły. Pozbieraliśmy się, a w drugiej połowie mieliśmy więcej sytuacji. Mieliśmy jeszcze w drugiej połowie taką sytuację, bo Łukasz Madej krzyczał, że chce piłkę po czym udał się do linii bocznej, na całe szczęście wyszliśmy obronną ręką.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl