– Nasza kadra zbyt liczna nie jest. W treningu mamy zwykle 20-21 zdrowych piłkarzy. Ta liczba nie poraża, ale też nie będę narzekał, bo jest w tej grupie ludzi jakość – mówi w rozmowie ze „Sportem” Robert Warzycha, dyrektor sportowy Górnika Zabrze.
Trudno było się do pana we wtorek dodzwonić. Już były obawy, że wyjechał pan z Zabrza…
Robert Warzycha (dyrektor sportowy Górnika): – Nigdzie się nie wybieram, poza Kielcami, ale to w czwartek. Skąd takie przypuszczenia?
Prezes odszedł, wam nie płacą… Mało?
– Łatwo nie jest i skłamałbym mówiąc, że da się od tego zupełnie odciąć. Tym bardziej, że w sporcie zawodowym na każdym kroku są obecne… pieniądze. Przy wypłatach, transferach, w codziennej pracy i funkcjonowaniu. W treningu, a przede wszystkim w dniu meczu hasło „problemy” jednak istnieje. Od razu powiem, że ogromna w tym zasługa piłkarzy. Reagują naprawdę kapitalnie. Grałem 20 lat w piłkę i doskonale wiem, co dla trenera i klubu mogą zrobić starsi piłkarze, którzy mają w szatni ogromny autorytet. Ci, których my mamy, bardzo Górnikowi w tym trudnym czasie pomagają.
Przychodząc do Zabrza wiedział pan, że jest aż tak trudno? Przecież przekonał pana prezes Waśkiewicz w rozmowie telefonicznej.
– Wiedziałem, że nie jest dobrze. Czy aż tak źle… Musimy się pozytywnie „nakręcać”, więc dziś raczej myślę o tym, jak ma być. W najbliższych dniach piłkarze mają dostać w końcu pieniądze, jest też plan wyjścia z tej sytuacji w dalszej perspektywie. Coś pękło, nastąpiło przesilenie i chyba wszyscy mamy poczucie, że najgorsze już za klubem. Do tego dochodzą deklaracje i wsparcie miasta, a to dla mnie poważna gwarancja. Z drugiej strony, odejście prezesa Waśkiewicza jest stratą dla Górnika. Dzięki niemu jestem w Zabrzu, mam szansę pracować… Życie biegnie jednak do przodu i nawet na moment nie można zwolnić. Szczególnie w naszej sytuacji.
Mówi pan o piłkarzach. To przecież w 80 procentach ci sami ludzie, którzy wiosnę mieli wielkie problemy z wygrywaniem.
– Wielu leczyło wtedy kontuzje, o czym trzeba pamiętać. Myślę też, że są lepiej przygotowani, jest w ich grze świeżość, pomysł… I dobrze zaczęli. Wygrana w pierwszym meczu utwierdziła ich, że wybraliśmy dobrą drogę. Wiosną zaczęło się wszystko od dwóch wysokich porażek.
Pogodził się pan już z odejściem Mateusza Zachary?
– Musimy być na nie przygotowani. Też słyszę, że ma dostać ofertę, a w sytuacji klubu trudno będzie powiedzieć „nie”. Poz tym, kiedy chłopak ma 24 lata i ktoś go chce z ligi lepszej od polskiej, to nie można postawić szlabanu. Tym lepiej, że strzela gole i tak udanie zaczął sezon. Choć oczywiście nie powiem, że sportowo nie stracimy. To dziś napastnik numer jeden, a ten drugi – Bartek Iwan – jest kontuzjowany. Mateusz odejdzie – będziemy myśleć. Dziś jest z nami i trzeba to maksymalnie wykorzystać.
Gdyby Iwan przed sezonem nie złapał kontuzji…
– Myślę, że graliby obaj, ale w trochę innym ustawieniu.
Jest jeszcze Augustyn… Nie ma pan gwarancji, że w Zabrzu zostanie.
– Nie mam. Jest w takiej dyspozycji, że nie mogę wykluczyć, iż dostanie bardzo dobrą ofertą. Ale dziś jest i w Kielcach zagra.
Nie uwierzę, że nie myśli pan, co wtedy zrobić…
– Myślę… Może wróci do obrony Adam Danch? Niebawem będą gotowi Mariusz Magiera, Olek Szeweluchin i Mariusz Przybylski, na którego bardzo czekam. W ataku wspomniany Bartek Iwan. Jakoś sobie poradzimy, choć nasza kadra liczna nie jest. W treningu mamy zwykle 20-21 zdrowych piłkarzy. Ta liczba nie poraża, ale też nie będę narzekał, bo jest w tej grupie ludzi jakość. Oczywiście nie stać nas na wystawienie drugiej jedenastki na tym samym poziomie, ale gdyby każdego z potencjalnych dublerów wstawić do meczowego składu, to wierzę, że sobie poradzi.
Jak Sadzawicki?
– Na przykład. Przecież tam spokojnie mógłby grać Adam Danch. Ale chcę, aby Adam coraz lepiej rozumiał się z „Sobolem”. A „Sadza”? Jeszcze popełnia błędy młodości, jednak nikt mi nie powie, że każdy mecz to nie jest kroczek do przodu.
W meczu z Legią przebiegliście 123 km. Z Jagiellonią?
– Na pewno mniej. Różnica polega na tym, że tam biegaliśmy za piłką, a z „Jagą” nią graliśmy. To rzecz naturalna. Jedne mecze musisz wybiegać, a inne wygrać umiejętnościami, pomysłem, ustawieniem… Piłkarz czasami myśli, że musi dotknąć piłki, by trener był zadowolony. Nieprawda. Ważne, jest, gdzie i jak biega, jak reaguje po utracie piłki… Myśmy z Jagiellonią grali naprawdę mądrze.
Jak patrzycie w tabelę, to nie pojawia się pewne rozprężenie?
– Nie zauważyłem. Zresztą akurat piłkarzom Górnika nie trzeba przypominać, jak spada się z czołówki po dobrym początku. Trener musi dmuchać na zimne, bo często wrogiem sportowca nie jest porażka, tylko sukces. I to robimy.
Źródło: Sport
Foto: Roosevelta81.pl