Robert Warzycha: Najzdolniejsi na pewno dostaną szansę

Milo  -  20 marca 2014 20:51
0
981

warzycha3_konferencja_1314

– Nie mogę powiedzieć, że za rok będziemy grali dziesięcioma wychowankami. Żeby zatrzymać największe talenty, potrzeba naprawdę dużych pieniędzy. Nasze możliwości – tak jak całej Ekstraklasy – są w tej kwestii mocno ograniczone. – mówi w wywiadzie dla polsatsport.pl Robert Warzycha, trener Górnika Zabrze.

Mistrzostwo MLS, 10 lat w zawodzie, pięć jako pierwszy trener Columbus Crew. Za mało, jak na licencję w Ekstraklasie?

Robert Warzycha: – Najwidoczniej. Trudno, przejdę kurs i zrobię tę licencję. Trochę nauki na pewno nie zaszkodzi. A to że byłem kapitanem reprezentacji, że zagrałem w niej 47 razy, że przez 17 lat występowałem w czterech różnych krajach, no to wie pan – dla jednych ma znaczenie, dla drugich nie.

Można powiedzieć: jedni dostają warunkowe licencje, drudzy nie. No bo przecież w podobnej sytuacji był już Tomasz Hajto, który – w przeciwieństwie do pana – nic jako trener nie osiągnął, a – również w przeciwieństwie do pana – licencję otrzymał. Gdzie tu konsekwencja?

– Hajto też grał w dobrych klubach, był świetnym piłkarzem, reprezentantem Polski. No i może dlatego, że zgłosił się wcześniej (przed zmianą władz w PZPN-nie – przyp. red.) dostał tę licencję. Ja nie miałem tyle szczęścia.

Ile potrwa ten kurs?

– Około sześciu miesięcy.

Naciskam, bo to aż razi po oczach. Prowadził pan mistrzów USA! Kraju, w którego ligę pompowane są olbrzymie pieniądze. Nowej siły futbolu. Kontrast między MLS a Górnikiem wydaje się dość wyraźny. Właściwie powinienem spytać: co pan tutaj robi?

– Przyjechałem się uczyć! (śmiech)

To już przerabialiśmy. A tak naprawdę?

– Przyjechałem się uczyć, bo to w Europie jest wielka piłka. Ma pan rację, kluby w USA chcą się rozwijać, są coraz lepsze, ale ile ta liga ma lat? 20. Każdego ambitnego trenera ciągnie do Europy. Dobra piłka jest też w Australii, nawet Del Piero tam poszedł. Ale przecież te ligi – amerykańska i australijska – opierają się na wzorcach europejskich lub południowoamerykańskich. I tak będzie już zawsze. Chyba że któryś z tych krajów zdobędzie mistrzostwo świata – wtedy to my będziemy się uczyć od nich.

Dobrze, ale MLS to do niedawna Henry i Beckham, Ekstraklasa – Ljuboja i Radović…

– Amerykanie wydają fortunę, żeby tę ligę rozkręcić. Wymienione przez pana nazwiska były nieodzownym czynnikiem ku wzbudzeniu zainteresowania kibiców i – co nawet ważniejsze – wielkich koncernów. Właściciele klubów widzieli w tym pewny zysk. Także Henry i Beckham to jedynie reklama, a nie – jak wielu uważa – esencja MLS. Poza tym w Polsce też nie brakuje dobrych zawodników. Jestem naprawdę pod wrażeniem ich techniki, zaangażowania i zdolności motorycznych. Gdybyśmy tylko chętniej stawiali na młodzież…

Jak to wygląda w Stanach?

– Po pierwsze – olbrzymia rotacja. Młodzi Amerykanie – wcielani do zespołów bezpośrednio z college’ów – walczą między sobą o miejsce. Na 30-osobowy skład przypada jedynie ośmiu obcokrajowców. Tych 22 młodych ma w przyszłości stanowić o sile zarówno ligi, jak i reprezentacji. Myślę, że właśnie na tym polega główna różnica między MLS a Ekstraklasą. To właśnie jest istota tej ligi.

Z tego co wiem, pańska wizja Górnika zbytnio od tego nie odbiega.

– W Zabrzu i okolicach jest mnóstwo talentów. Najzdolniejsi na pewno dostaną szansę. Ale weźmy za przykład takiego Milika – zaczął grać, wybił się i wyjechał. Dla piłkarza w jego wieku gra na Zachodzie to często jedyna motywacja. Nie było szansy go zatrzymać. Dlatego nie mogę powiedzieć, że za rok będziemy grali dziesięcioma wychowankami. Żeby zatrzymać największe talenty, potrzeba naprawdę dużych pieniędzy. Nasze możliwości – tak jak całej Ekstraklasy – są w tej kwestii mocno ograniczone.

O pana Columbus Crew mówiło się, że to najciężej pracująca drużyna Ameryki. Eksperci podkreślali pańską solidność, dyscyplinę i dobrą organizację. Inna sprawa, że później nie byli już tak przychylni… Uważa pan, że amerykańskie metody sprawdzą się na polskim gruncie?

– Dorosłem w Polsce, więc myślę, że znam realia i polską mentalność. Wiem, że inaczej trenuje się zawodników w Polsce, a inaczej w Stanach. To w ogóle inne podejście. Ale z drugiej strony teraz wszystko się wyrównuje, w drużynach jest tyle różnych narodowości. Sam nie wiem, czy te różnice nadal są tak wyraźne. Owszem, trener musi się dostosować do zawodników, ale to nie znaczy, że ma porzucić własny styl.

Jakieś wnioski po pierwszy dniach z Górnikiem?

– Zawodnicy są bardzo zaangażowani. Niestety, jak dotąd wiosna im nie sprzyja. W zeszłym sezonie było podobnie – najpierw niezła jesień, potem 10 porażek w rundzie. Cóż, trzeba wyciągnąć wnioski i w przyszłym sezonie położyć kres tej klątwie.

Niełatwo będzie dorównać wynikom Adama Nawałki.

– Nawałka wykonał świetną pracę i chwała mu za to. Wyciągnął z piłkarzy maksa, zostawił ich na pierwszym miejscu w tabeli. Ale proszę pamiętać, że ja przejmowałem Columbus po trenerze, który wygrał MLS, a rok później zdobyłem najwięcej punktów w lidze (przed rundą play-off – przyp. red.). Także nie jest to dla mnie nowość. Teraz po prostu musi minąć trochę czasu, żebym mógł wpoić zawodnikom swoją wizję gry. Oby okazała się nie gorsza od tej Nawałki.

Na koniec: MLS SuperDraft – z czym to się je?

– To 50 najlepszych piłkarzy z 250 college’ów. Zbierają się w styczniu na Florydzie, dzieli się ich na trzy drużyny i przez pięć dni grają między sobą mecze. Wszystkiemu bacznie przyglądają się trenerzy MLS. Oczywiście nie są to zawodnicy nowi i nieznani. Są obserwowani przez całą swoją karierę w college’u. Te mecze mają po prostu ostatecznie zweryfikować ich umiejętności. Później jedzie się do Nowego Jorku, gdzie zespoły MLS wybierają najlepszych – Crew pozyskało w ten sposób m.in. Briana McBride’a, późniejszą gwiazdę Premier League. Generalnie idea zaczerpnięta z NBA.

Źródło: polsatsport.pl
Foto: Kamil Dołęga/Roosevelta81.pl

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments