– Zostałem zwolniony, ale to nie zmienia mojego stosunku do Górnika. Gdybym cofnął się w czasie i jeszcze raz otrzymał taką szansę, na pewno bym z niej skorzystał – mówi Robert Warzycha do niedawna trener Górnika Zabrze.
Może Pan dziś z czystym sumieniem powiedzieć, kim Pan był w Górniku? Trenerem, dyrektorem sportowym, menadżerem?
Robert Warzycha (były trener Górnika): – Moim zdaniem trenerem. Na pewno nie byłem dyrektorem sportowym, bo nie podejmowałem bezpośrednich decyzji odnośnie do spraw transferowych, personalnych. Mogłem tylko pewne rzeczy sygnalizować. I to właśnie robiłem. Walczyłem przecież o kilka istotnych dla klubu kwestii, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Widocznie miałem zbyt słabą pozycję. Po tym, jak coś zakomunikowałem, mogłem tylko czekać. Okazało się, że nasze potrzeby nie zostały spełnione, a nas – mnie i Józka Dankowskiego – zwolniono.
Przeszkadzało Panu dzielenie tej funkcji z trenerem Dankowskim?
– Wręcz przeciwnie. Z Józkiem dogadywaliśmy się bardzo dobrze. Wzajemnie sobie pomagaliśmy. Dobrze jest się wesprzeć kimś doświadczonym, kto dodatkowo jest twoim kolegą. Oczywiście, że ta sytuacja powinna być od jakiegoś czasu uregulowana, co najmniej od początku sezonu, bo wtedy dostałem przecież licencję warunkową. Z różnych powodów tak się nie stało. Mojej winy w tym nie było, bo spełniłem wszystkie wymagane warunki. Ktoś zdecydował jednak, że status quo ma być zachowany.
Uważa Pan, że został Pan zwolniony słusznie?
– W tej chwili nie czuję, że na to zasłużyłem. Wyniki, które były w tym sezonie, na pewno nie są zadowalające, ale zniżki formy można było uniknąć. Wystarczyły wzmocnienia na dwóch pozycjach. Na dwóch! Chcieliśmy napastnika za Mariusza Zacharę, który odszedł do Chin, i środkowego obrońcę mogącego wypełnić lukę po wytransferowanym do Szkocji Błażeju Augustynie. Dwaj piłkarze, którzy by zasilili Górnika, zmieniliby bardzo dużo. Mieliśmy gotowych kandydatów, ale co z tego? Dziś okazuje się, że miałem rację. Klub w tej chwili snajpera i stopera potrzebuje jak tlenu.
W Pana zwolnieniu pomogli piłkarze? Przed laty wywalili z Górnika Ryszarda Komornickiego.
– Nie wydaje mi się, bo w tym sezonie naprawdę próbowali grać w piłkę. Przecież specjalnie nie trafiali w słupki czy poprzeczki. Chcieli wygrywać. Oczywiście, że w każdej drużynie trzeba przewietrzać szatnię, aby nie wkradł się marazm, ale obserwując zaangażowanie chłopaków na treningach, mogę powiedzieć, że ja tego marazmu nie zauważyłem. Zabrakło szczęścia albo umiejętności, ale na pewno nie zaangażowania.
Oceniając te kilkanaście miesięcy, jaką wystawiłby Pan sobie ocenę?
– Niech oceniają mnie inni. Ja z pobytu w Zabrzu jestem bardzo zadowolony. Pracowałem co prawda w trudnych warunkach, mieliśmy cały czas problemy finansowe, ale sobie z tym radziliśmy. Miałem możliwość przebywania w bardzo bliskim mi klubie, poznałem tu świetnych ludzi. Zostałem zwolniony, ale to nie zmienia mojego stosunku do Górnika. Gdybym cofnął się w czasie i jeszcze raz otrzymał taką szansę, na pewno bym z niej skorzystał.
Teraz poszuka Pan pracy?
– Na pewno wciąż chcę być trenerem. Lubię to. Nie po to także robiłem licencję, aby teraz powiesić ją na ścianie. Mam jeszcze siłę, motywację. Nie wiem jednak, co mnie czeka i gdzie będę pracował. Jeśli zgłosi się jakiś polski klub, to z chęcią podejmę rozmowy. Nawet z drużyną z I ligi. Przez ostatni rok pojawiały się także pewne sygnały z MLS, byli chętni, aby mnie zatrudnić, więc nie wykluczam, że do pracy wrócę za oceanem. Zresztą świat jest dziś mały. Grałem już w Anglii, na Węgrzech. Żadnego kierunku nie mogę wykluczyć.
Cały wywiad do przeczytania na www.polskatimes.pl
Źródło: polskatimes.pl
Foto: Roosevelta81.pl