– Coraz lepiej wyglądał Robert Jeż. Nigdy nie powiedziałem, że nie jest Górnikowi potrzebny. Mówiłem tylko, że gra zdecydowanie poniżej swoich ogromnych możliwości – mówi w wywiadzie dla „Sportu” dyrektor sportowy klubu z Zabrza, Robert Warzycha.
Od miesiąca nie było na Roosevelta słychać żalu z powodu odejścia Olkowskiego i Nakoulmy.
Robert Warzycha (dyrektor sportowy Górnika): – To ważne dla tych, którzy ich zastąpili. Grają tak, że nie trzeba żyć przeszłością i gdybać. Pokazuje to kolejny raz, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale… Wyobraźmy sobie, że Paweł i Prezes są z nami. Siła tej drużyny na pewno byłaby większa. Ale nie będę narzekał. Piłkarze będą zmieniać kluby, od tego nie uciekniemy.
Do meczu w Kielcach chwalono pana piłkarzy z jednym wyjątkiem. Wielu było głosów, że Rafał Kosznik nie gra na swoim poziomie.
– Bo nie grał. Nie twierdzę, że zdecydowanie odstawał, ale on, ja i chyba wszyscy mieli świadomość, że jest daleko od swojego normalnego poziomu. Absolutnie jednak nie chciałem go odstawić, bo taki piłkarz w końcu musi zaskoczyć. Już pierwsza połowa z Jagiellonią była lepsza, a teraz… Wszyscy widzieliśmy. Przy każdym golu miał swój udział.
Kolejny raz cichym bohaterem Górnika był Łukasz Madej. Takiej gry pan od niego oczekuje?
– Tak. Łukasz lubi piłkę. Ona mu nie przeszkadza, a to bardzo inteligentny piłkarz. Przy grze piłką obrońców Łukasz ma nieco więcej swobody w grze ofensywnej, a to… też lubi. Chwalimy zwykle strzelców, ale mnie cieszy, że każdy z goli, który padł dla nas w Kielcach to efekt pracy drużyny. Akcji z udziałem 3-4 piłkarzy. Strzał Gergela był piękny, ale równie istotna w tej akcji była interwencja Sadzawickiego. Od niej wszystko się zaczęło.
Co takiego wydarzyło się między ostatnim sparingiem we Wronkach, a meczem z GKS Katowice, ostatnim przed ligą. Na dobrą sprawę dopiero wtedy pierwszy raz zagraliście składem, który dziś jest rewelacją ligi. I którego pan nie rusza.
– Nic się nie wydarzyło. Próbowaliśmy w nowym ustawieniu różnych wariantów. Skład się krystalizował i z GKS można było wystawić takie ustawienie, jakie planowaliśmy na ligę. Choć przypomnę, że akurat wtedy kontuzji doznał Bartek Iwan, szykowany na ekstraklasę. Widzieliśmy, że trzeba obok Radka Sobolewskiego postawić jeszcze jednego doświadczonego piłkarza. Padło na Adama Dancha, choć nie jest tajemnicą, że na tej pozycji czekamy na Mariusza Przybylskiego. Coraz lepiej wyglądał Robert Jeż. Nigdy nie powiedziałem, że nie jest Górnikowi potrzebny. Mówiłem tylko, że gra zdecydowanie poniżej swoich ogromnych możliwości. Dziś sam się do tego przyznaje. I gra tak, jak od niego oczekujemy.
Pięć meczów praktycznie jednym składem… Nie obawia się pan, że kiedyś nastąpi lekkie zmęczenie materiału?
– Na razie fizycznie i motorycznie każdy mecz jest krokiem do przodu, ale to naturalne, że będzie moment pewnego zmęczenia. Dlatego każdy piłkarz z ławki musi być pod parą, by w odpowiednim momencie wejść i pomóc. Myślę, że są do tego gotowi. Poza tym staramy się tak pracować, by nie przekroczyć tej cienkiej granicy, kiedy jest zagrożenie kontuzji mięśniowych. W Górniku było ich sporo.
Źródło: Sport
Foto: Roosevelta81.pl