Mariusz Przybylski w meczu ze Stalą pojawił się na boisku od pierwszej minuty. Dla doświadczonego pomocnika był to powrót do składu po urazie, którego nabawił się jeszcze przed meczem z Miedzią. Jak się okazało, 34-letni piłkarz na boisku przebywał tylko pierwszą połowę. Po przerwie na murawę już nie wyszedł. – Takie były założenia trenera. Nie zgłaszałem chęci opuszczenia boiska – kwituje Przybylski.
Nie ma się czemu dziwić. Zabrzanie po pierwszej części spotkania schodzili z boiska z bagażem jednego gola, a sama gra pozostawiała sporo do życzenia. Trener szukając nowych rozwiązań wprowadził w miejsce Przybylskiego, 21-letniego Wolsztyńskiego, który ma zamysł do gry ofensywnej. – Pierwsza część meczu nie układała się najlepiej, choć stworzyliśmy sobie kilka sytuacji. Nie udało się wykorzystać żadnej sytuacji i szkoda, bo już wtedy mogliśmy prowadzić. Taki gol zawsze dodaje skrzydeł i myślę, że ta bramka pobudziła chłopaków. Najważniejsze, że udało nam się w samej końcówce meczu strzelić drugiego gola – przyznaje Przybylski.
Piłkarze po meczu mogli odetchnąć, bo udało się wygrać w samej końcówce. W dodatku był to ostatni mecz w tym roku, dlatego wszyscy w lepszych nastrojach mogli udać się na odpoczynek. – Przyjeżdżając do Mielca mieliśmy jasne założenie. Przyjechać i zdobyć trzy punkty, żeby czołówka nam nie uciekła. Wiedzieliśmy, jakie wyniki są na pozostałych stadionach i udało nam się zdobyć trzy punkty – stwierdził na koniec piłkarz Górnika.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl