Górnik w tym sezonie miał za wiele słabych ogniw, które doprowadziły go na samo dno ligowej tabeli. Nie można przecież myśleć o wygrywaniu jeśli się nie ma napastnika. Nie można w ogóle o niczym myśleć jeśli gra się bez bramkarza. Do tego nieistniejący prawy obrońca i dostajemy obraz nędzy i rozpaczy.
Po ostatnich dniach okienka transferowego coś się zmieniło. W Górniku wreszcie zaczęto robić sensowne transfery. O tym, jak bardzo Górnik potrzebował napastnika z prawdziwego zdarzenia przekonaliśmy się w meczu z Zagłębiem, gdy na boisku pojawił się Maciej Korzym. Kogoś, kto przytrzyma piłkę, wygra starcie w powietrzu, a przede wszystkim będzie kimś, komu będzie można dograć piłkę w polu karnym. A to wszystko Maciek pokazał w swoim pierwszy meczu, choć do drużyny dołączył kilka dni wcześniej. Oczywiście, od czasu odejścia Mateusza Zachary Górnik miał wystarczająco czasu, aby postarać się o skuteczniejszego napastnika niż były gracz Podbeskidzia, a przy tym nie wydawać większych pieniędzy, ale i tak w porównaniu z Szymonem Skrzypczakiem to niewyobrażalna przepaść. Wiem, że Korzym nie jest rasowym snajperem, ale gdyby takim był, to nie grałby u nas.
Do Górnika na roczne wypożyczenie trafił także Radosław Janukiewicz, co może okazać się prawdziwym zbawieniem dla Leszka Ojrzyńskiego. Jeśli zabrzanie nadal mieliby polegać na umiejętnościach bramkarskich Sebastiana Przyrowskiego i Grzegorza Kasprzika, to już teraz można by wywiesić białą flagę i powoli witać się z I ligą. Wystarczy powiedzieć, że „Przyroś” w tym sezonie bronił średnio co trzeci strzał, który leciał w kierunku jego bramki, a Grzesiek już w siódmej minucie spotkania z Zagłębiem potwierdził, że najlepiej się czuje na ławce rezerwowych. Śmiech na sali. W kolejnym spotkaniu Kasprzik spisał się już znacznie lepiej, ale to chyba Janukiewicz do czasu powrotu Mateusza Kuchty ma zapewnić spokój i solidność w bramce Górnika. Sam będzie miał sporo do udowodnienia, bo w Pogoni od początku sezonu grywał tylko w rezerwach.
Doczekaliśmy się także w końcu porządnego, jak na nasze warunki, prawego defensora. Trzeba sobie powiedzieć, że Mateusz Słodowy nie jest jeszcze gotowym produktem na Ekstraklasę, podobnie jak Dominik Sadzawicki i Maciej Mańka. Pewnie żaden z nich takim produktem nie będzie. O ile w defensywie wszyscy trzej wyglądają jak wyglądają, o tyle w ofensywie to już dramat. W nowoczesnej piłce bardziej się ceni czasami walory ofensywne bocznych obrońców. W piątek kontrakt podpisał Paweł Widanow, który wraca do naszej ligi po rocznej przygodzie w Serie B. W Polsce występował w Zagłębiu Lubin, gdzie dał się poznać jako niezły obrońca. Zobaczymy, jak będzie w Górniku. Wypożyczony został też Adam Dźwigała. Trudno ocenić, czy będzie miał szansę na grę na środku obrony.
Tutaj jednak musimy wrzucić nie kamyczek, a wielki głaz do ogródka klubu. Górnik potrzebował napastnika, bo w ataku miał tylko Szymona Skrzypczaka. Ale pozycje bramkarza i prawego obrońcy w teorii były najliczniej obsadzone w zespole. To tylko pokazuje, ile Górnik pieniędzy traci na bezwartościowych zawodników. Gdyby chociaż chodziło o perspektywicznych graczy, moglibyśmy to jeszcze zrozumieć. A tak? Górnik niedawno przedłużył kontrakty z 24-letnim Mateuszem Słodowym i dwa lata starszym Maciejem Mańką. Dla obu Ekstraklasa wydaje się zbyt dużą parą kaloszy, a moment, gdy można było nazwać ich perspektywicznymi zawodnikami też już chyba minął. To samo tyczy się braku przedłużenia umowy ze Steinborsem. Czy nie lepiej i taniej byłoby dla nas, gdyby Pavels został w Zabrzu? Wszystko zrobione było bez pomysłu, ładu i składu, a teraz mamy efekt takiego zarządzania i polityki transferowej, czyli ostatnie miejsce w tabeli. Słabe ogniwa powinny być z klubu usuwane i tyczy się to każdego szczebla.
TEKSTY PUBLIKOWANE W DZIALE “OKIEM ŻABOLA” SĄ PRYWATNYMI OPINIAMI AUTORA
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl