Po dwóch ostatnich meczach dowiedzieliśmy się jednego – u Jana Żurka strach przed porażką jest większy, niż żądza zwycięstwa. Dlatego aż boimy się pomyśleć, co wymyśli na spotkanie z Podbeskidziem. Może w ataku zagra Adam Danch albo Oleksandr Szeweluchin? Po meczu z Lechią spodziewamy się wszystkiego. Jednak już teraz możemy powiedzieć, że Górnik swój limit szczęścia wyczerpał.
Górnik z Lechią zagrał tak dramatycznie, że z bardzo dużym niepokojem wyczekujemy meczu z Podbeskidziem. Na dobrą sprawę zamiast remisu, zabrzanie mogli przegrać różnicą kilku goli i nikt nie mógłby mówić o niesprawiedliwym wyniku. Szczęście tego dnia było po stronie Górnika, ale ciężko oczekiwać, by tak było co kolejkę. A wydaje się, że w Bielsku piłkarze Jana Żurka też będą go potrzebować. Bo tam Górnik na pewno nie będzie faworytem, choć daleko nam do stwierdzenia, że pojechał do jaskini lwa. Jeśli zagra dobrze, co w tym roku się jeszcze nie zdarzyło, to ma spore szanse na sukces.
A żeby osiągnąć sukces autobus trzeba zaparkować nie w swoim polu karnym, a na połowie rywala. Defensywne ustawienie w meczu z Lechią okazało się kompletnym strzałem w stopę. Goście z Gdańska tak czy siak stwarzali sobie sytuacje, a ucierpiała tylko na tym ofensywa, której tak naprawdę w ogóle nie było. Dlatego apelujemy do trenera: gra bez napastnika i z trójką defensywnych pomocników to żadne wyjście.
Trzeba mieć nadzieję, że Żurek wyciągnie słuszne wnioski. Jeśli chce utrzymać Górnika w lidze, musi podejmować ryzykowne decyzje. Bo kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Na tym etapie sezonu każdy inny wynik niż zwycięstwo, to strata punktów, bez znaczenia, czy dwóch czy trzech. Dlatego w Bielsku Górnik musi wyjść na boisko, jak po swoje. Z respektem dla rywala, ale również z wiarą we własne umiejętności. Tyle się nasłuchaliśmy od piłkarzy o potencjale, jaki drzemie w zespole. Czas go pokazać na boisku.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl