Dla optymisty szklanka zawsze będzie do połowy pełna, a dla pesymisty do połowy pusta. Podobne odczucia można mieć z Górnikiem w tym sezonie. Z jednej strony szóste miejsce w tabeli, przy gigantycznych problemach finansowych oraz niekończącą się budową stadionu, to wynik bardzo dobry. Ale jak sam podsumował Wojtek Łuczak, mogło też być lepiej. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak dobrze w ostatnich latach prezentowali się „Trójkolorowi” na jesień. My przeanalizujemy, co w tym sezonie było na plus, a co na minus. Zapraszamy!
NA PLUS
– Taktyka. Pisaliśmy o niej dużo i w wielu kontekstach, natomiast nie mogło jej tutaj zabraknąć. Taktyka Roberta Warzychy z trójką obrońców zdała swój egzamin. Szczególnie może robić wrażenie to, jak szybko zespół zaadoptował się do nowego ustawienia. Oczywiście w pierwszych ligowych meczach nie wszystko wyglądało wzorowo, natomiast wystarczająco dobrze, aby skutecznie zaskoczyć rywala i wygrać mecz. I to też pokazuje, że czasami warto postawić na coś nieszablonowego.
– Zwycięstwo w Chorzowie. Jeden mecz i to przeciwko beznadziejnemu Ruchowi, a sprawił nam tyle radości. W końcu czekaliśmy na tą wygraną aż osiemnaście lat, a przecież trzeba wspomnieć o niezwykłej otoczce wokół meczu, jaka pojawiła się wraz z doniesieniami o bombie podłożonej pod sektorem fanów Górnika. Wyjątkowe dla kibiców zwycięstwo, o czym piłkarze mogli się przekonać przy powrocie na Roosevelta, gdzie fani zgotowali wspaniałą atmosferę.
– Transfery. Kto by się przed sezonem spodziewał, że Dominik Sadzawicki, który nie łapał się do składu GKS-u Katowice, może zostać ważnym punktem w formacji defensywnej Górnika? Młody obrońca jest zdecydowanie największą, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, niespodzianką, bo od samego początku został wrzucony na bardzo głęboką wodę i poradził sobie znakomicie. Podobnie jak Roman Gergel, choć przy jego przyjściu wiedzieliśmy, że jest to więcej niż przyzwoity „grajek”. Swoją wartość pokazał przede wszystkim na początku sezonu, kiedy robiliśmy wielkie oczy patrząc na jego technikę oraz jak potrafi soczyście uderzyć z dystansu. Pół roku w Górniku wystarczyło, aby pojawiły się już pierwsze transferowe plotki z Gergelem w roli głównej.
– „Torcida”. Może będzie to mało obiektywne, ale naszym zdaniem, kibice Górnika mają najlepszą wyjazdową ekipę w całej Polsce. Każdym razem, gdy pojawia się możliwość wyjazdów, fani „Trójkolorowych” skrzętnie z niej korzystają. I zawsze jest to konkretna grupa, która nie raz zagłuszała kibiców gospodarzy. O tym, jakich mamy fanów wiedzą też piłkarze, choćby ostatnio Bartosz Iwan, nazywając ich fenomenalnymi. I jest nam po prostu żal, że nasz stadion wciąż może pomieścić tylko trzy tysiące osób.. Kibice Górnika zasługują na piękny, nowoczesny obiekt.
– Mecze wyjazdowe. Od kiedy sięgamy pamięcią, Górnik zawsze słynął z tego, że był mało gościnny na Roosevelta, natomiast w delegacji najczęściej tracił punkty. W tym sezonie nieoczekiwanie podopieczni Warzychy stali się bardzo groźni na wyjazdach, wygrywając aż pięć spotkań w roli gościa. Oddając rywalowi inicjatywę oraz nastawiając się na kontrataki, zabrzanie czują się jak ryba w wodzie i skrzętnie to wykorzystują.
NA MINUS
– Brak stawiania na młodzież. Najmłodszym zawodnikiem, który zagrał w Górniku w dotychczasowych dziewiętnastu spotkaniach Ekstraklasy, jest 20-letni Konrad Nowak. Nie musimy chyba też dodawać, że wszystkie te występy były po wejściu na boisko z ławki rezerwowych, najczęściej w postaci niezauważalnych epizodów. Może to zwyczajny brak wiary w młodych chłopaków, a może po prostu oni są tacy słabi. Brakuje jednak przynajmniej jednego wychowanka, który byłby stopniowo wprowadzany do poważnej piłki.
– Transfery. Wcześniej mowa była o transferach trafionych, tym razem o tych mniej udanych. Dawid Plizga i Armin Cerimagić mieli szturmem podbić skład Górnika, tymczasem łącznie przebywali na murawie 508 minut. Plizga był konsekwentnie pomijany przez Roberta Warzychę i mało wskazuje na to, żeby miało to się zmienić. Natomiast młody Bośniak większość rundy nie spędził na boisku, tylko w gabinetach lekarskich. Na początku sezonu ogrywał się w rezerwach i gdy wydawało się, że jest gotów, aby powalczyć o wyjściowy skład, zaczęły się problemy z kontuzjami. Mamy nadzieję, że wiosną będzie miał szansę pokazać swój potencjał w pełni.
– Mecze z czołówką. Nie ma co ukrywać, że sporym zmartwieniem są klęski z Legią, Lechem i Wisłą. Jasne, że każdej drużynie może trafić się gorszy dzień i przy dobrej dyspozycji oponenta, można trochę oberwać. Ale tutaj mowa o trzech spotkaniach, które wyglądały niemal bliźniaczo. To znaczy przeciwnik grał, a Górnik się patrzył. Brakowało nam tego śląskiego charakteru, który był tak charakterystyczny dla ekipy Adama Nawałki. Walka o każdy metr boiska, determinacja oraz zostawienie serducha na boisku.
– Własne boisko. Jeszcze nie tak dawno rywale musieli się bardzo napocić, aby przynajmniej punkt ugrać przy Roosevelta. W tej rudzie wyglądało to zupełnie inaczej, kto przyjeżdżał z łatwością wywoził przynajmniej punkt.
– Początki połów. To właśnie one były największą naszą bolączką. Zabrzanie często szybko tracili bramki, a tym samym nie umieli się przeciwstawić rywalom. Dopiero po kwadransie z reguły wyglądało to lepiej..
– Decyzje kadrowe. Zmiany często nie były trafiane i nic nie wnosiły do gry zespołu. Tym samym pozostaje pytanie czy warto stawiać na niektórych zawodników, kosztem młodzieży?
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl