Jeśli najwięcej emocji w meczu wzbudza goły w dodatku otyły kibic, to można wnioskować, że spotkanie nie było najwyższych lotów. Sytuacji bramkowych mieliśmy jak na lekarstwo i zamiast hitu kolejki mieliśmy bardzo mizerne widowisko. Na wysokości rangi meczu stanęła oczywiście „Torcida”, co jest już regułą podczas meczów na Roosevelta.
PLUSY:
– Druga połowa. Dzięki bardzo dobrej grze w środku pola Radka Sobolewskiego i Adasia Dancha, Górnik zdominował drugą część spotkania. Zabrzanie mocno zepchnęli Lecha do defensywy i szkoda, że skończyło się tylko na jeden bramce.
– Roman Gergel. W każdym jego zagraniu widać jakość, której nie często się spotyka u naszych ligowców. Przyjęcie piłki, drybling, strzał – lekko ocieramy się o Ligę Mistrzów.
– „Torcida”. Chwaliliśmy naszych kibiców za doping podczas meczu z Cracovią, ale w niedzielę przeszli samych siebie. Od początku spotkania pokazali piłkarzom, że mimo ciężkiej sytuacji klubu, na nich zawsze można liczyć!
– Coraz więcej fanów decyduje się ubierać „młynówki”. Efekt jest porażający oby tak dalej!!
– Defensywa. Nasza obrona popełniła w tym meczu jeden poważniejszy błąd, lecz przy takim rywalu jak Lech ta pomyłka niosła za sobą wielkie konsekwencje. Przez resztę spotkania graliśmy w defensywie bardzo pewnie, nie dając Lechowi dojść do klarownych sytuacji.
– Golas. Dla wielu kibiców zrekompensował słaby poziom niedzielnego meczu. Nasz stadion ewidentnie ma sobie coś z Mundialu w Brazylii. Brazuca, spray, mistrz świata a teraz golas.
MINUSY:
– Pierwsza połowa. Kompletnie oddaliśmy inicjatywę Lechowi w pierwszych 20 minutach i jedna bramka jest najmniejszym wymiarem kary za bojaźń naszych piłkarzy.
– Dośrodkowania. Jak nazłość każda dobrze zapowiadająca się akcja Górnika przeprowadzana była na skrzydłach, gdzie szczególnie Rafał Kosznik miał rozregulowany celownik.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Ewa Dolibóg/Roosevelta81.pl