Jeśli Górnik nie potrafi wygrać meczu prowadząc 3:0, mamy pewne obawy, że owego zwycięstwa w tegorocznej kampanii T-mobile Ekstraklasy już się nie doczekamy. Pierwsza połowa zabrzan była genialna, można pokusić się nawet o stwierdzenie, że były to najlepsze trzy kwadranse w całym sezonie. Niestety nawet taka gra nie ustrzegła nas przed błędami indywidualnymi, które przyniosły Jagiellonii remis.
NA PLUS:
– Doping zabrzańskiej „Torcidy”
– Sportowa złość. Ostatnie niepowodzenia podziałały na Górnika, jak płachta na byka, który w pierwszej połowie grał z wielkim zaangażowaniem i dążył do strzelenia kolejnych goli.
– Druga linia. Profesorska gra Radosława Sobolewskiego. Świetnie przerywał akcje Jagiellonii i popisał się kilkoma znakomitymi podaniami. Robert Jeż na pozycji ofensywnego pomocnika, udowodnił, że jego technika oraz przegląd pola są nieprzeciętne. Kapitalne zawody naszej „10”. Skrzydła również „chodziły” niemal perfekcyjnie.
– Grad bramek. Wiosną, „Trójkolorowi potrzebowali aż sześciu spotkań, aby zdobyć trzy gole. W meczu z „Jagą” ta sztuka udała się w 33 minuty.
NA MINUS:
– Grzegorz Kasprzik. Przynajmniej przy połowie z bramek, jakie Górnik stracił w ostatnich tygodniach, mógł się zachować o wiele lepiej. Również w niedzielnym meczu jego piąstkowanie kosztowało nas utratę bramki.
– Brak pewności siebie. Do straconej bramki wszystko wyglądało idealnie. Jednak kontaktowy gol na koniec pierwszej połowy zmienił oblicze zabrzan. Znowu widzieliśmy przestraszonych zawodników, którzy czekają aż przeciwnik strzeli im kolejnego gola.
– Błędy indywidualne. Dwa pierwsze gole dla białostoczan były wynikiem juniorskich błędów Kasprzika i Pawła Olkowskiego.
– Sędzia. Popełnił „mega babola”, a później człapał sobie w klapkach w okolicach szatni z uśmiechem na ustach, jakby się nic nie stało. Nie chcemy już sędziów z Warszawy!
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl