Paweł Bochniewicz przechodzi obecnie żmudny proces rehabilitacji po zabiegu rekonstrukcji więzadła krzyżowego i kontuzji łąkotki. Doświadczony obrońca S.C. Heerenven w rozmowie z naszym serwisem opowiada m.in. o trudach procesu rekonwalescencji, największych zagrożeniach oraz… planowanym autorskim cyklu na YouTube.
Co wydarzyło się 29 listopada w meczu S.C. Heerenven z RKC Waalwijk? Informacje o Twojej kontuzji i jej okolicznościach są dość skąpe.
– Ogólnie, to dłuższa historia. Prawdopodobnie z uszkodzonym więzadłem grałem od dłuższego czasu. Sam nie wiem dokładnie kiedy się to stało, nie czułem żadnego dyskomfortu. Tak naprawdę więzadło mi nie strzeliło. Było jednak naruszone. W końcówce meczu z RKC Waalwijk podczas starcia z rywalem ucierpiało moje kolano. Nie więzadło, a łąkotka i chrząstka. Zrobiłem rezonans, na którym wyszło, że ACL jest cały, ale na tyle słaby, że trzeba go zoperować, bo prawdopodobnie wkrótce by strzelił.
Czyli na dobrą metę więzadło nie było zerwane.
– Więzadło było uszkodzone, tak naprawdę nie wiem jak długo. Nie pamiętam nawet momentu, w którym mogło to nastąpić. To mogło być równie dobrze tydzień, jak dwa lata przed urazem. W konsekwencji uszkodzenia więzadła brakuje stabilności w kolanie. Ciągłość więzadła była, ale nie spełniała swojej roli i musiałem przejść zabieg rekonstrukcji całkowitej.
To można grać zawodowo w piłkę z uszkodzonym więzadłem krzyżowym?
– Jak widać, można. Kiedy więzadło jest całkowicie zerwane, to jest bardzo trudno tego nie zauważyć. Oczywiście, jeżeli ktoś ma bardzo mocno zbudowany mięsień dwugłowy, to jest w stanie utrzymać stabilizację, ale w 99 procentach czujesz, że to kolano jest niestabilne i ”ucieka” w newralgicznych momentach, jak zwrot czy zmiana kierunku, kiedy te przeciążenia są największe. Ja czegoś takiego nie doświadczyłem. Odkąd wróciłem do grania, aż do teraz nie było ani jednego takiego momentu, w którym poczułbym, że coś jest nie tak. Kiedy schodziłem z boiska w meczu z Waalwijk też byłem przekonany, że więzadło krzyżowe jest całe. Czułem ból łąkotki i chrząstki, ale nie więzadła. Potem się dowiedziałem, że prawdopodobnie te uszkodzenia były spowodowane właśnie nieprawidłowym działaniem ACL.
Ucierpiało to samo więzadło, które zerwałeś za pierwszym razem?
– Tak, to ta sama noga.
Może poprzedni zabieg był obarczony jakimś błędem lekarskim i stąd obecna sytuacja?
– Nie wiem i szczerze, nie chcę się nawet nad tym zastanawiać. To dziś bez znaczenia.
Jesteś już po zabiegu rekonstrukcji więzadła.
– Operację miałem dziesięć dni temu. Więzadło pobrano mi z mięśnia czworogłowego.
Sam chciałeś postawić na naturalne więzadło? Wielu zwolenników ma sztuczny zamiennik, którego wszczepienie nie jest dla organizmu tak inwazyjne.
– Tak naprawdę ilu jest lekarzy, tyle opinii. Słyszałem, że dziś odchodzi się od więzadeł sztucznych, choć mają wciąż wielu zwolenników. Ja zasugerowałem się poradą lekarza, który zabieg przeprowadzał. Tak zrobiłem za pierwszym, tak zrobiłem za drugim razem. Oczywiście, tematem się interesowałem i trochę odnośnie operacji poczytałem, ale ostatecznie to lekarz ponosi odpowiedzialność i muszę mu zaufać. Dlatego też zdecydowałem się na naturalne więzadło.
Kiedy usłyszałeś diagnozę, że więzadło będzie trzeba operować – był moment zawahania czy też niepewności odnośnie tego, co będzie dalej?
– Nie mam grama wątpliwości, że wrócę do gry i będę robił dalej to co kocham. Bardziej dobijała mnie myśl – dalej zdarzają się zresztą takie cięższe dni – kiedy uświadamiam sobie jak długi okres czasu to wszystko trwa. To jest w tym wszystkim najbardziej dołujące. Raptem kilka dni temu miałem właśnie taki czas. Wiem, że wrócę do formy i będę grał jak dotychczas, ale zanim to się stanie minie naprawdę szmat czasu.
Przerwa po zabiegu rekonstrukcji więzadła to z natury minimum pół roku.
– Różnie. Niektórzy mówią, że można wrócić po siedmiu miesiącach, inni, że po dziewięciu. Ja za pierwszym razem wróciłem po jedenastu, ale na to złożyła się wakacyjna przerwa w rozgrywkach. Chciałbym być gotowy do gry na początek przygotowań do nowego sezonu. Wiem jednak, że może się wiele wydarzyć, co może skomplikować proces rehabilitacji. Dlatego się nie podpalam, a chcę krok po kroku przejść przez ten okres.
Jesteś o ten pierwszy okres powrotu do pełni sił mądrzejszy. Możesz wyciągnąć wnioski z ewentualnych błędów, jakie wtedy popełniłeś.
– Wydaje mi się, że przy pierwszej rehabilitacji po rekonstrukcji więzadła żadnego błędu nie popełniłem. Robiłem wszystko, co kazali mi fizjoterapeuci i pracowałem naprawdę sumiennie. Mam świadomość, że jestem w uprzywilejowanej pozycji. Mogę sobie pozwolić na zatrudnienie naprawdę wysokiej klasy specjalistów i mam w Poznaniu super opiekę. Jestem na pewno o te poprzednie doświadczenia bogatszy. Wiem, czym to się je i na co zwracać szczególną uwagę. Myślę, że dzięki temu ta rehabilitacja może być łatwiejsza niż pierwsza.
Jak taki proces rehabilitacji wygląda od strony praktycznej i od czego się zaczyna?
– Przede wszystkim na początku trzeba wygasić stan zapalny, który jest w kolanie. Ja mam do dyspozycji takie urządzenie, jak szyna CPM, która pomaga pracować w różnych zakresach, a w zasadzie pracuje za ciebie. Mam też okłady lodem z dużą kompresją. Z kolei na siłowni z tą nogą popracować nie można. Można ”uruchomić” pośladek, robić ćwiczenia, żeby lekko poruszać łydkę. Można też próbować robić wyprost, co jest ironią losu śmieszne, bo kilka tygodni temu grałem zawodowo w piłkę, a teraz uczę się prostować nogę. W ćwiczeniach na siłowni pracuje jednak przede wszystkim zdrową nogą i nad górną partią ciała.
Tak naprawdę zdrowa noga musi teraz pracować za dwie.
– Dokładnie, bo to na niej spoczywa ciężar całego ciała. Często w trakcie rehabilitacji skupia się tylko na nodze po operacji, a to duży błąd. Ćwiczenia zdrowej nogi naprawdę są bardzo ważne.
Ćwiczysz też z fizjoterapeutą?
– Jeżeli chodzi o fizjo, to tutaj kluczowym aspektem pracy jest rozluźnienie powięzi i różnych napięć, żeby przyśpieszyć proces gojenia. Jakichś większych elementów fizjoterapii jednak przy tej nodze nie ma.
Wspominałeś, że pracujesz też z psychologiem. Ma to związek z tym urazem?
– Pracowałem z psychologiem sportowym na co dzień i po kontuzji kontynuuję tę współpracę. Trochę inaczej to wszystko wygląda, gdy ma się tak długą kontuzję, ale cały czas uczestniczę w zajęciach.
Sam zabieg przechodziłeś w Polsce czy w Holandii?
– Przechodziłem zabieg w Polsce. Za pierwszym razem operowałem się w Holandii i było to znacznie trudniejsze pod względem logistyki. Nie udało się tak tego zorganizować, żeby wszystko było w miarę w jednym miejscu. Teraz operację przeszedłem w Koninie, w bardzo renomowanej klinice. Mam kompleksową opiekę, a to dla mnie najważniejsze.
Co dokładnie znajdziemy na Twoim kanale na YouTube? Jaki jest Twój pomysł na przedstawienie tych tematów?
– Na ten moment mamy gotowe dwa pierwsze odcinki. Pierwszy odcinek dotyczy tego, o czym rozmawialiśmy. Jak się dowiedziałem, jak zapadła diagnoza i jak musiałem ją zweryfikować najpierw u lekarza klubowego, a potem u doktora Jaroszewskiego. Łącznie opinii lekarskich otrzymałem pięć. Ten premierowy odcinek prowadzi do momentu samej operacji. Powiem szczerze, że tutaj zbyt wielu ujęć nie było, bo gdy usłyszałem diagnozę… zapomniałem nagrywać. Byłem lekko podłamany i zbieranie materiałów nie było dla mnie wtedy priorytetem.
W drugim odcinku materiałów będzie więcej?
– Przede wszystkim dotyczy już samej operacji, więc będzie pełen mięsa i krwi, że tak powiem. Operator był na sali cały czas i wszystko rejestrował. Doktor, który przeprowadził zabieg szczegółowo opowiadał jak on przebiega. Chciałem to zrobić profesjonalnie i chyba się udało. Kolejne odcinki będę wrzucał średnio co dwa tygodnie, a tam będę pokazywał jak wyglądają ćwiczenia na siłowni. Problem jest taki, że przez pierwsze sześć tygodni będę musiał chodzić o kulach, dlatego te odcinki będą dość monotonne, ale będę chciał to pokazać w jak najbardziej prosty dla widza sposób. Do tego pokażę też jak wygląda współpraca z dietetykiem, bo – jak za pierwszym razem – tak i teraz będę miał specjalną dietę, która będzie dostosowana do mojej aktywności fizycznej i rozpisana co do grama. Chciałbym też, żeby dietetyk zabrał głos i powiedział trochę na temat diety w trakcie takiego urazu. Niech ludzie, którzy też przechodzą rekonwalescencję będą świadomi jak ważny to aspekt pod względem szybszego powrotu do zdrowia.
Jak taka współpraca z dietetykiem wygląda?
– Najpierw trzeba zrobić badania krwi i w zasadzie z wynikami tych badań udać się do specjalisty. Na ich podstawie ustalane są różne parametry diety, po czym jest ona rozpisywana i wdrażana w życie. Jak kanał zacznie funkcjonować będę chciał społeczność zaktywizować, żeby ludzie mogli komentować i dzielić się swoimi spostrzeżeniami, co w danej sytuacji trzeba by było zrobić.
Brzmisz trochę przerażająco. W Polsce – kraju, w którym niemal co piąty obywatel mdleje na widok krwi – chcesz pokazać od kuchni coś, co może wielu przyprawiać o dreszcze i opowiadasz o tym z pasją. Jak tego słuchałem, aż mnie kolano zabolało…
– (śmiech) Ja już widziałem ten materiał i jeżeli chodzi o sam zabieg, na pewno wiele scen będzie musiała być blurowana, bo YouTube nam ten film zablokuje albo usunie. Może na ”Iksie” będzie można to pokazać, albo na discordzie gdzieś u siebie to udostępnię bez cenzury. To jest naprawdę – co tu dużo mówić – rzeź. Zanim to zobaczyłem, nie spodziewałem się, że to tak wygląda. Myślę jednak, że warto to zobaczyć.
Kino familijne to jednak nie będzie.
– Operacja na pewno nie. Ale później, zobaczymy jak będzie. Na pewno jakieś wulgaryzmy się zdarzą, bo takowych na co dzień używam. Także zobaczymy (śmiech).
Widzisz jakieś zagrożenia w związku z tym cyklem?
– Zauważyłem, że kiedy wrzuciłem na swoje social media pierwszy filmik o tym, że mam kontuzję więzadeł, wielu ludzi zaczęło swoją sytuację porównywać do mojej. To nie jest dobre, bo każdy przypadek jest wyjątkowy i wymaga indywidualnego podejścia. Rzadko zdarza się, że w wypadku takiego urazu rozwalone są tylko więzadła krzyżowe. Często jest tak, że przy takiej kontuzji cierpi też łąkotka czy więzadła poboczne z jednej czy nawet z dwóch stron. Jest naprawdę wiele zmiennych i to wszystko wpływa na proces rehabilitacji. Ludzie się porównują, a każda kontuzja jest zupełnie inna.
Powrót na boisko będzie kosztował Cię mnóstwo sił, czasu i zdrowia. Nie boisz się, że gdy już fizycznie ”dojedziesz” pojawi się blokada w głowie i strach przed zrobieniem wślizgu czy bardziej zdecydowanej interwencji?
– Za pierwszym razem takiej blokady nie miałem. Od tego jest właśnie psycholog i neuropsycholog, z którymi wykonuje się różne ćwiczenia w trakcie rehabilitacji. Ja współpracowałem z Panią Pauliną, która bardzo mi pomogła. Dzięki temu głowa i ciało były w totalnym balansie. Może w pierwszym po kontuzji sparingu miałem elementy zawahania, ale to wynikało bardziej z ekscytacji, że wróciłem na boisko niż jakiejś blokady. Później – kiedy przyszedł pierwszy mecz ligowy – grałem na sto procent i niczego się nie bałem.
Co jest w dojściu do pełni sił po takim urazie trudniejsze? Kwestia odbudowy fizyczności czy jednak walka z tym, co siedzi w głowie?
– Kwestia fizyczna idzie dużo lepiej, jeżeli głowa jest dobrze nastawiona. Musi być tutaj zachowana harmonia. Ciężko będzie robić progres na siłowni, kiedy w głowie kołatać będą się różne myśli. Pozytywne nastawienie, to priorytet. Oczywiście, są chwile zwątpienia. Ja jestem dziesięć dni po operacji, a już takie miałem. Są jednak też chwile, które mogą nastrajać pozytywnie.
Na przykład?
– Każdy krok cieszy. Na przykład w minioną niedzielę miałem po raz pierwszy zakres zgięcia kolana do 120 stopni i bardzo mnie to cieszyło. Jest to pozytywna wiadomość. Kolejną tego typu będzie pewnie to, że mogę odstawić kule. Następną, że będę mógł lekko zacząć truchtać, potem biegać i tak dalej, i tak dalej. Każdy mały krok w takiej rehabilitacji to milowy krok. Także pod względem mentalnym.
Masz duże wsparcie ze strony środowiska. Także Heerenven dość mocno Cię wspiera w tej trudnej sytuacji.
– Ze strony klubu naprawdę czuję duże wsparcie. To jednak nie jestem tylko ja. Piłkarze są najbardziej poszkodowani, jeżeli chodzi o tego typu kontuzje. Jednak za tym idzie to, że są najbardziej uprzywilejowani. Ja mam wokół siebie sztab ludzi, którzy na co dzień mi pomagają. Najbliżej jest żona, potem fizjoterapeuci, osteopaci, trenerzy, trenerzy mentalni… Wszyscy ci ludzie są wokół mnie i razem pracujemy nad tym, żebym na boisko wrócił jak najszybciej i w dobrej firmie fizycznej i psychicznej.
Usłyszałeś zapewnienie ze strony Heerenven, że czekają na Twój powrót, czy może być tak, że będziesz musiał o swoje miejsce solidnie powalczyć?
– To jest Eredivise. Tam nie ma tak, że po moim powrocie ktoś mi odda miejsce w kadrze i składzie, bo wcześniej dobrze grałem. Muszę wrócić w dobrym zdrowiu, udowodnić na treningach swoją wysoką formę i jeżeli trener uzna, że prezentuję się na tyle dobrze, to wskoczę do składu. Jeżeli jednak w oczach trenera będę odstawał, to nikt mi za darmo miejsca w kadrze nie da. Teoretycznie, po powrocie będę miał jeszcze rok kontraktu. Wierzę, że wrócę w wysokiej formie, a jeżeli tak nie będzie, będę miał jeszcze dwanaście miesięcy, żeby swoją pozycję odbudować.
Zawsze w tym drugim przypadku można pomyśleć o wypożyczeniu do jakiegoś pięknego kraju, silnego klubu z południa Europy. Na przykład Górnik Zabrze…
– (śmiech) Nie chcę tak daleko wybiegać w przyszłość. Jeżeli wrócę, a nie będę łapał minut na boisku, to pewnie będę szukał jakiegoś rozwiązania. To jednak zbyt odległa perspektywa czasowa, żeby o tym myśleć. Póki co skupiam się na tym, żeby mi jak najszybciej zeszła opuchlizna z kolana. A co będzie potem, czas pokaże.
Śledzisz na bieżąco losy Górnika i wyniki w Ekstraklasie?
– Jak oglądam Ekstraklasę, to – szczerze powiedziawszy – tylko Górnika. Czasami zdarza mi się podejrzeć jak radzą sobie koledzy w innych klubach, jak chociażby Bartek Kapustka. Znamy się od lat, też miał ciężki okres spowodowany kontuzjami i szczerze życzę mu jak najlepiej. Górnikowi Zabrze także, bo to dla mnie klub szczególny i nikogo co do tego nie muszę przekonywać.
Górnik – jak to Górnik – sezon rozpoczął słabo, ale z każdą kolejką drużyna się rozkręcała.
– Początek nie był najlepszy, ale w końcówce rundy chłopaki wygrali sześć z siedmiu ostatnich meczów. To bardzo dobry wynik i nie może być dziełem przypadku. Sporo pozytywnego dzieje się wokół Górnika i bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję, że prywatyzacja zakończy się sukcesem i klub będzie się rozwijał. Górnik to bardzo duży klub, który ma potężną bazę kibiców i piękny stadion. Naprawdę ten klub zasługuje na to, żeby grać o wyższe cele i wykorzystać potencjał, jaki w nim drzemie.
Na wiosnę prawdopodobnie odbędzie się mecz otwarcia nowej trybuny przy Roosevelta.
– Chętnie się na takim meczu pojawię. Nie mówię, że na sto procent się uda, ale jeżeli będę w Polsce, to na pewno bardzo będę chciał. Na razie mieszkam w Poznaniu, ale nie mamy jeszcze z klubem ustalone kiedy mam się pojawić w Heerenven.
Uraz złapałeś w fatalnym momencie, bo na środku defensywy reprezentacji Polski mamy potężną lukę.
– Kiedy byłem zdrowy, to też nie byłem powoływany. Nie wiem, czy gdybym był zdrowy doczekałbym się powołania. Gra z orzełkiem na piersi, to marzenie każdego sportowca, moje także. Może kiedyś w barwach narodowych jeszcze zagram.
Ktoś ze sztabu reprezentacji Polski się z Tobą kontaktował po operacji?
– Tak, dzwonił selekcjoner Michał Probierz. Życzył mi zdrowia i udzielił wsparcia. To był fajny gest ze strony selekcjonera i na pewno było mi miło. Z drugiej strony żadna deklaracja, że pewne miejsce w kadrze na mnie czeka nie padła, dlatego podchodzę do tego ze spokojem.
Święta Bożego Narodzenia spędzisz w domu?
– Tak. W Wigilię mam jeszcze trening i rehabilitację. Potem wracam do Zielonej Góry, a w drugi dzień świąt z powrotem do Poznania, bo w piątek trzeba znowu pracować.
Jak wspominasz święta w Holandii? Są jakieś charakterystyczne potrawy, które tam się serwuje w wigilijny wieczór?
– Tak szczerze… My nigdy nie spędzaliśmy świąt w Holandii. Zawsze staraliśmy się zjechać do Polski, bo okres świąteczno-noworoczny był w klubie czasem wolnym od zajęć. Polska magia tych świąt nie ma sobie równych.
Czego Ci mogę życzyć na Nowy Rok?
– Zdrowia, nic innego mi nie jest potrzebne.
I tego też Ci życzę. Myślę, że nie tylko ja, ale cała rzesza kibiców Górnika Zabrze.
– Kibicom Górnika bardzo dziękuję za okazane wsparcie. Zawsze czuję, że za mną i w social mediach mogę zawsze na nich liczyć. Dziękuję im za to bardzo, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Łukasz Milik wspominał ostatnio, że chciałby, by karierę w Górniku zakończył Arek Milik. Czy podobną deklarację złoży w Wigilię Paweł Bochniewicz? Dla kibiców może być to fajny gwiazdkowy prezent.
– Arek Milik jest dużo większym, lepszym piłkarzem niż ja. Również mogę powiedzieć, że chciałbym jeszcze w Górniku zagrać, ale nie wiem, czy mnie będą za te kilka lat chcieli (śmiech). Całkiem poważnie mówiąc, takiej deklaracji składał nie będę, ale zobaczymy co czas pokaże.
ZAPRASZAMY DO SUBSKRYBOWANIA I ŚLEDZENIA NOWEGO KANAŁU PAWŁA BOCHNIEWICZA NA YOUTUBIE! NUDNO NA PEWNO NIE BĘDZIE!
Pawel Bochniewicz – YouTube
PREMIERA JUŻ 29 GRUDNIA!
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl
Prawdziwy Wojownik. Wszelkiej pomyślności, dużo zdrowia i sił Paweł!
Jak to czytam aż mnie boli noga. Dużo zdrowia Bochen!!!
Zawód piłkarza to nie tylko kupa kasy, piękne kobiety i luksusowe samochody. Kontuzje i jakiś rodzaj niepełnosprawności, który wychodzi dopiero na starość, jest wpisany w ten zawód. Tak jak trudno znaleźć zdrowego na umyśle boksera na emeryturze, tak trudno znaleźć piłkarza w wieku emerytalnym, który jest w pełni sprawny fizycznie. Powodzenia Paweł!
Boli od samego czytania… Trzymaj się Bochen!
Dębica jest z Tobą Bochen!!!!
Paweł – dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności na ten Nowy Rok.