Artur Płatek przyszedł w grudniu 2018 roku do Górnika, by m. in. pomóc klubowi w utrzymaniu ekstraklasy. Oprócz osiągnięcia tego celu, chce również zbudować trwałe podstawy skautingu, aby procentowały one w przyszłości. Wiemy, że Artur Płatek w Zabrzu pozostanie do czerwca bieżącego roku, a co dalej z jego misją przy Roosevelta? Tego na dziś, jak sam mówi w rozmowie z 2×45.info, nie jest jeszcze w stanie określić.
Z obszernej rozmowy możemy się też dowiedzieć dlaczego odrzucił swego czasu ofertę z Manchesteru United, a także jakie zadania ma tzw. social media ninja. – Rozgrywki zakończą się w maju, a po zakończeniu sezonu przyjdzie czas na analizę wykonanej pracy. To gdzie i jak Górnik zakończy sezon będzie determinowało wszystko. Wpływ na decyzje będzie miało również stanowisko Borussii Dortmund. Póki co oddaję całe serce w pracy dla Górnika, bo to jest mój klub i chcę dla niego jak najlepiej. Dlatego chcę stworzyć coś, co w przyszłości mu pomoże. Niezależnie od tego, czy ja tu pozostanę, czy na miejscu Płatka pojawi się ktoś inny. Dokładny skauting jest w stanie zapewnić klubowi spokój w lepszych momentach i zabezpieczenie w chwili wyjątkowej potrzeby. Dzięki temu po prostu można skuteczniej zarządzać ludźmi.
Kiedy Górnik zgłosił do pana po pomoc jak to wyglądało ze strony Borussii?
– Moim zdaniem zareagowali bardzo dobrze. Michael Zorc powiedział mi: „wiem, to jest twój klub, z którym jesteś związany od młodości”. Nie widział przeciwwskazań. Kiedy pracowałem jako trener nie miałem okazji prowadzić Górnika. Nie byłem też jego zawodnikiem na najwyższym poziomie, bo otarłem się maksymalnie o drugą drużynę. Obojętnie gdzie pracowałem podkreślałem jednak, że z Górnikiem wiąże mnie wyjątkowa więź.
– Dlaczego dopiero teraz zgodził się pan na pracę w Górniku, skoro wcześniej już kilka razy klub robił pod pana podchody?
– Ja związałem się z BVB w 2012 roku, a dynamika i rozwój mojej pracy tam sprawiły, że chciałem skupić się tylko na tych obowiązkach. No i trzeba też powiedzieć, iż Górnikowi w tamtym czasie naprawdę dobrze szło. Nie byłem wtedy w stanie dać klubowi tyle, ile bym chciał. Górnik wydawał mi się dokładnie poukładany, a osiągane przez niego wyniki na tyle dobre, że moje spostrzeżenia wówczas nie miałyby aż takiego przełożenia na jego funkcjonowanie. Nie widziałem się w tamtym projekcie. Natomiast teraz, zanim przyszedłem, wielokrotnie rozmawiałem z trenerem Broszem – znamy się bardzo długo – opisał mi sytuację, zasugerował jak mógłbym pomóc i z nabytą w międzyczasie wiedzą oraz doświadczeniem zdecydowałem się spróbować.
Górnik był zakładnikiem własnego sukcesu z poprzedniego sezonu? Osiągnął niespodziewanie dobry wynik, latem odeszło paru kluczowych graczy, nie zastąpiono ich, ale oczekiwania kibiców pozostały równie duże.
– Dzisiaj co prawda mieszkam gdzie indziej, ale pochodzę stąd i znam trochę to środowisko kibicowskie. Wiem, że oczekują nie tylko zwycięstw, lecz także widowisk. Przez wzgląd na historię marzy im się również mistrzostwo Polski. Rozumiem to doskonale! Przecież tu, gdzie dziś siedzimy i rozmawiamy, w moim gabinecie, była kiedyś trybuna pod zegarem, a ja w młodości stałem na niej i oglądałem różne wielkie mecze Górnika. Tutaj widziałem i przeżywałem jego trzy ostatnie mistrzostwa Polski [lata 1985-87 – przyp. MB] i też bym sobie życzył powtórki. Jednak trzeba po prostu wziąć poprawkę na obecne realia. Górnik nie jest dziś tak możnym klubem jak wówczas, gdy stać go było na ściąganie najlepszych rodzimych zawodników nie tylko z regionu, lecz z całego kraju. Dzisiaj należy wykazać więcej cierpliwości, zabłysnąć sposobem, a najważniejsze, do kolejnego sukcesu po prostu potrzeba też czasu. Poprzedni sezon na pewno rozbudził wyobraźnię kibiców. Ale powiem panu szczerze, choć tego nie zweryfikujemy… Uważam, że gdyby Górnik dokonał takich samych zimowych transferów jak teraz, aczkolwiek rok wcześniej, to być może dzisiaj znów biłby się o najwyższe laury. Ci młodzi zawodnicy, których mamy, nawet pomimo bycia utalentowanymi, muszą jeszcze mieć koło siebie kogoś, od kogo będą mogli się uczyć. Tak jak niegdyś Kądzior, Kurzawa czy Wieteska.
– Przyszedł pan do Górnika w połowie grudnia i sam pan powiedział, że to dość późno. Musieliście przez to bardziej improwizować na rynku transferowym?
– Aż tak to nie. Kiedy pracowałem w Niemczech, przyzwyczaiłem się do tego, by transfery planować na pół roku albo rok do przodu. Dobrze by było, gdyby polskie kluby wypracowały sobie taką pozycję, aby mogły funkcjonować w ten sposób, życzę tego polskiej piłce. Żeby ich ruchy nie były determinowane na zasadzie – tu nagle coś się wali i trzeba kombinować na potrzebę chwili. To byłby wymarzony model – masz już wcześniej przygotowaną listę wyselekcjonowanych zawodników, ściągasz ich, płynnie przechodzisz przez poszczególne okresy. Górnik akurat znalazł się właśnie w tej niepożądanej sytuacji, gdy należało działać na już. A wiadomo jak się w grudniu robi transfery – wachlarz zawodników jest wąski, zaś ceny szybują. To jest dużo bardziej wyważone latem. Mnóstwo klubów musi szukać zawodników z wolną kartą, lecz ze względu na zakończenie sezonu mamy wtedy znacznie większy wybór. Nie mogę jednak narzekać, nam i teraz udało się zrobić praktycznie tylko bezgotówkowe transfery. Zainwestowaliśmy pieniądze zaledwie w Baidoo. Uważam to za nasz mały sukces.
Natomiast co tak naprawdę miałem na myśli z tym „za późno” – w idealnej sytuacji trener Brosz miałby tych wszystkich zawodników dostępnych od początku stycznia, przez cały okres przygotowawczy. Niestety transfery rozłożyły nam się cały miesiąc. Gdybyśmy mogli załatwić te sprawy wcześniej, mieliby kilka tygodni więcej na wspólna pracę, trening, zgrywanie się.
– Zagraniczny trend zostanie podtrzymany w przyszłych okienkach?
– Cóż, tak jak wspomniałem wcześniej, ja bym chciał, aby ta drużyna była młoda, złożona w większości z Polaków, ale też zwrócę uwagę na to, co powiedziałem na powitalnej konferencji. Dla mnie w ruchach transferowych kluczowa jest jakość danego zawodnika. Jeżeli znajdziemy kogoś wartościowego z Polski – tym lepiej. Ale jeśli trafi się ktoś o podobnych lub większych umiejętnościach w Japonii czy Nigerii, to dlaczego mielibyśmy i z nim nie spróbować?
– Nie obawialiście się efektów – brzydko mówiąc – multi-kulti? Tym bardziej, że braliście graczy z różnych kręgów kulturowych. Islandia, Serbia, Gruzja, Ghana…
– Celne spostrzeżenie, jest to pewien tygiel. Ale nie ma takiego złotego środka, recepty, która miałaby zastosowanie w przypadku absolutnie każdego klubu. Zawsze jest ryzyko. Co bym teraz nie powiedział, mimo wszystko na końcu zweryfikuje nas wynik sportowy na koniec sezonu. Natomiast nie jest tak, że ściągaliśmy ludzi nam nieznanych. Zgromadziliśmy na temat tych piłkarzy dużo informacji. Ja też kładę bardzo duży nacisk na aspekt mentalny u piłkarzy, bo dzięki temu jestem w stanie dowiedzieć się, na ile dana osoba będzie w stanie zaangażować się w życie Górnika. Tych, których ściągnęliśmy zimą, znałem dokładnie. Dzięki wcześniej posiadanym przeze mnie informacjom, byliśmy w stanie zakończyć etap selekcji graczy w kilka dni. Odrzuciliśmy na przykład możliwość pozyskania piłkarzy około trzydziestki, którzy oczekiwali długich kontraktów. Według mnie w obecnej sytuacji Górnika byłoby to zbyt ryzykowne, a do tego niespójne z obraną przez klub filozofią. Natomiast to, jak działaliśmy tej zimy na rynku transferowym było pewnym optymalnym wypośrodkowaniem co do potrzeb drużyny. Uważam, iż aktualnie mamy zdecydowanie lepszy zespół niż na jesieni. Dokonaliśmy takich wzmocnień, że nawet w razie niepowodzenia (czyt. spadku do pierwszej ligi) pętla wokół szyi nam się nie zaciśnie.
– Trudno było namówić Marcina Brosza do tej chwilowej zmiany koncepcji transferowej? Wcześniej ponoć też proponowano mu ściągnięcie bardziej doświadczonych lub zagranicznych piłkarzy, jednak zupełnie nie miał co do tego przekonania.
– Kiedy przyszedłem do Górnika jednym z ustaleń było to, że za zimowe transfery będę rozliczany wyłącznie ja. Biorę to na siebie, skoro byłem ich pomysłodawcą. Gdyby moja misja ratowania Górnika się nie powiodła, tylko ja poniosę konsekwencje. Trener Brosz w razie czego może spać spokojnie. Uważam jednak, że już teraz wykonał z nimi dobrą prace, ponieważ wszyscy się wkomponowali. Nawet Sekulić, choć przyszedł już po wznowieniu sezonu.
– A Erik Daniel? Czemu jego nie udało się pozyskać?
– Warunki jego pozyskania były według nas absurdalnie wysokie. On miał pół roku do końca kontraktu i z nim prywatnie udało nam się już dogadać. Nie szło się jednak porozumieć z klubem MFK Rużomberok. Można powiedzieć, że zablokowali ten ruch. W tym konkretnym nieudanym transferze nie ma ani trochę naszej winy. Nie będę podawał dokładnych kwot, ale można się było spodziewać od samego początku, że nie uda nam się go sprowadzić. Ma 26 lat, a ja od początku powtarzałem, że tyle, ile oczekiwał Ruzemberok na pewno nie będziemy w stanie zapłacić. Nie był to nasz najważniejszy cel transferowy na to okienko, bez którego świat się dla nas skończy. Jeden z wielu na przygotowanej liście na te pozycję. No i tyle w tym temacie. Ale mogę panu powiedzieć o jednej rzeczy, która nam się nie udała. (…)
– Jeśli chodzi o młodych piłkarzy, także juniorów, trudno jest ich wam pozyskiwać? Jakkolwiek spojrzeć, konkurencja w regionie jest spora. Piast, GKS, Ruch, nawet Rozwój czy Gwarek są atrakcyjnymi klubami, ponieważ dobrze szkolą.
– Nie ukrywam, że temu procederowi pozyskiwania chłopaków ze Śląska dopiero się przyglądam, więc na ten moment jeszcze trudno mi powiedzieć. Wielu zawodników z okolic będę dopiero oglądał, zagłębiał się w ten temat. Na pewno jako bardzo duży klub śląski będziemy musieli współpracować z poszczególnymi klubami. Na pewno z Gwarkiem i Rozwojem żyjemy całkiem dobrze, ale nie tylko dla nich musimy uchodzić za godnego partnera.
Kurczę, jak ja tego nie lubię, to jest takie polskie, żeby wziąć komuś zawodnika, ukraść go i potem nie zapłacić albo zapłacić za mało. Po co to cwaniactwo? Korzystasz w krótkiej perspektywie, lecz w dłuższej kompletnie psujesz sobie relacje. Kompletnie tego nie rozumiem. Kiedy wcześniej krótko pracowałem w Górniku, to ja ściągnąłem tu Arka Milika, a potem okazało się, że Górnik nie zapłacił Rozwojowi. Naprawdę to jest gdzieś poza moją logiką. Póki teraz jestem w klubie mam nadzieję, że tego typu praktyki nie będą u nas stosowane. Nie chciałbym się pod tym podpisywać. Według mnie każdego trzeba traktować jako równego partnera w negocjacjach, transferach, a małym klubom należy dawać zarabiać, bo w dużej mierze to właśnie one są dostarczycielami utalentowanych juniorów do tych największych klubów i akademii w Polsce. Muszą otrzymywać odpowiednią gratyfikację, aby dzięki niej mogli potem sprawniej pracować i wypuszczać jeszcze większe talenty.
– Zamierzacie jakoś formalizować takie współprace na przykład z Gwarkiem? Wiosną ubiegłego roku rozmawiałem z Januszem Kowalskim i on powiedział coś w stylu, że dobrze byłoby stworzyć na Śląsku sieć współdziałających ze sobą klubów. Z drugiej strony nazwał ten pomysł utopijnym.
– W tej chwili trudno mi coś takiego zadeklarować. My cały czas prowadzimy obserwacje poszczególnych zawodników, wszystkie rozgrywki ruszyły i nie ukrywam, że to póki co zajmuje nas najbardziej. W moich planach, które aktualnie sięgają czerwca 2019 roku, nie mam nic podobnego. Są tu trenerzy-koordynatorzy, pracujący w klubie dłużej i pewnie też dłużej tu zostaną i być może oni pracują również nad czymś takim, jednak z mojej strony nie było takiej inicjatywy. Ale muszę przyznać, że w dłuższej perspektywie na pewno jest to ciekawy kierunek rozwoju.(…)
– Zagaił pan o ciekawą kwestię – wy w Górniku na co dzień śledzicie uważnie social media waszych graczy i tych, których dopiero chcecie ściągnąć?
– Faktycznie weryfikowaliśmy w ten sposób tych piłkarzy, co ostatnio do nas dołączyli. A co, wyciągnął pan na kogoś jakiś haczyk? (śmiech)
– Nie, ale to interesujące. Zapytałem, bo skojarzyłem historię Sergiego Guardioli – zbieżność nazwisk przypadkowa. Chłopak podpisał kontrakt z Barceloną B i zaraz potem ludzie dokopali się do obraźliwych tweetów jego autorstwa właśnie w kierunku Dumy Katalonii. Kilka godzin później Sergiego już nie było w klubie, zerwano z nim kontrakt.
– Przykład absurdalny, jednak zdecydowanie daje do myślenia. Podejrzewam, że znaleźlibyśmy podobne przypadki. Może tylko nie z aż tak drastycznym końcem. W Górniku też się kiedyś zdarzyło coś podobnego. Nie podam nazwiska, chodzi o schemat. Też znaleźliśmy jego nieakceptowalne wpisy i koniec końców nie zdecydowaliśmy się, by go zakontraktować. Innego gracza, który do nas trafił, też bardzo dokładnie przeczesaliśmy przed pozyskaniem. Ja osobiście tego nie robię, ale mam takiego chłopaka, który czasem się tym zajmuje i wychodzi mu to bardzo dobrze.
– Tak zwany social media ninja.
– Dobre określenie! (…)
– Swego czasu zgłosił się po pana Manchester United. Dlaczego nie przyjął pan oferty?
– Obiecałem, że jeżeli zwiążę się na dłużej ze skautingiem, zrobię to tylko dla Borussii. Kiedy zechcę pełnić w futbolu jakąś inną funkcję, to zawsze będę mógł w Polsce zająć się trenerką czy pracą z dzieciakami. Taka moja postawa wynika z faktu, że Borussia wyciągnęła do mnie pomocną dłoń w bardzo trudnym dla mnie życiowo momencie. Nie widziałem sensu na siłę zmieniać otoczenia, skoro to już znam doskonale, w tym klubie świetnie się odnajduję, jestem szczęśliwy… Praca dla BVB mnie satysfakcjonuje, bo uważam, że dołożyłem swoje ziarenko do paru udanych transferów.
W pewnym sensie można to sprowadzić do kwestii lojalności. Na pewno zaś nie do aspektu finansowego, ponieważ oferta MU była bardzo korzystna pod względem zarobków. Dowiedziałem się zresztą jak wygląda praca skauta w ekipie Czerwonych Diabłów i nie czułbym się tam komfortowo.
Cały wywiad można przeczytać na www.2×45.info.
Źródło: 2×45.info
Foto: Roosevelta81.pl