O tym jak dwukrotny mistrz Polski z Górnikiem Zabrze nowy Raków Częstochowa zaczął budować…

0
5290

Raków Częstochowa dwie dekady temu balansował na krawędzi bytu lub niebytu na piłkarskiej mapie Polski. Sytuacja w klubie spod Jasnej Góry zmieniła się, kiedy do ratowania klubu ze stadionu przy Limanowskiego rzucił się jeden z byłych piłkarzy Górnika Zabrze. 

Krzysztof Kołaczyk piłkarską karierę rozpoczynał w Rakowie, ale już na jej początku znalazł się w piłkarskim raju. W sezonie 1986/87 jako 16-latek uzdolniony obrońca trafił do Górnika Zabrze. Wielu uważało go za jednego z najbardziej utalentowanych polskich piłkarzy schyłku lat 90-tych. Porównywali go do Włodzimierza Lubańskiego…

W debiutanckim sezonie rozegrał w barwach drużyny z Roosevelta czternaście spotkań, w których zdobył jedną bramkę. Zabrzanie sięgnęli wówczas po tytuł mistrza Polski. Sytuacja powtórzyła się rok później, ale w tej kampanii Kołaczyk rozegrał tylko cztery mecze, w których raz wpisał się na listę strzelców. 

W tym wypadku dały się we znaki poważne problemy zdrowotne, z jakimi zmagał się wychowanek klubu z Częstochowy. Doskwierał mu chroniczny ból kręgosłupa, który momentami był do tego stopnia dotkliwy, że nastolatek nie umiał wstać z łóżka. 

Przeprowadzone szczegółowe badania wykazały, że Kołaczyk zmaga się z dość nietypową wadą wrodzoną kręgosłupa. Miał luzy między czwartym i piątym kręgiem lędźwiowym. Podczas gdy zwykły człowiek nie odczuwa w takiej sytuacji większego dyskomfortu, narażony na zwiększony wysiłek i większe obciążenia organizm piłkarza reagował inaczej. 

Przez problemy z kręgosłupem Kołaczyk był wyłączony z gry i treningów. W tym czasie miał pracować na siłowni, by wzmocnić partie mięśni grzbietu tak by odciążyć bolący odcinek lędźwiowy. Mimo potu wylanego na siłowni i włożonego w pracę trudu młody zawodnik nie zdołał wrócić do treningów z drużyną z pełnymi obciążeniami. Ledwo przymierzał się do zajęć, kręgosłup znowu dał o sobie znać. 

W Górniku zalecono mu odpoczynek i dodatkowe badania. Mniej wyrozumiały był ówczesny selekcjoner młodzieżowej reprezentacji Polski Janusz Wójcik. Ten nie tylko – mimo urazu – powoływał Kołaczyka do kadry i nalegał na jego przyjazd na zgrupowanie, ale też świadom jego problemów ze zdrowiem… wystawiał młodego piłkarza do gry. 

Zabrzański klub znalazł dla swojego gracza najlepszego w kraju specjalistę chorób kręgosłupa, doktora Gerwazego Świderskiego z Wrocławia. Kołaczyk udał się do stolicy Dolnego Śląska, a wybitny fachowiec po zbadaniu pacjenta przygotował dla niego specjalistyczny plan leczenia. 

Jego głównym założeniem było to, że Kołaczyk… ma leżeć w łóżku i skupiać się na zaleconych przez lekarza treningach, ćwiczeniach, masażach i rehabilitacji. Każdy ruch, wstawanie czy nawet droga do toalety – musiały być wykonane w zalecony przez doktora Świderskiego sposób. Najmniejsze nawet odległości pokonywał o kulach lub na wózku inwalidzkim, by zminimalizować ruchliwość kręgosłupa podczas poruszania się.

Po trwającej pięć miesięcy terapii doktor Świderski oświadczył, że Kołaczyk jest całkowicie zdrowy. Zaczęła się walka piłkarza o powrót na boisko. Do aktywności fizycznej wracał stopniowo. W sezonie 1988/89 w ogóle nie pojawił się na placu gry. Na boisko wybiegł dopiero w rundzie wiosennej sezonu 1989/90. 

Pojawił się na placu gry 3 marca 1990 roku, w derbach z Ruchem Chorzów. Był to pierwszy występ piłkarza po blisko półtora rocznej przerwie. Kołaczyk nie zapomniał jak się gra w piłkę, ale jego ciało po długim leczeniu nie było już tak skore do współpracy jak przed urazem. 

Utalentowany zawodnik robił co mógł, ale z każdym treningiem i każdym meczem był coraz bardziej świadomy, że walką o zdrowie przypłacił szansę na wielką karierę piłkarską. W Górniku zagrał jeszcze kilka razy i opuścił Zabrze, dokładając cegiełki do dwóch tytułów mistrza Polski. W dalszej karierze Kołaczyk reprezentował barwy Odry Wodzisław Śląski, Hetmana Zamość czy Krisbut Myszków. 

W końcówce kariery wrócił do Rakowa, gdzie odnalazł się w nowej roli. Najpierw przez trzy sezony pomagał drużynie na boisku, by następnie zająć się ratowaniem częstochowskiego klubu. W sezonie 2006/07 Raków występował na boiskach III ligi, ale nie należał do ścisłego grona drużyn mających aspirację walki o wyższe cele. Klubowa kasa świeciła pustkami, a piłkarze grali za czapkę gruszek.

Dzięki staraniom i zdolniościom organizacyjnym Kołaczyka w sezonie 2007/08 częstochowska drużyna już była o włos od wywalczenia bezpośredniego awansu do ówczesnej drugiej, a dzisiejszej pierwszej ligi. W końcowym rozrachunku tabeli niebiesko-czerwonym zabrakło dwóch punktów do GKP Gorzów Wielkopolski.

O pomoc poprosił Jerzego Brzęczka, który pochodził z leżących nieopodal Częstochowy Truskolasów. Razem nie tylko poukładali częstochowski klub organizacyjnie i sportowo, ale też pomogli w złapaniu tak potrzebnej stabilizacji ekonomicznej. 

Pracowali nad rozwojem Rakowa na wielu płaszczyznach. Kołaczyk w klubie z Limanowskiego był zawodnikiem, działaczem, trenerem, prezesem… W czerwcu 2011 roku przekształcił klub w sportową spółkę akcyjną. Raków zaczął też osiągać sukcesy sportowe i w pracy z młodzieżą. Efektem tego był m.in. transfer Mateusza Zachary do Górnika Zabrze. W kolejnych latach włodarz klubu z Limanowskiego z powodzeniem walczył o budowę wizerunku Rakowa, jako wiarygodnego partnera w oczach lokalnych przedsiębiorców.

Założony cel Kołaczyk osiągnął w końcówce grudnia 2014 roku. Namówił wówczas do przejęcia klubu Michała Świerczewskiego, właściciela znanej marki x-kom. Po przejęciu Rakowa przez nowego właściciela Kołaczyk w dalszym ciągu pozostawał prezesem klubu. W październiku 2015 został… trenerem częstochowskiej drużyny. Co ciekawe, łączył tę funkcję z pracą w zarządzie Rakowa. 

Decyzją Świerczewskiego przygoda Kołaczyka na ławce trenerskiej miała potrwać dłużej niż się spodziewano. Częstochowianie zatrudnili co prawda Przemysława Cecherza, ale trenerowi miał pomagać właśnie 45-latek, który formalnie w dalszym ciągu był prezesem Rakowa w delegacji. 

Z funkcji sternika częstochowskiego klubu Kołaczyk został zwolniony dopiero 24 lutego 2016 roku, kiedy prezesem drugoligowca został Świerczewski. W dalszym ciągu drużynę prowadził jednak duet Kołaczyk-Cecherz. Z pracą szkoleniową pożegnali się dopiero w 16 kwietnia 2016 roku, zostawiając drużynę na piątym miejscu tabeli z punktem straty do miejsca premiowanego awansem do I ligi. Stery w ekipie Medalików przejął Marek Papszun. Cecherz odszedł z klubu, a Kołaczyk został mianowany wiceprezesem klubu i koordynatorem Klubu Biznesu Rakowa.  

Zmiana na ławce nie przyniosła jednak oczekiwanego efektu. Raków kończył rozgrywki ze stratą sześciu punktów do GKS Tychy, który na zaplecze elity awansował z trzeciego miejsca. Częstochowianie upragniony awans wywalczyli rok później. Z klubem spod Jasnej Góry Kołaczyk pożegnał się 5 września 2019 roku. Przejmując Raków brał na własne barki ledwo zipiącego trzecioligowca. Opuszczał klub, który był beniaminkiem PKO BP Ekstraklasy, sezon później sięgnął po Puchar Polski i wicemistrzostwo kraju, a w sezonie 2022/23 mistrzostwo Polski. 

Sam Kołaczyk pozostał przy piłce. W latach 2020-2024 pracował jako Dyrektor Akademii Piłkarskiej Wisły Kraków. Obecnie prowadzi działalność gospodarczą pod nazwą „Partnerskie Kluby Biznesu Krzysztof Kołaczyk. Jak można przeczytać w opisie firmy na portalach społecznościowych:  „PKB to klub dla przedsiębiorców, którzy szukają przestrzeni do rozwoju i wartościowych kontaktów biznesowych”.

Jeśli w biznesie Kołaczyk odniesie sukces tożsamy z tym w sporcie – nie będzie mógł narzekać na nudę. 

Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Partnerskie Kluby Biznesu

0 komentarzy
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze