Po spotkaniu w Wielkich Derbach Śląska pozostał jedynie wielki niedosyt, najważniejsze spotkanie dla kibiców zostało przegrane. – Trzeba jednak zauważyć, że prowadziliśmy grę przez większą część spotkania, zostawiliśmy na boisku sporo serca i mam nadzieję, że przynajmniej to zostanie przez nich docenione. – mówi Mariusz Przybylski, pomocnik Górnika Zabrze w wywiadzie dla oficjalnej strony klubowej.
Jesienią nie grałeś na swojej pozycji. Rolę defensywnego pomocnika zamieniłeś na ofensywnego. Na „dziesiątce” nie czułeś się chyba najlepiej.
– To fakt, nowa pozycja to nowe zadania, a wiele nawyków z pozycji defensywnego pomocnika weszło mi już w krew. Trudno było mi się przestawić, potrzebowałem czasu. W końcówce pierwszej części sezonu wróciłem jednak na moją nominalną pozycję i moja gra wyglądała już lepiej. Generalnie więc nie do końca jestem zadowolony z siebie, ale najważniejsze są wyniki zespołu, a one napawają optymizmem.
Przestawienie się było tym trudniejsze, że niewiele grałeś wcześniej „na dziesiątce”.
– W poprzednich klubach w ogóle. W Górniku zdarzyło się parę spotkań w poprzednich sezonach. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że rola „dziesiątki” w naszym zespole nie sprowadza się tylko do rozgrywania piłki. Wymaga się od niej ogromnego zaangażowania na boisku. Pierwsze mecze grałem więc „na fantazji”, później nie było już tak dobrze. Generalnie na dłuższą metę nie miało to sensu.
Górnik miał jednak w składzie trzech defensywnych pomocników, grających na bardzo wysokim poziomie. Zawsze jeden z Was mógł usiąść na ławce. Sztab szkoleniowy znalazł jednak miejsce na boisku i dla Ciebie i dla Krzysia Mączyńskiego i Radka Sobolewskiego.
– Wiadomo, że chciałem grać nawet, jeśli oznaczało to zmianę pozycji. Myślę jednak, że w tym momencie ten etap jest już zamknięty.
Nigdy nie strzelałeś wielu bramek. Tymczasem, po rundzie jesiennej masz już dwie na koncie.
– Strzeliłem z Podbeskidziem i Lechią, czyli na początku sezonu, kiedy moja gra nie wyglądała jeszcze tak najgorzej.
Do dwóch goli dochodzi jednak niestrzelony karny w meczu z Zawiszą Bydgoszcz, ostatecznie szczęśliwie wygranym 3:2.
– Od początku sezonu byłem wyznaczany przez sztab szkoleniowy do strzelania „jedenastek”. Na treningach wszystko wpadało. W meczu uderzyłem w ten sam róg, co zawsze. Niestety, za wysoko.
Nie ominęła Cię również przymusowa pauza za żółte kartki, których masz już sześć.
– Myślę, że przynajmniej połowy z nich powinienem był uniknąć. Nie jestem typem brutala, ale czasem w emocjach reaguje się tak, a nie inaczej, powie za dużo i sędzia wyciąga kartonik.
W rankingu najbardziej niedocenianych zawodników T-Mobile Ekstraklasy w 2013 wybranych przez samych ligowców roku znalazłeś się na 1. miejscu.
– To dla mnie duże wyróżnienie. Głosy oddawali przecież koledzy z boiska, a nie dziennikarze.
Niektórzy widzieliby więc Cię w reprezentacji Polski, która dzisiaj rozpoczęła zgrupowanie. Jesteś jednak w Zakopanem.
– Powołania są takie, a nie inne. Nie mnie je oceniać. Moja dyspozycja w rundzie jesiennej pozostawiała wiele do życzenia, co z pewnością wpłynęło na decyzję trenera Adama Nawałki. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak wrócić na swoją nominalną pozycję i pokazać się selekcjonerowi z jak najlepszej strony.
Mówiłeś, że wyniki zespołu napawają optymizmem. To fakt. Jesteśmy na 2. miejscu w tabeli, awansowaliśmy do ćwierćfinału Pucharu Polski. Pozostał jedynie niedosyt po meczach z Piastem czy z Ruchem.
– Wiadomo, że dla kibiców to były bardzo ważne spotkania. Szczególnie to z Ruchem Chorzów. Trzeba jednak zauważyć, że prowadziliśmy grę przez większą część spotkania, zostawiliśmy na boisku sporo serca i mam nadzieję, że przynajmniej to zostanie przez nich docenione.
Jak sytuacja z wyborem trenera Adama Nawałki i zmianą selekcjonera wpłynęła na zespół?
– Zdawaliśmy sobie sprawę, że trener przejmie reprezentację Polski. Siedziało to w naszych głowach, ale gdy wychodziliśmy na boisko, to nie miało to dla nas żadnego znaczenia. Każdy gra dla siebie i dla zespołu.
Do wiosny przygotowujecie się już pod okiem trenera Ryszarda Wieczorka. Jak układa się współpraca?
– Bardzo pozytywnie. Przede wszystkim atmosfera w zespole jest bardzo dobra.
Wszyscy pamiętamy, jak wyglądała druga część sezonu w ubiegłym roku. Wyciągnęliście wnioski?
– Dokładnie. Już drugi raz nie popełnimy tych samych błędów. Trzeba jednak zauważyć, że wiele wiosennych spotkań w ubiegłym sezonie przegraliśmy niezasłużenie. Przeanalizowaliśmy je bowiem dokładnie. Kontuzje w zespole też wpłynęły negatywnie na wyniki.
Jak oceniasz obecną sytuację kadrową?
– Ciężko powiedzieć, czy ktoś jeszcze odejdzie, czy nie. Sytuacja jest rozwojowa. Oczywiście, chciałbym, żeby wszyscy zostali. Mamy już bowiem wypracowane automatyzmy. Na zgranie się z nowymi zawodnikami potrzeba czasu. Wyniki wtedy mogą być różne.
Nowym zawodnikiem Górnika został Robert Jeż, który wydaje się być głównym kandydatem do gry na „dziesiątce”. Jest też Szymon Drewniak, który mówi, że zamierza walczyć o miejsce w składzie. Jak go oceniasz?
– Trudno mi go ocenić po tych kilku treningach. Nie widziałem go w sparingu, bo grałem w drugiej grupie. Myślę, że o tym, czy będzie realnym wzmocnieniem zdecydowanie więcej będę mógł powiedzieć po zgrupowaniu w Turcji, gdzie będziemy grali na boiskach trawiastych, a nasza forma będzie zbliżona do ligowej. Teraz skupiamy się przede wszystkim na pracy nad motoryką i na boisku widać, że ciężko pracujemy. Podobnie zresztą, jak w poprzednich okresach przygotowawczych, więc myślę, że jest to dobry prognostyk przed ligą.
źródło: gornikzabrze.pl
foto: Kamil Dołęga/Roosevelta81.pl