– Kiedy jest „pod górkę”, widać, kto się nadaje i może ten „wózek” ciągnąć, a kto sobie z różnych powodów nie radzi – mówi Marcin Brosz, trener Górnika Zabrze, w wywiadzie dla „Sportu”.
Nie brak opinii, że w zasadzie już straciliście szansę na awans. Choć sezon dopiero się rozkręca.
Marcin Brosz (trener Górnika): – Każdy ma prawo do swojego zdania. Ja tak nie uważam, choć na pewno będzie jeszcze trudniej niż nam się wszystkim wydawało. Z drugiej strony myślę, że jeżeli coś złego miało się wydarzyć, to lepiej teraz, zaraz na starcie, kiedy jest jeszcze czas na dokonanie roszad i zweryfikowanie pewnych rzeczy, naprawienie błędów. Poza tym drużyny „rodzą” się w właśnie takich chwilach. Kiedy jest „pod górkę”, widać, kto się nadaje i może ten „wózek” ciągnąć, a kto sobie z różnych powodów nie radzi.
Można odnieść wrażenie, że w zasadzie nikt sobie nie radzi…
– Doskonale pan wie, że to nie jest dobry moment na prawienie mądrości i składanie deklaracji, bo każdy może odpowiedzieć pytaniem „ile macie punktów i które zajmujecie miejsce”. I będzie miał rację. A czy wszyscy sobie nie radzą? Na pewno wszyscy sobie nie radzili w Nowym Sączu. To był bardzo słaby mecz Górnika. Nie ma usprawiedliwienia, Górnik nie ma prawa zagrać takiego spotkania. W pozostałych meczach było różnie, choć oczywiście daleko od tego, czego oczekujemy.
Cztery wyjazdy to cztery porażki. To chyba nie przypadek?
– Każda przegrana boli, ale najmocniej w Tychach i Sosnowcu. Szczerze? Kiedy strzeliliśmy Zagłębiu gola na 1:0, uwierzyłem, że wygramy. Wprowadziłem doświadczonego Grendela do środka pola, można było grać z kontry… Straciliśmy jednak gola na 1:1 już po pięciu minutach. Podobnie było w Tychach, kiedy wyrównaliśmy w samej końcówce. Z gry wydawało się, że to my możemy ich jeszcze „ukłuć”, a padł gol ze stałego fragmentu gry.
Piłkarze mieli ogromne pretensje o rzut karny na Ludowym.
– W Legnicy przegraliśmy inaugurację sezonu po ponad metrowym spalonym, za co sędzia nas przeprosił. Potem? Powiedzmy w kilku kolejnych meczach było w sumie 5-6 bardzo kontrowersyjnych sytuacji, które wpłynęły na wyniki meczów i wszystkie zostały rozstrzygnięte na naszą niekorzyść. Jako trener nie chcę jednak tego komentować. Wolę skupić się na pracy.
Może latem nastąpiła zbyt duża „czystka” w klubie?
– Naprawdę nie było wyjścia. Też chciałbym mieć dwudziestu klasowych graczy, ale w tej zabawia liczy się Górnik, a nie „chciejstwo” Brosza. To naprawdę był jedyny moment, by znacząco obniżyć koszty funkcjonowania klubu. Było to bolesne, zapewne na boisku widzimy jeszcze konsekwencje tych decyzji, ale coś za coś. O tym mało kto mówi, ale wielkim sukcesem Górnika było to, że nikt nie miał podstaw do rozwiązania kontraktu z winy klubu. Czyli w konsekwencji nie odszedł „za darmo”. Gdyby nie udało się znaleźć pieniędzy na wypłacenie zaległości, co dałoby zawodnikom pretekst do odejścia, byłoby nas dziś znacznie mniej. Jest inaczej. Jeżeli piłkarz z ważnym kontraktem chce odejść, to klub musi za niego dostać kasę. Tak było choćby z Romanem Gergelem. I rzecz najważniejsza – to my decydowaliśmy, komu proponujemy umowę i na jakich warunkach, a nie odwrotnie.
Cały wywiad w dzienniku „Sport” i na katowickisport.pl
Źródło: Sport
Foto: Roosevelta81.pl