Maciej Buchalik przez ponad dziewięć lat był pracownikiem Spółki „Stadion”, operatora obiektu im. Ernesta Pohla w Zabrzu. Pełniący w ostatnich latach funkcję Wiceprezesa działacz został odwołany 19 sierpnia. W rozmowie z naszym serwisem opowiada m.in. o tym jaki był to dla niego czas, z czego jest dumny, a z czego niekoniecznie oraz czy jest realny scenariusz, że na wiosnę 2025 roku Arena Zabrze zostanie oddana w całości.
Roosevelta81.pl: Przełknął Pan już gorycz tej dymisji?
Maciej Buchalik: Spodziewałem się takiej decyzji, więc tutaj goryczy nie było. Nie ma ludzi niezastąpionych, świat idzie do przodu. Myślę, że w tym wypadku nie zachodziło pytanie czy, ale raczej kiedy ten ruch nastąpi. To było właśnie w tym wszystkim najbardziej irytujące, bo przez te trzy miesiące – odkąd władza w Zabrzu się zmieniła – żadnego kontaktu w zasadzie nie było. To mnie trochę zdziwiło, bo przez cały ten czas intensywnie toczyła się przecież inwestycja związana z budową stadionu i wypadałoby się zainteresować jak prace postępują i czy wszystko idzie zgodnie z planem. Miałem nadzieję, że będzie nam dane doprowadzić tę inwestycję do końca, tak się nie stało i tego żałuję.
Zatem Pana zdaniem decyzja zapadła w chwili ogłoszenia wyników drugiej tury wyborów samorządowych? Nowa władza, nowe rozdanie.
– Myślę, że tak właśnie było. Nie mam o to absolutnie pretensji, bo każda władza dobiera sobie ludzi według własnego mniemania. Jest jednak takie powiedzenie, że ”nie zmienia się koni w trakcie przeprawy przez rzekę”. Byliśmy już w procesie inwestycji rozpędzeni, świetnie z prezes Mariolą Kosiorek się uzupełnialiśmy. Przeprowadziliśmy to od początku w zasadzie do końcowego etapu. To trochę strzał, ale nie w moje kolano. Takie są decyzje, trzeba się z nimi pogodzić.
Nikt z nowej ekipy rządzącej nie zainteresował się procesem inwestycji przez ostatnie trzy miesiące?
– Tak było. Nikt nie poprosił nas o dokumenty czy jakiekolwiek sprawozdanie. To dziwna sytuacja. Na początku jeszcze tłumaczyliśmy to sobie, że jest świeżo po wyborach, że nowa Pani Prezydent musi zająć się sprawami związanymi z budżetem. Nikt nie oczekiwał, że Pani Prezydent poświęci nam większą ilość czasu, natomiast tak jak rozmawialiśmy w spółkach, to żadna spółka nie miała tego zaszczytu i przez trzy miesiące Pani Prezydent nie widzieli. To dla mnie niebywałe, bo to jakby ktoś przełożył wajchę o 180 stopni. Tak jak poprzednia Pani Prezydent bardzo się interesowała, czasami aż za bardzo, to tutaj model był zupełnie inny. Nie jest natomiast tak, że Pani Prezydent nic nie robiła. Spotykała się z kibicami, różnymi grupami społecznymi. Dla nas jednak czasu nie znalazła, ale robiliśmy swoje. To co się dało, to przeprowadziliśmy.
W jaki sposób dowiedzieli się Państwo o swojej dymisji?
– Do mnie ta informacja trafiła w sposób – że tak się wyrażę – bardzo nieprofesjonalny. O tym, że zostanę zwolniony, dowiedziałem się dzień wcześniej, na meczu…od kibola. Byliśmy na meczu z Rakowem w strefie VIP i kibol, który od pewnego czasu panoszy się w klubie podszedł i z uśmiechem na ustach powiedział: ”Buchalik, dzisiej je Twój łostatni dzień w pracy!”. Faktycznie, następnego dnia rano w spółce pojawił się Pan Wiceprezydent Juroszek z asystą prawnika oraz nowym Prezesem, wręczył nam wypowiedzenia, dziękując i doceniając naszą dotychczasową pracę na rzecz Miasta i zakomunikował, że kończymy swoją pracę w spółce z dniem dzisiejszym. Ja tylko zapytałem, co z radą nadzorczą, bo przecież to rada odwołuje zarząd. Usłyszałem w odpowiedzi, że dotychczasowa rada nadzorcza została odwołana… 2 sierpnia. Dopytałem: ”Jak 2 sierpnia, skoro jest dziś 19 sierpnia?”. Styl też się liczy, bo wystarczyło porozmawiać. To nie są rzeczy trudne, raczej zwykła codzienność.
Mieliście Państwo kontakt z nowym Prezesem Spółki ”Stadion”?
– Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy, przekazaliśmy wiedzy tyle ile się dało w tak krótkim czasie. Tutaj kontakt jest dobry i z naszej strony jak tylko będziemy mogli pomóc to oczywiście pomożemy. On teraz to musi ciągnąć dalej. Łatwo nie ma, bo musi wejść do pracy z marszu. W toku są wszystkie tematy związane z inwestycją, także musi się wdrożyć bardzo szybko.
Jak Pan wspomina te lata pracy w Spółce ”Stadion”?
– Udało nam się z Prezes Kosiorek wypracować bardzo efektywny model współpracy. Pani Prezes jest wysokiej klasy specjalistą, jeżeli chodzi o finanse i zarządzenie firmą. Po swoim przyjściu ustabilizowała sytuację ekonomiczną w spółce, bo ona była trudna. Ja odpowiadałem za utrzymanie obiektu, sprawy prawne oraz skupiłem się na działce medialnej. Wziąłem na siebie blaski i cienie tej komunikacji, bo to czasami nie jest ani proste, ani przyjemne. Nasz podział obowiązków był klarowny. Razem przygotowaliśmy całą dokumentację, związaną z realizacją inwestycji budowy czwartej trybuny. Wdrożyliśmy proces inwestycyjny i razem go pilnowaliśmy.
Czym może się Pan pochwalić? Z czego jest dumy?
– Przede wszystkim z tego, że udało się rozpocząć tę oczekiwaną przez wszystkich inwestycję. Nie było to zadanie łatwe, bo musieliśmy najpierw przygotować obszerną dokumentację, potem ogłosić przetargi, które trzeba było w dalszej kolejności rozstrzygnąć, a czasami osobiście bronić przez sądem w Warszawie, gdy jeden z wykonawców złożył odwołanie na rozstrzygnięcie w przetargu. To wszystko dopięliśmy do końca, budowa trwa, jest na zaawansowanym etapie, co widać gołym okiem. Nad wszystkim czuwa Dyrektor Projektu – Darek Kołodziej, prawdziwy fachowiec. Udało nam się też zbudować zespół, który zajmuje się bieżącym utrzymaniem i sprzątaniem obiektu. To była praca bardzo trudna, bo poprzedni model zakładał, by wszystko to zlecać firmie zewnętrznej. Efekt był taki, że firma się bogaciła, a my byliśmy całkowicie od niej zależni. Kiedy pojawiały się poślizgi w płatnościach, kilka razy był wysłany do nas komornik i tak naprawdę nie mogliśmy z tych długów wyjść. Bardzo źle to wspominam i cieszę się, że udało nam się znaleźć lepsze rozwiązanie. Dziś na stadionie pracuje zespół ludzi, którzy się tym zajmują. Część ludzi jest na etacie, część zatrudniamy z Fundacji ”Most”, część obejmuje także osoby skazane na prace społecznie użyteczne, które odrabiają te prace na stadionie. Udało się dzięki temu ograniczyć o dwa miliony koszty z tym związane. Dzięki temu zrewidowaliśmy też nasze umowy z klubem, bo zawsze uważałem, że nie jest naszą rolą, żeby nie wiadomo jak zarabiać na klubie. Nadrzędną wartością nas wszystkich jest Górnik Zabrze i dobro klubu leży w interesie nas wszystkich.
Spółka ”Stadion” – w głównej mierze za Pana sprawą – stała się też otwarta na relacje z kibicami, których wcześniej traktowano po macoszemu.
– W ostatnim czasie udało nam się też odbudować relacje z częścią kibiców. Z Socios Górnik wspólnie zorganizowaliśmy na stadionie Strefę Kibica podczas ostatnich Euro i mieliśmy mnóstwo pomysłów na kolejne działania. Natomiast z Klubem Kibica Niepełnosprawnego udało nam się stworzyć nową jakość na stadionie. Pewnie każdy już widział platformy dla kibiców z niepełnosprawnościami na Trybunie Wschodniej – przed meczem te platformy pełnią rolę platform widokowych – mnóstwo osób robi tam sobie pamiątkowe zdjęcia, w trakcie meczu – Klub Kibica Niepełnosprawnego ma swoją strefę kibicowską. Jestem z tego bardzo dumny, bo w pewnym momencie projekt ten był zagrożony, ale udało się go obronić i już zostanie.
A co się nie udało? Z czego jest Pan niezadowolony lub odczuwa niedosyt?
– Przede wszystkim nie udało nam się pozyskać sponsora tytularnego dla stadionu i to nas obciąża. Przez te wszystkie lata podejmowaliśmy liczne próby, ale liczy się efekt, którego nie udało się osiągnąć. Średnio wyszła nam też budowa działu marketingu i sprzedaży. To na pewno zadanie dla nowego zarządu. Nie udało nam się też znacząco poprawić obrazu spółki. Do większego grona odbiorców nie docierało po co ta spółka istnieje, jaką pełni rolę i za co odpowiada. Każdy przychodził na mecz, stadion był przygotowany, czysty i gotowy. Działały wszystkie systemy stadionowe. Nikt się nie zastanawiał jaki ogrom pracy i czasu za tym stoi oraz kto za to wszystko ponosi odpowiedzialność. Ten obraz spółki powoli się zmieniał, ale nie było to tak efektywne i dynamiczne, jak byśmy sobie życzyli.
Jakie widzi Pan kluczowe wyzwania przed Spółką ”Stadion” i nowym zarządem?
– Rozpoczęliśmy już pracę nad zawarciem nowych umów z Górnikiem i to musi być doprowadzone do końca. To temat bardzo ważny i bardzo trudny, bo zapisy obecnej umowy dotyczą trzech trybun. One wygasają w chwili oddania do użytku czwartej trybuny, czyli na wiosnę 2025 roku. Te umowy trzeba na nowo stworzyć, przenegocjować, ustalić zakresy, powierzchnie. Należy też ustalić z klubem kwestie dotyczące wyposażenia tej nowej części. Trzeba też przeprowadzić wymianę murawy i od tego tematu się nie ucieknie. Mamy wspaniały zespół Greenkeppera, przed którym chylę czoła, natomiast mówimy o murawie, która ma 18 lat. Pewne procesy biologiczne są tutaj nieubłagalne.
Choć gołym okiem murawa wygląda jak na Ligę Mistrzów, ale odkładające się kilkanaście lat warstwy pod zieloną trawką powodują, że staje się miękka i gąbczasta.
– Każdy kto spojrzy na boisko z góry, powie: ”murawa top!”, bo ona jest ”top”. Problem stanowi to, co jest pod spodem. Przez te wszystkie lata, przez procesy pielęgnacji, podlewania murawy wytworzyła się naturalna próchnica, która tworzy się na trawnikach w parkach czy na łąkach. Tam świetnie funkcjonują dżdżownice i inne żyjątka spulchniające glebę. Przez to system korzeniowy trawy jest coraz płytszy, bo zwiększa się warstwa beztlenowa. Tutaj nie wystarczy sama wymiana nawierzchni. Trzeba dokonać gruntownej wymiany murawy łącznie z wszystkimi warstwami podbudowy. To jest potężna inwestycja, na którą nie było nigdy środków. A to nam spędzało sen z powiek.
O kosztach jakiego rzędu mówimy, gdy rozmawiamy o generalnej wymianie murawy wraz z warstwami podziemnymi? I jaka jest gwarancja przyjęcia takiej trawy, żeby nie powtórzyć historii z Poznania, który po wymianie musiał ten proces powtarzać co jakiś czas?
– Tutaj trafił Pan w sedno, bo po wymianie murawy na stadionie trzeba ten proces powtarzać co kilka lat. Nasz zespół greenkeeperów walczy o to, żeby to boisko jak najdłużej zachować w stanie użyteczności, bo po wymianie pielęgnacja takiego boiska nie należy do najłatwiejszych. Mówimy o trawie z rolki, która bywa bardzo chimeryczna w pielęgnacji i utrzymaniu. Jeżeli mówimy o kosztach, w naszym wypadku koszt wymiany tak głębokiej murawy oscylowałby w granicach przekraczających milion złotych.
Sam proces wymiany i przygotowania murawy do użytku jak bardzo byłby czasochłonny?
– Nie są to jakoś bardzo skomplikowane i czasochłonne procesy. Myślę, że w przerwie między rundami czy sezonami spokojnie można byłoby taką wymianę wykonać. Trzeba też dodać, że przy utrzymaniu dobrego stanu murawy kapitalne znaczenie ma nastawienie sztabu szkoleniowego. Trener Jan Urban i kierownik drużyny Krzysiu Skutnik to doskonale rozumieją i nie organizują treningów na głównej płycie boiska. Nie zapomnę krótkiego epizodu z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim, który trenował na głównym boisku i zostawiał po sobie pożogę, jeżeli chodzi o stan murawy. Byliśmy nawet szczęśliwi, że odszedł, bo ta murawa nie wytrzymałaby jego metod treningowych na dłuższą metę.
Po meczu z Lechią Gdańsk szpilki odnośnie stanu murawy wbili Spółce ”Stadion” Erik Janża i trener Jan Urban, który stan boiska porównał do plaży.
– Trudno tutaj mówić o szpilkach, po prostu Panowie stwierdzili fakt. Trener Urban też podkreślił, że absolutnie tutaj nie ma pretensji do zespołu odpowiedzialnego za utrzymanie murawy, bo ten wykonuje bardzo dobrą robotę.
W wielu kręgach słyszeliśmy o Panu takie stwierdzenie, że był Pan ”żołnierzem Małgorzaty Mańki-Szulik”. Ile w tym prawdy?
– (śmiech) Jestem ciekaw kto wysnuwał takie teorie, ale mniejsza o to. Powiem tak, spółka jest miejska, zarząd wybiera rada nadzorcza wybrana przez miasto Zabrze. Spółka realizuje cele i zadania miasta Zabrze. Oczywiście, że – jako zarząd – mamy swoją autonomię, bo za coś konkretnie odpowiadamy. Osoba, która na tym stanowisku coś podważa czy neguje, to się pakuje. W tym kontekście mogę powiedzieć, że tak, że tutaj obowiązuje hierarchia jak w wojsku. Nie uważam tego jednak za coś negatywnego. Przyszła nowa Pani Prezydent i powołała nowych ”żołnierzy”, którzy będą realizować interesy nowej władzy. Zawsze wszystko opiera się na pewnej lojalności i uczciwości wobec osób, które powierzają człowiekowi dane zadanie. Ja też według tej zasady działałem, bo tak to powinno wyglądać.
Nie brakowało głosów, że w wielu kibicowskich pokojach dotyczących spraw bieżących z życia Górnika uczestniczył Pan nie tylko jako kibic, ale też po to, żeby raportować głos kibiców do ratusza.
– To akurat nieprawda. Żadnych raportów nigdy nie składałem. Szczerze, to miasto było z Twittera wyłączone i uważam, że to błąd, bo miasto powinno mieć swój profil na tego typu kanałach społecznościowych, żeby z informacjami z życia miasta trafiać do mieszkańców. Ja we wszelkich pokojach uczestniczyłem jako kibic. Nigdy też nie miałem takiej sytuacji, żebym z jakiejkolwiek mojej wypowiedzi musiał się tłumaczyć czy komuś spowiadać. Jedyne, czego żałuję, to że tak późno na to wpadłem, żeby się włączyć. Wiele rzeczy można było na bieżąco wyjaśniać i myślę, że kibice tę bezpośrednią formę przekazu doceniali. Mieli przecież możliwość zadania nie zawsze łatwych pytań, częściej padały te trudne. Po to też tam byłem, żeby takie rzeczy komunikować, bo takiej komunikacji na pewno przez lata brakowało. Na zasadzie życzliwości zasugerowałem taką formę komunikacji nowemu prezesowi, ale oczywiście to będą jego decyzje i wybory.
Można powiedzieć, że dzięki aktywności na Twitterze był Pan najbardziej lubianym działaczem spośród pracowników wszystkich miejskich spółek w Zabrzu.
– (śmiech) Startowałem z niskiego poziomu, więc nie było z tym problemu, pół żartem, pół serio oczywiście. Rozmawiałem o tym nawet nieraz z Panią Prezes i ona się zawsze dziwiła, że to wręcz niebywałe, że jest tak duże zainteresowanie sprawami stadionu. Inne spółki realizowały różne inwestycje i tym nikt się za bardzo nie interesował, natomiast tutaj czułem się jak gwiazda (śmiech). Powiedziałem: ”ok, biorę to na klatę” i myślę, że tę komunikację dzięki temu udało się poprawić. Te lata zaniechania w komunikacji ze strony spółki to był ogromny błąd. I to był także mój błąd, bo ja częścią tej spółki też byłem.
Przez brak komunikacji przez te wszystkie lata, Spółka ”Stadion” obrosła mianem zaklętej twierdzy, do której nikt nie może wejść, ani z której nic nie może wypłynąć.
– Zgadza się i to był kolejny błąd. To jest spółka dla mieszkańców, a nie dla samej siebie. Dostrzegałem to, ale nie mogłem zbyt wiele zrobić na pierwszym etapie swojej pracy w spółce. Przez lata pełnię zarządu sprawował jednoosobowo prezes Dębicki. Ja uważam, że dla tak dużej spółki to zły model, bo sam podział odpowiedzialności powinien rozkładać się na 2-3 członków zarządu. Z czasem zaczęło się to zmieniać, ale kulminacyjnym momentem był ten, w którym na pokładzie zostałem ja z Panią Prezes. Otworzyliśmy się na kibiców i staraliśmy się jasno sytuację bieżącą komunikować. Przez te lata w mity obrosło, iluż to ludzi jest zatrudnionych w spółce i ileż to oni nie zarabiają. To wszystko trzeba dzielić przez pięć i być może wtedy będzie to bliższe prawdy.
Pytań nie brakowało, ale też nie zawsze mógł Pan na każde odpowiedzieć.
– To prawda, nie zawsze mogłem wyłożyć wszystko na stół. Obejmują nas klauzulowane umowy, są też kwestie tajemnicy handlowej. Trudno wobec tego na prawo i lewo mówić, że to kosztowało tyle czy ten płaci tyle. Pewnie wiele kwestii było ciekawych dla kibiców, ale to co mogłem wyjaśniać, to wyjaśniałem.
Wielu kibiców Górnika nawet do dziś nie ma świadomości, że prezes Tadeusz Dębicki od blisko trzech lat jest już na emeryturze i w spółce nie pracuje.
– To prawda. Znalazłem nawet taki komentarz, że dopiero teraz prezes Dębicki dostanie odprawę, bo inwestycja zmierza do końca. Co do osoby Pana Prezesa, nie chciałbym go oceniać. To nie jest moja rola w tym momencie.
Pracę w Spółce ”Stadion” zaczął Pan w 2015 roku. 9 lat zawodowego życia, to jednak kawał czasu…
– Rozpocząłem pracę w ciekawym okresie, bo akurat od roku mieliśmy już stadion z trzema trybunami i nic się nie działo. Trwały w zasadzie inwentaryzacje związane z realizacją pierwszego etapu inwestycji po zejściu z budowy wykonawcy. Ja miałem dziesięć lat doświadczenia przy gospodarce wodno-ściekowej dla miasta Zabrze. Realizowaliśmy projekt warty niemal miliard złotych, (czwarty największy w Polsce) więc trochę doświadczenia w jego trakcie zebrałem. W 2015 roku trwały już prace nad pozyskaniem finansowania, żeby domknąć bryłę stadionu czwartą trybuną. Byłem przez ten cały czas blisko Górnika i siłą rzeczy musiałem stać się kibicem tego klubu. Nie powiem nic na wyrost, jeżeli przyznam, że ten klub pokochałem i starałem się przez te wszystkie lata go wspierać jak tylko mogłem. Czasami trzeba było robić różne triki w magistracie, żeby się to udało. Pani Prezydent Mańka-Szulik była bardzo czujna i wszystko chciała wiedzieć. Taki był model zarządzania i myślę, że jest to postać historyczna. To sobie co poniektórzy dopiero uzmysłowią po jakimś czasie.
Dymisja zarządu Spółki ”Stadion” spotkała się z obawami wielu kibiców Górnika, że dokończenie inwestycji jest zagrożone. Czy Pan może zapewnić, że tak nie jest i czwarta trybuna na wiosnę pewno powstanie?
– Mamy do czynienia z procesem budowlanym i nie wiem, co się może wydarzyć. My zostawiamy inwestycję w znacznym stopniu zaawansowania. Proces budowy jest realizowany zgodnie z założonym terminem, mieścimy się też w założonej kwocie. Na ten moment nie ma żadnych przesłanek ku temu, żeby mówić, że cokolwiek może tę inwestycję zahamować. Musimy mieć jednak świadomość, że to trudny kontrakt. Formuła ”zaprojektuj i wybuduj” dotyczy w zasadzie części zaprojektuj na tyle, na ile nas stać. Na ten moment wszystko idzie zgodnie z planem. To znaczy na moment sprzed 2 tygodni, bo odkąd nie ma nas w spółce nie wiem jak wygląda postęp prac. Jestem pewny, że wykonawca jest wprawiony w boju, bo to nie jest pierwsza jego tego typu inwestycja. Musi on mieć jednak partnera po stronie zamawiającego. Jeżeli nowy zarząd będzie w czymś opieszały, to różnie się to może skończyć. My Mostostal traktowaliśmy zawsze z szacunkiem, ale bez taryfy ulgowej. Obligowały nas zapisy umowy, które wzajemnie respektowaliśmy.
Kto i co źle przekalkulował, że w budżecie inwestycji zabrakło tych kilkudziesięciu milionów na budowę strefy VIP Gold? To miało być bardzo znaczące źródło wpływów do budżetu klubu.
– Nie wiem czy tutaj było jakieś celowe działanie, nie sądzę. Raczej zweryfikował nas rynek. W sierpniu 2022 roku podpisaliśmy umowę z bankiem na dofinansowanie inwestycji kwotą 100 milionów złotych. To był efekt co najmniej rocznych zabiegów ze strony miasta Zabrze o otrzymanie takich środków. To nie jest tak, że po takie pieniądze się wchodzi z ulicy i w kilka minut załatwia kredyt. Pamiętajmy, że rok wcześniej była pandemia i wtedy też trudno było myśleć o jakiejś trybunie, kiedy gospodarka kraju była na dużym zakręcie. Złożyliśmy komplet dokumentów i komunikat ze strony banku był prosty. Miasto stać, żeby pokryć tę inwestycję w kwocie 100 milionów, nie dostaniecie ani złotówki więcej.
We wniosku była zawarta wyższa kwota?
– Nie było takiej możliwości, z uwagi na uwarunkowanie budżetowe miasta Zabrze. Analizy były naprawdę bardzo złożone i bardzo precyzyjne. Przygotowania do złożenia wniosku trwały wiele miesięcy. Wszystko na bieżąco było konsultowane z bankiem, więc to nie jest tak, że ktoś coś przygotował na kolanie. Przekaz był jasny. Realna kwota dofinansowania to 100 milionów i musicie w tej kwocie się zmieścić.
Na niezwykle trudne czasy przypadł proces postępowania przetargowego.
– Nie było łatwo, bo budowa zbiegła nam się z pierwszym półroczem wojny na Ukrainie. Ceny materiałów poszybowały, wystrzeliły w kosmos i wiedzieliśmy, że jeżeli ogłosimy jednorazowy przetarg na całość inwestycji, to będziemy musieli gasić światło. Przekonała się o tym Wisła Kraków, która jesienią 2022 roku ogłosiła przetarg na doposażenie stadionu. Zakładany budżet wynosił 32 miliony, najtańsza oferta wynosiła 174 miliony. O przebiciach tej wielkości mówimy, więc nie tędy droga. Postawiliśmy na ogłoszenie kilku mniejszych przetargów, żeby z jednej strony trochę zyskać na czasie, aż sytuacja na rynku się uspokoi, a z drugiej, by móc na spokojnie oszacować w którym miejscu jesteśmy. Po kolei te postępowania przetargowe prowadziliśmy. Pierwsze były jeszcze przestrzelone z naszej strony. Kolejne już mieściły się w naszym budżecie a wręcz generowały oszczędności.
Refundację części środków obiecał Premier Mateusz Morawiecki przy okazji kampanii wyborczej. Okazało się, że to była zwykła kiełbasa wyborcza…
- Była okazja, by środki pozyskać z Ministerstwa Sportu w ramach konkursu. Przygotowaliśmy i złożyliśmy kompletny wniosek. Trwało to kilka miesięcy. Resztę historii każdy zna, bo środki zostały nam przyznane, ale do dziś nie otrzymaliśmy ani złotówki. Dla nas sytuacja ta była o tyle trudna, że byliśmy tuż przed etapem ogłoszenia ostatniego przetargu. I mieliśmy spory dylemat, czy ryzykować i ogłosić go na całość prac, nie mając do końca zapewnionego finansowania czy jednak uwzględnić taki zakres prac, na jaki pozwalała kwota znajdująca się obecnie na koncie i który to zakres pozwoli uzyskać pozwolenia na użytkowanie trybuny. Uznaliśmy, że pierwsza opcja byłaby niedopuszczalna i zdecydowaliśmy się na wariant drugi. Zawsze mieliśmy furtkę na wypadek, że gdyby dofinansowanie rządowe wpłynęło na nasze konto, możemy poszerzyć zakres prac. To była o tyle trudna sytuacja, że do dnia naszego odejścia tak naprawdę nie mieliśmy informacji co dalej z tymi pieniędzmi. Czy konkurs został odwołany, unieważniony czy jego postanowienia są dalej w mocy. Nasze oficjalne pisma kierowane do Ministerstwa pozostawały bez odpowiedzi.
Za priorytet uznaliście Państwo domknięcie bryły stadionu i budowę części dla kibiców, kosztem budowy strefy VIP Gold.
– Mieliśmy jasne obliczenia. Albo budujemy stadion ze strefą super VIP i obcinamy pojemność o sześć tysięcy miejsc, albo robimy miejsca dla kibiców bez strefy VIP Gold. Przedstawiliśmy takie warianty władzą miasta i została podjęta decyzja, że część dla kibiców jest najważniejsza. Zresztą w sprawie budowy strefy VIP Gold zaczęły już się zgłaszać do nas firmy, które były gotowe włączyć się w finansowanie tego etapu inwestycji. Ogrom pracy, żeby na wiosnę zrobić to w całości. To jest możliwe, ale doby na to braknie.
Według naszych informacji, deficyt w budżecie, by powstał cały stadion wraz ze strefą VIP Gold oscylował w granicach 35-40 milionów złotych. Może Pan potwierdzić, że to kwota tego rzędu?
– Nie mogę potwierdzić, bo nie mam już dostępu do dokumentacji. Kwoty, które gdzieś się przewijały wynikały z kalkulacji. Wykonawca z kolei ma przedstawić szczegółowe kosztorysy, związane z zaprojektowaniem i budową tych części. Nie wiem jakie to będą kwoty, ale myślę, że gdzieś mieszczące się w tych granicach. Tu cudów nie ma.
Jaka firma ma się tego podjąć? To podmiot, który Państwo znaleźliście czy taki, który sam się zgłosił do Spółki ”Stadion” po publikacjach medialnych na ten temat?
– Mowa o dwóch firmach. Jedną znaleźliśmy, druga zgłosiła się sama. Górnik z nowym zarządem też dynamicznie działał w tym temacie. Złapaliśmy dobry kontakt i zaczęliśmy wspólnie zastanawiać się jak to wszystko poukładać. Myślę, że teraz będzie się to wszystko toczyło niezwykle intensywnie. Co by nie mówić, strefa VIP Gold to koło zamachowe dla budżetu klubu, to coś na czym Górnik tak naprawdę zarabia. We wspólnym interesie wszystkich stron było to, żeby znaleźć rozwiązanie tej sytuacji.
Pana zdaniem, Zabrzu jest potrzebny tak duży stadion?
– Tak, bo Górnik to wielki klub i stadionu nie buduje się na dziś, a na całe pokolenia. Proszę zauważyć, jaka jest obecnie frekwencja na meczach. Jak sytuacja w klubie się poukłada i Górnik zacznie grać o najwyższe cele, zainteresowanie kibiców będzie z pewnością jeszcze większe. Wiem, że ludzie utyskują, że stadion jest za duży. A co, jeżeli byłby za mały? Zawsze trzeba patrzeć w dwie strony.
Czy Zabrzu jest potrzebny tak drogi stadion? Bo – nie oszukujmy się – zakładana przed rozpoczęciem budowy kwota 300 milionów złotych już teraz jest niewystarczająca.
– Nie wiem czy nasz stadion jest drogi, bo nie wiem w tej chwili ile kosztowały inne obiekty tej wielkości i tej klasy. Pierwszy etap inwestycji pochłonął 236 milionów złotych, drugi na ten moment kosztuje 100 milionów złotych. Dojdzie koszt strefy VIP Gold i zaplecza, o których mówiliśmy. Oczywiście, że to olbrzymi wydatek dla miasta, to bez dwóch zdań. Musimy mieć jednak świadomość, że nie byle jaki klub gra przy Roosevelta. Ja uważam, że decyzja o budowie stadionu była naprawdę dobra i odpowiedzialna. W przeciwnym wypadku mielibyśmy sytuację jak obecnie w Chorzowie, albo i gorszą. Stadion to nasza przewaga, to nasz dom. Trzeba docenić to co mamy.
Stadion jest drogi dla Zabrza, ale też dla Górnika. Pojawiały się w mediach informacje, że Górnik za użytkowanie obiektu płaci ok. 7 milionów złotych rocznie. Najwięcej w Ekstraklasie…
– Powiem tak… Ktoś to celowo wypuszczał w eter. To nieprawda. Stadion w Zabrzu jest jednym z najtańszych, jeżeli chodzi o obciążenia dla klubu w Ekstraklasie. Nie chcę tu podawać dokładnych kwot, ale ja od początku uczestniczyłem w rozmowach, tworzyłem te umowy w 2017 i 2023 roku, więc wiem o czym mówię. To nie jest tak, że stadion w Zabrzu jest dla Górnika arcydrogi. To jest jeden z tych mitów czy legend, które po mieście krążą.
Czyli Pana zdaniem poprzedni zarząd Górnika winą za własną indolencję w zarządzaniu zrzucał na karb Spółki ”Stadion”?
– Nie chciałbym tego tak określać. Mam na myśli to, że nie było tak, że te kwoty nie były nie wiadomo jakiej miary. Każdy z członków zarządu klubu te kwoty znał, a w mediach pojawiały się zupełnie inne. I tyle.
Usłyszeliśmy, że bez tak dużych zobowiązań wobec Spółki ”Stadion” tak naprawdę finanse Górnika w ostatnich latach byłyby zrównoważone i nie byłoby problemu z płynnością.
– Nie śledziłem i nie miałem dostępu do dokumentacji finansowej klubu. Tak naprawdę nie wiem nawet jaki był ten deficyt. Wiem tylko, że ten dług Górnika względem Spółki ”Stadion” narastał i coś trzeba było z tym zrobić. Tutaj naprawdę wielką rolę odegrały Pani Prezes Kosiorek i Pani Wiceprezes Gogolińska-Miller. Udało się to opanować, podpisane zostało porozumienie. Dług nie jest wymagalny, gdyż jest rozłożony na raty. My z kolei mogliśmy podpisać ugody z naszymi wierzycielami, bo to było naczynie łączone. Nam nie płacił Górnik, my nie mieliśmy z czego płacić naszym kontrahentom. Po zmianie zarządu Górnika ten oddech finansowy zaczęliśmy naprawdę odczuwać. Klub przeorganizował pewne tematy i zaczął z nami na bieżąco rozliczać, co zawarliśmy w porozumieniu.
Dało się odczuć, że w końcu fachowcy zasiedli w odpowiednich fotelach.
– (śmiech) Nie chciałbym tutaj atakować poprzedniego zarządu Górnika czy negatywnie się o kimkolwiek wypowiadać. Kilku prezesów Górnika przeżyłem i każdy z nich w jakimś stopniu się angażował w rozwiązanie tego problemu. To naprawdę duża odpowiedzialność. Ja uważam, że to trochę tak jak z wyborem papieża. Jak się nim nie jest, to się z boku wszystko wie najlepiej. Jak się nim zostaje, to cała perspektywa się zmienia. Tutaj wiele rzeczy podbijały media. Moim zdaniem każdy pracował i dawał z siebie wszystko, żeby efekty jego pracy były jak najlepsze dla Górnika.
Komedia całej sytuacji polega na tym, że spółka miejska Górnik Zabrze największe zobowiązania ma wobec spółki miejskiej ”Stadion”. Pieniądze przechodzą zatem z prawej do lewej kieszeni tego samego właściciela.
– Zyskuje na tym Skarb Państwa, poprzez podatek VAT (śmiech). Taki jest model, nie ja go wymyśliłem. Tak samo za miejską spółkę płacimy za wodę czy ogrzewanie. Są podmioty handlowe i tak to funkcjonuje. Czy miasto będzie chciało to zmienić, tego nie wiem.
Zadłużenie Górnika wobec Spółki ”Stadion” wynosi rzeczywiście kilkanaście milionów – jak przewijało się w mediach – czy jest ono innej miary?
– Nie jest to kilkadziesiąt, ani kilkanaście milionów. Jest to kwota mniejszej miary, która sukcesywnie spada.
Pana zdaniem w Zabrzu czy ogólnie w Polsce zdałby egzamin model znany z Anglii, gdzie kluby administrują swoimi stadionami, same je utrzymują, remontują i doinwestowują?
– W Polsce kluby raczej nie budują stadionów. Z natury obiekty są miejskie i stanowią majątek miasta. Ten rozdział na pewno rodzi napięcia, zwłaszcza wówczas gdy inny jest właściciel stadionu, a inny właściciel klubu. Myślę jednak, że mimo wszystko ta zasada jest zdrowa. Wszystko opiera się na zasadach handlowych. W wypadku Zabrza, to była trudność, bo nie bardzo mieliśmy możliwość – jako miejska Spółka ”Stadion” – egzekwować od klubu miejskiego, jakim jest Górnik należne nam kwoty. Górnik o tym doskonale wiedział i po prostu długimi okresami nie płacił, bo wiedział, że może sobie na to pozwolić. Jestem wielkim zwolennikiem tego, żeby klub przeszedł w prywatne ręce. Mam nadzieję, że ten proces prywatyzacji będzie dokończony.
Kiedy trwała batalia przed Radą Miasta Zabrze, by ta wyraziła zgodę na budowę nowego stadionu w Zabrzu, mówiono, że obiekt ten obok meczów Górnika ma żyć z koncertów, imprez kulturalnych i społecznych. Na afiszu przez 10 minionych lat było ich jak na lekarstwo.
– Wszędzie, gdzie pojawia się koncepcja budowy nowego stadionu jest wpisane, że będzie on pełnił funkcję centrum kulturalnego i życia lokalnej społeczności. Potem życie to wszystko weryfikuje. W Zabrzu mieliśmy z tym jeden, zasadniczy problem. System nawadniania murawy nie miał takiej funkcjonalności i stawiając na boisku scenę czy budując widownię moglibyśmy go najzwyczajniej w świecie uszkodzić. Musimy mieć na uwadze to, że o ile cały stadion jest nowy, o tyle murawa i system jej nawadniania pochodzi z roku 2006. Nie zbudowano wówczas wzmocnienia, które pozwalałoby ustawiać na murawie jakieś większej wagi konstrukcje. Tak naprawdę dopiero te stadiony, które były wybudowane na Euro 2012 posiadają tę funkcję i tam też te koncerty się odbywają. Na Śląsku chyba jedynym funkcjonalnym w tym celu obiektem jest Stadion Śląski w Chorzowie. Inna sprawa, że rynek koncertów się zmienił. Powstało w Polsce i na Śląsku kilka hal widowiskowych, gdzie akustyka i publika są przystosowane do tego, by organizować tam duże imprezy muzyczne. Przede wszystkim dają pewność, że koncert odbędzie się bez względu na warunki atmosferyczne i dysponują odpowiednim zapleczem technicznym, które na otwartej przestrzeni ciężko zorganizować w takiej samej skali. Mało kto organizuje dziś takie na stadionach. Kiedy podejmowaliśmy takie tematy z różnymi agencjami, zazwyczaj padało pytanie kto ma u nas zagrać. Na mniejszych artystów organizacja była nieopłacalna. Na większych obiekt był za mały. Dlatego też trzeba powiedzieć jasno, że planowanie koncertów na stadionie w Zabrzu przy obecnej murawie i wobec panujących dziś trendów było jednym z nierealnych założeń. Oczywiście, nie powinno się tym argumentem posługiwać, ale realia były takie, a nie inne.
Wspominał Pan na początku, że jedną z porażek jest brak sponsora tytularnego. Nie udało się go znaleźć czy chętni byli, ale czekali aż stadion będzie miał domkniętą bryłę?
– Nie ma co owijać w bawełnę, nikt nie chciał się zaangażować w sponsoring tytularny obiektu, który był niedokończony. Rozmowy były, ale zawsze kończyły się życzliwym ”skończcie budowę, to wrócimy do tematu”. W ostatnich miesiącach wróciliśmy do rozmów, ale nastąpił reset, jest nowy zarząd i to on musi doprowadzić sprawę do końca.
Kontrowersje wzbudzał też fakt, że firma powiązana z rodziną radnego z obozu byłej Prezydent Małgorzaty Mańki-Szulik odpowiada dziś za catering na stadionie. Jak to się stało?
– To jeden z tematów tego gatunku, który co jakiś czas wraca. To może od początku. To, że catering jest nieodzowną częścią meczu jest oczywiste. Model pierwotny w 2014 roku zakładał, że to stadion sprzedaje te wszystkie usługi, sprzedaje bilety na mecz, a Górnik dostaje swoją z góry ustaloną prowizję. Nie do końca spotkało się to z ciepłym przyjęciem wśród kibiców i zarządu klubu. Prezes Pałus mocno to podniósł, że absolutnie się nie zgadza. Doszliśmy do porozumienia, że to Górnik jest organizatorem dnia meczowego, sprzedaje bilety i zabezpiecza imprezę. Odnośnie cateringu zostało ogłoszone postępowanie konkursowe, w którym jednym z wymogów było doświadczenie w dostawie takich usług. Udział w konkursie wziął też klub, co było o tyle kuriozalne, że nie spełniał wymogu doświadczenia w prowadzeniu cateringu. Klub został z tego tytułu wykluczony. W konkursie pozostała firma z Niemiec i ówczesny ”Bar Leśny”. Wygrała firma niemiecka, jechaliśmy podpisać umowę i nasz kontrahent w ostatnim momencie się wycofał. Zostaliśmy postawieni w bardzo trudnej sytuacji, bo to był grudzień 2015 roku, za dwa miesiące miała być inauguracja obiektu i Wielkie Derby Śląska z Ruchem Chorzów, a my zostaliśmy bez dostawcy cateringu. Zgłosiliśmy się do firmy która była na drugim miejscu w przedmiotowym konkursie [firma powiązana z rodziną radnego Trześniewskiego – przyp. red.] i złożyliśmy zapytanie czy podtrzymuje warunki i gotowość do świadczenia usług na stadionie. Otrzymaliśmy odpowiedź twierdzącą i podpisaliśmy z nimi umowę. Jasne, że każdy chce w tej sprawie widzieć drugie dno, ale tutaj takiego nie ma. Sprawa była zresztą kilkukrotnie prześwietlana przez służby i nie było podstaw, by cokolwiek podważać.
A długość umowy? Czy podpisanie kontraktu na dziesięć lat z opcją przedłużenia o pięć kolejnych jest standardowym zapisem w tego typu porozumieniach?
– Te warunki były od początku ustalone w konkursie. Z firmą z Niemiec podpisalibyśmy kontrakt na podobnych zasadach i o podobnej długości. Skąd się to wzięło? Przede wszystkim z faktu, że my – jako Spółka ”Stadion” – dawaliśmy powierzchnię do świadczenia usług, a podmiot musiał dane punkty gastronomiczne wyposażyć, co niosło za sobą dość znaczne koszty. Trudno byłoby znaleźć firmę, która chciałaby wejść w taki układ mając na stole umowę na 2-3 lata, bo inwestycja balansowałaby na granicy opłacalności. Taki przyjęliśmy model i taki wdrożyliśmy w życie. Oczywiście, gdybym wiedział ile to będzie rodzić niezdrowych emocji, to pewnie przyjąłbym inne rozwiązanie. Tego nie cofnę.
Aktualnie Górnik zarabia jakiekolwiek pieniądze z cateringu dla kibiców czy klubowi przypada jedynie działka z cateringu VIP?
– W ostatnich dniach pojawił się komunikat klubu, że podpisano nowe porozumienie z catererem, jeżeli chodzi o wpływy z punktów gastronomicznych na promenadzie. Formalnie, rozumiem z tego tyle, że klub zarabia. Wcześniej też zarabiał, bo przy umowie z poprzednim dostawcą piwa podpisane zostało trójstronne porozumienie, które zawarły Spółka ”Stadion”, Górnik Zabrze i Vanpur. Tam konkretny procent od sprzedaży piwa dla klubu był wprost wskazany. To nie jest tak, że Górnik nigdy nie zarabiał, bo w tamtym czasie tak było. Tamta umowa się skończyła i dziś stosowane są inne rozliczenia. Dziś z kiosków gastronomicznych zyski uzyskuje Spółka ”Stadion”, z kolei jeżeli chodzi o catering VIP, tutaj bezpośrednio zarabia już klub, bo koordynuje usługę cateringu w tym zakresie. Dużo narosło w tych tematach mitów, które ciężko było prostować. Trzeba było pokazać dokumenty, a tego zabrania tajemnica handlowa wynikająca z kodeksu spółek handlowych.
Dlaczego Górnik Zabrze – jako organizator i gospodarz dnia meczowego – nie może też wziąć na siebie organizacji cateringu?
– Ja nie mam nic przeciwko temu. Mówiłem już wielokrotnie w rozmowach z różnymi zarządami klubu, żeby wzięli na siebie catering, a my będziemy rozliczać się w inny sposób. Pewnie jakiś model byśmy wypracowali, ale nie miałem przekonania czy klub naprawdę tego chciał, bo nigdy tak naprawdę nie doszło do konkretnych rozmów w tej sprawie. Nie ma rzeczy niemożliwych. Musi być tylko partner do rozmowy po drugiej stronie.
Co będzie teraz robił Maciej Buchalik? Pana wypowiedzenie – standardowo – trzy miesiące?
– Nie ma żadnego wypowiedzenia (śmiech). Dostaliśmy rozwiązanie kontraktów z dniem 19 sierpnia, przysługuje nam odprawa i możemy podjąć pracę w zasadzie od zaraz. Co będę robił? Na razie wypoczywam i robię to co kocham czyli jeżdżę na ptaki. Ornitologia to moja wielka pasja od dzieciństwa. Byłem też w niedzielę na meczu z Lechią i mam zamiar dalej wspierać moją drużynę na trybunach! Prezesem się bywa, a kibicem się jest na całe życie.
Trochę Pana skrzywdzili, bo legendy głoszą, że były zarząd klubu miał w nowych umowach zawarte wypowiedzenie aż sześciomiesięczne.
– Mieli też zakaz konkurencji, który – jak się okazuje – łatwo można zlikwidować. To już zostawiam za sobą. Każdy miał swoją umowę, ja nie znałem ich zapisów, oni nie znali moich. Czy czuję się skrzywdzony? Nie, najważniejsze być uczciwym w tym co się robi, zawsze i wszędzie.
A na koniec, zdradzi Pan jakieś stadionowe anegdoty, bo chyba przez te lata trochę tego było?
(śmiech) Trochę? Mam na stadionie zrobionych 13 882 zdjęć i filmów, pogrupowanych w 1122 folderach, więc to byłby osobny wywiad, ale przytoczę tu jedną taką ważną dla mnie historię. Nasza przeprowadzka do nowych biur na trybunie południowej odbyła się w połowie 2016 r. Klub długo z tym zwlekał, dobrze się czując w historycznej części trybuny zachodniej. W końcu jednak nastał ten czas, bo częściowo opuszczony budynek dawnych biur był już w coraz gorszym stanie. Potem rzadko już tam zaglądaliśmy i kiedyś pod stertą rupieci w dawnym gabinecie śp. Krzysztofa Maja odkryłem wspaniałe kryształowe godło Górnika! Nikt w Klubie nie był nim wtedy zainteresowany i niechybnie zostałoby zniszczone przy wyburzeniu. Postanowiłem je uratować. Któregoś dnia wpadł mi do gabinetu znany wszystkim kibol maruda. Zatrzymał się, patrzy na ścianę, to na mnie i znów na ścianę i pyta: ”Buchalik, skąd to mosz? To było u Krzysia Maja!” No to opowiedziałem mu tą historię i on zupełnie zbity z tropu wymamrotał: ”Mądry z Ciebie prezes, panie Buchalik, dobrze”. Tym sposobem przez wszystkie lata przetrwała ta pamiątka i liczę, że kiedyś znajdzie godne miejsce w Muzeum Górnika na czwartej trybunie.
Graj i wygrywaj z nami na betcris.pl
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl
Dopytał bym go jak rozróżnia kibica Górnika od kibola Górnika? Bo ma chyba jakiś problem z tym. Zaznaczam że lewaczek nie lubię.
nikogo nie obchodzi, kogo ty lubisz czy nie
Każdą dziewczynę – zanim dojdzie do czegoś 🙂 – pytasz z góry, czy aby nie jest ,,lewaczką,, , bo ich nie lubisz ? PS. A ja nie lubię, gdy ktoś kaleczy jezyk polski. ,,Dopytałbym,, takiego, czy mu nie wstyd publicznie cokolwiek napisać…
Prowadzący wywiad plecie coś o kiełbasie wyborczej ale okazuje się ,że pieniądze obiecane prze Morawieckiego zostały przyznane ale do dziś nie wypłacone! To może paniusia z ratusza zapyta kolegę nitrasa gdzie one są! PO-Pinindzy nie ma i nie będzie.
Nie ma, bo to były pisowskie obiecanki bez pokrycia, reszta ukradli.
Wmawiaj sobie dalej, jak to PIS cię okradał, gdy tymczasem obudzisz się z dziurawymi kieszeniami w papierowych spodniach bez pracy, perspektyw i przyszłości, o co zadba solidnie twoja obecną rządząca koalicja.
Życzę Ci tego z całego serca 😉
Masz absolutną rację ,ale wystarczy że na tych spodniach będzie stało :Made in Germany i zakompleksiona ciemnota już będzie zadowolona .
Made in Germany na spodniach? Gdzie ci to mówili, na zlocie pis czy konfiarzy, kolejnych złodziei ? Ciemnoty na wschodzie sobie poszukaj, pewnie stamta skąd przybyłeś.
Zakompleksiona ciemnota to naziole z konfy i pisu, taka prawda.
Panowie, weźcie sobie te docinki popis zostawcie w domu …
Zgadzam się, polityka niektórym przysłoniła cały świat i resztki zdrowego rozsądku, mnie tam ani pis ani peło ani żaden inny polityk nie 'kuoi” tą swoją propagandą.
To kiego wuja do postu o futbolu wciskasz peowską propagandę dla ciemniaków o złodziejstwie pis. Ja się zapytam, kiedy i co ci ukradli ?. Tylko konkretnie.
Obrabowali samorządy z dochodów które się im należą na zadania własne, przez to nie ma na żłobki, przedszkola, wypłaty itd. Za to było na kampanie pisu. Wyłącz tv republika i zacznij merytorycznie rozglądać się na świat, a nie wierzyć pseudo patriotą.
No z tego, co ostatnio podają , wręcz portale sprzyjające rządowi, a nie tylko TVR, to kasiora samorządów szłą głównie na promocję KO, jak choćby ten śmieszny Campus Polska .
Ale w porządku. Ktoś ci nabił do baniaka takich głupot, to teraz musisz z tym żyć 😆
Twoja brocha. Ludzie o mentalności parobków, też są potrzebni na tym świecie.
O ile wiem z jednego z nią prasowych wywiadów, to aktualna Prezydent Zabrza dzwoniła osobiście do ministra sportu Krzysztofa Nitrasa odpowiedzialnego za realizację tego dofinansowania, to usłyszała, że do budżetu Ministerstwa Sportu nie wpłynęła żadna złotówka na ten cel, bo nie było niezbędnej uchwały rządu Morawieckiego na ten temat. Tak więc to zwykłe przedwyborcze obiecanki-cacanki były i przysłowiowe puste czeki bez pokrycia. I tyle na ten temat jeśli chodzi o fakty, bo coś tutaj w relacji Pana Buchalika, jednak się nie zgadza…
Bardzo fajny wywiad. Trochę rozjaśniający kilka rzeczy :). Teraz pauza reprezentacyjna, idealny czas, by potrenować sobie te wszystkie taktyki i stałe fragmenty gry. Pozdrawiam serdecznie, Mirek.