– A ta słynna lojalność Nawałki? Kolejna bzdura. Od początku było wiadomo, że Górnik jest dla niego tylko przystankiem. Już będąc w Zabrzu, rozmawiał z GKS-em Katowice i Wisłą Kraków. Szczególnie blisko był Wisły, ale nie chciano mu tam dać takiej władzy, do jakiej przyzwyczaił się na Roosevelta. Wykorzystał Górnika do swoich celów – mówi w drugiej części wywiadu dla slaskipoker.pl Łukasz Mazur, były prezes Górnika Zabrze.
Czego spodziewa się pan po nowym sezonie?
– Przestałem spodziewać się czegokolwiek, bo – jak zresztą mnóstwo kibiców – mam już powoli dosyć. Ludzie są zmęczeni ciągłą nadzieją. Ile to już razy miało być lepiej? Za Koźmińskiego, za Allianz, za Waśkiewicza. Trudno wierzyć, że w końcu te lepsze czasy naprawdę nadejdą. Myślę więc, że będzie tak samo jak było w poprzednim sezonie. Chociaż mam jedno małe życzenie – by Górnik wreszcie postawił na młodzież. Dam panu przykład Bartka Kopacza, którego sam sprowadzałem, jeszcze jako 18-latka. Do dzisiaj nie dostał szansy, chociaż powinien już decydować o sile Górnika. Bo grać w piłkę potrafi, nieprzypadkowo przecież był jednym z najważniejszych ludzi Niecieczy, która awansowała do ekstraklasy. Sęk w tym, że teraz on już nie jest młodym talentem, ma 23 lata. Jak na tacy widać tu myślenie ludzi z Górnika. Mają młodego chłopaka, ale przez kilka lat nie dadzą mu szansy, tylko będą go ciągle wypożyczać. Wreszcie – na rok przed końcem kontraktu – postawią na niego i odejdzie za darmo.
W takich sytuacjach wychodzi, czy trener ma odwagę, by zaufać młodym, czy nie. Michał Probierz czy Jurek Brzęczek ją mają. U Roberta Warzychy z kolei jej nie widzę. A gdzie są nasi mistrzowie Polski juniorów młodszych z 2011 roku? O miejsce w składzie walczy tylko Rafał Kurzawa. Tylko że on był do gry znacznie wcześniej. Pamiętam, jak w 2010 roku Andrzej Orzeszek mówił mi: „Czemu Adam (Nawałka – dop. red.) nie da mu szansy?”. Nie chwaląc się – zostawiałem najmłodszy skład w ekstraklasie. Teraz Górnik ma chyba najstarszy. Młodych się wyprzedaje, a na ich miejsce sprowadza tzw. doświadczonych. A ten klub powinien żyć ze sprzedaży piłkarzy.
A propos Nawałki. Ma pan na jego temat zupełnie inne zdanie niż większość ludzi w Zabrzu.
– Kiedy był w Górniku, liczyło się dla niego egoistyczne „ja”. Ważne było jedynie to, co mogło go wypromować, czyli pierwszy zespół. Stawianie na młodzież miał gdzieś.
Ale do reprezentacji się wybił.
– Mimo że nie zrobił niczego, co byłoby ponad stan kadry, jaką miał do dyspozycji. Ani specjalnie nie pomógł, ani nie zaszkodził. Najgorsze jest jednak to, że nie patrzył na dobro klubu. Kiedy poprzedni zarząd uznał, że nie stać Górnika na pewnego piłkarza, to Nawałka poszedł na skargę do pani prezydent, a ta wydała rozkaz, by jego zachciankę spełnić. W ten sposób podpisano kontrakt na 20 tysięcy złotych z zawodnikiem, który niedługo potem trafił do rezerw.
Pan też miał takie sytuacje?
– Nie. Byłem pierwszym i ostatnim, który nie pozwolił Nawałce sobą rządzić. Postanowiłem wręcz przeprowadzić transfery inne niż te, jakich on chciał. Bo proponował jakichś dziwnych, ale drogich zawodników, których podsyłali mu menedżerowie… Nie róbmy z niego cudotwórcy, bo nim nie jest. Proszę spojrzeć – Pazdan został sprzedany za 3 miliony złotych nie wtedy, kiedy trenował go Nawałka, tylko dzięki Probierzowi. Mało tego. Przypomina mi się 0:4 ze Śląskiem Wrocław, kiedy Pazdan zagrał na prawej obronie, a Adam Danch na skrzydle. Mało poważne. A ta słynna lojalność Nawałki? Kolejna bzdura. Od początku było wiadomo, że Górnik jest dla niego tylko przystankiem. Już będąc w Zabrzu, rozmawiał z GKS-em Katowice i Wisłą Kraków. Szczególnie blisko był Wisły, ale nie chciano mu tam dać takiej władzy, do jakiej przyzwyczaił się na Roosevelta. Wykorzystał Górnika do swoich celów.
Nawet jeśli, to ktoś mu na to pozwolił.
– Zabrakło mu odpowiedniego partnera. Mocnego zarządu albo chociażby dyrektora sportowego. Kiedy wyczuł, że najwięcej do powiedzenia w klubie ma pani prezydent, przypodobał się jej. Nauczycielka matematyki z Kończyc była tym zachwycona. Często z podnieceniem opowiadała, jaka to energia emanuje z niebieskich oczu Nawałki, i jak… szarmancko całuje w rękę. Imponowało jej to. Poza tym jaki uczeń jest dla nauczycielki najzdolniejszy? Nie ten bystry, ale niepokorny, tylko kujon, który przynosi kwiaty. U pani Mańki-Szulik pierwszy w klasie był więc pan Adam.
Pan do następnej klasy raczej by nie zdał.
– Miałbym problemy (śmiech).
Cały wywiad do przeczytania na www.slaskipoker.pl
Źródło: slaskipoker.pl
Foto: Edytor