– Na Warzychę szukano sposobu, żeby się go pozbyć. Był dość drogi w utrzymaniu, a zresztą nie jest w Zabrzu tajemnicą, że nie pracował formalnie jako trener nie z powodu braku papierów, tylko dlatego, że kontraktu trenerskiego nie można rozwiązać bez wliczania go do zaległości licencyjnej – mówi w wywiadzie dla portalu 2×45.info Łukasz Mazur, były prezes Górnika
Pana zdaniem zamiana duetu Robert Warzycha – Józef Dankowski na Leszka Ojrzyńskiego to dobra wiadomość?
Łukasz Mazur (były prezes Górnika): – To nie tele-gra, wszystko okaże się na boisku. Zobaczymy za jakiś czas po wynikach, na razie pierwszy wynik jest tragiczny. Nie podobał mi się natomiast sposób, w jaki pożegnano Warzychę i Dankowskiego. Nie chcę oceniać ich pracy, ale to, jak ich potraktowano, jakieś podpisane przez kilku nieznanych sprawców oświadczenie niby w imieniu całego środowiska… Delikatnie mówiąc, nie było to eleganckie.
– Według pana to kibicowskie oświadczenie miało duży wpływ na decyzję klubu?
– Oczywiście. Górnik Zabrze jest klubem miejskim, sterowanym ręcznie przez polityka. A politykowi zależy jedynie na rosnących słupkach poparcia. Lud chce, to lud dostaje – chleba, igrzysk i głowy trenera.
Przy Roosevelta długo dość dobrze jechano na prowizorce, ale to się chyba kończy.
– Nie chwaląc się, Górnik przez cztery lata jechał na tym, co zbudowałem z Arturem Płatkiem i Tomkiem Wałdochem. Ostatnim „moim” odchodzącym piłkarzem, którego osobiście ściągałem, był Mateusz Zachara. Sprowadzałem go z Rakowa Częstochowa za 300 tys. zł. Trzeba oddać Adamowi Nawałce, że po naszym odejściu potrafił wycisnąć ze składu tyle, ile się da, ale gdyby zastał gorszy materiał, poszłoby mu gorzej. Zbudowaliśmy pewne podstawy, ale ich już nie ma. Dziś w Górniku nic się nie zmienia, jest najstarszy skład w lidze.
Górnik od ponad pół roku nie potrafi znaleźć następcy dla Zachary. Kompromitacja klubu?
– Pytanie, czy tak naprawdę w ogóle kogoś szukano? Nie będę chwalił pana prokurenta Andrzeja Pawłowskiego za zmniejszanie długu, bo ten dług wciąż jest, a ja i później Zbyszek Waśkiewicz mieliśmy podobne pomysły na jego rolowanie, tyle że nie były one w interesie miasta. Pan prokurent postanowił nagle zrobić jedną rzecz: bardzo pilnować finansów. Klub nie był aktywny na rynku transferowym, co okazało się błędem. Pan Pawłowski uznał, że wyprodukuje mercedesa w kuźni z XVII wieku. Żeby osiągnąć pewien cel, trzeba mieć odpowiednie narzędzia. W Górniku teraz wszystko zaczęła determinować źle rozumiana oszczędność, a na Śląsku często się mówi, że biednego nie stać, żeby kupować tanio.
Warzycha mógł dostać nowego napastnika, ale to byliby piłkarze pokroju Przemysława Trytki.
– Czyli pieniądze wyrzucone w błoto, krótko mówiąc. My pokazaliśmy, że mając ograniczone środki da się ściągnąć dobrych napastników. W ciągu jednego roku pozyskaliśmy Arkadiusza Milika, Mateusza Zacharę i dziś wyśmiewanego, ale jednak dobrze grającego w Zabrzu Daniela Sikorskiego. To teraz nie można znaleźć jednego chłopaka? Piast Gliwice wskazał ostatnio, gdzie się szuka skutecznego i niedrogiego napastnika. Skoro było stać Piasta, który wiele piłkarzom nie płaci, to Górnika też. Głupio pojęta oszczędność jeszcze odbije się czkawką, bo również przez nią zamiast zatrzymać Pavelsa Steinborsa, wzięto Sebastiana Przyrowskiego. Czy to zmiana na plus? Chyba każdy by się kłócił.
– Sądzi pan, że Warzycha w dużej mierze został zwolniony przez ciągłe mówienie w mediach, że chce dobrego napastnika? Kilka dni przed odejściem stwierdził już wprost, że wyjścia są dwa: albo wzmocnienia, albo zwolnienie trenera.
– Odszedł z wielu powodów, ale przede wszystkim nie był kolesiem z ekipy miejskiej. Był kimś z zewnątrz, zostawionym przez ostatniego człowieka, który naprawdę próbował zrobić w Górniku coś dobrego, czyli Zbyszka Waśkiewicza. Warzycha nie miał w nikim oparcia. Dużo lepiej traktowano nawet niechcianego przez kibiców, ale akceptowanego przez zarząd Ryszarda Wieczorka. Nie mówię już o Adamie Nawałce, który bez względu na sytuację finansową dostawał kogo chciał, bo miał dobre relacje z prezydent miasta Małgorzatą Mańką-Szulik. Na Warzychę szukano sposobu, żeby się go pozbyć. Był dość drogi w utrzymaniu, a zresztą nie jest w Zabrzu tajemnicą, że nie pracował formalnie jako trener nie z powodu braku papierów, tylko dlatego, że kontraktu trenerskiego nie można rozwiązać bez wliczania go do zaległości licencyjnej. Kontrakt dyrektora sportowego natomiast nie podlega pod prawo związkowe i w tym przypadku mamy tylko zwykłe zaległości. Teraz nawet jeśli Warzycha będzie się dopominał pensji do końca kontraktu, w Zabrzu mogą powiedzieć, że skoro nie był trenerem, to należą się jedynie trzy miesiące wypowiedzenia i do widzenia. Tu jest pies pogrzebany. A wyniki sportowe? Jeśli szkoleniowcowi brakuje oparcia we władzach klubu, piłkarze też to czują. Coś podobnego w Wiśle Kraków przeżył wychwalany dziś Michał Probierz. W klubie wszyscy muszą być zgraną ekipą, w Górniku Warzycha był spoza układu miejskiego.
– Jakie perspektywy widzi pan dla Górnika w najbliższych miesiącach?
– Utrzymamy się, bo po prostu musimy. Będzie jednak stagnacja, która trwa od lat, w tym względzie nic się nie zmienia. Ciągle licho z infrastrukturą i nie mówię o stadionie, który tak naprawdę nie jest infrastrukturą klubu. Nie ma bazy treningowej, dalekosiężnych planów na szkolenie. Co do stadionu, do dziś nie wiadomo, na jakich zasadach Górnik będzie z tych 3/4 trybun korzystał. W ostatnim sezonie było miejsce siódme, teraz będzie niższe. Ten skład progresu już nie zanotuje, więcej się z Radosława Sobolewskiego, Rafała Kosznika czy Łukasza Madeja nie wyciśnie. Niby jest kilku młodych w składzie, ale chyba tylko dla samego faktu. W sytuacji, gdy drużyna ciągle dostaje baty, ogrywanie ich na siłę tylko im szkodzi. Ale za to na wypożyczeniu w I lidze błyszczy Mateusz Kuchta, a broni wiekowy Sebastian Przyrowski, który dopiero co spadł do II ligi. Lepiej mieć z I ligi młodego i chwalonego czy starego i wypalonego?…
– Nowy prezes Górnika daje nadzieję na porozumienie?
– Życzę mu powodzenia. Wiele będzie zależało od tego, ile swobody w działaniu dostanie od władzy miejskiej. Pierwszym złym sygnałem było przy ogłaszaniu jego nominacji zwolnienie Warzychy i Dankowskiego, bo przecież nie on tę decyzję podjął. Najważniejsze jednak, czy dostanie pozwolenie na czystki personalne, chociażby na zwolnienie pana Krzysztofa Grabowskiego, figuranta biorącego pieniądze za nic. Mam nadzieję, że nowy prezes okaże się człowiekiem z na tyle dużą siłą przebicia, że będzie w stanie normalnie zarządzać Górnikiem.
Cały wywiad do przeczytania na portalu www.2×45.info
Źródło: 2×45.info
Foto: Facebook