– Te asysty, które swoją drogą dają satysfakcję ani nie powodują, że jestem lepszym piłkarzem, ani nie powodują, że jestem gorszym. Jeszcze raz chciałbym powiedzieć, że jest to dla mnie pozytywne, ale nie najważniejsze – powiedział w rozmowie z oficjalną stroną klubową Łukasz Madej, piłkarz Górnika.
W Bydgoszczy popisałeś się dwoma podaniami otwierającymi drogę do bramki Zawiszy. Jeśli takich zagrań będzie więcej, to masz szansę zostać królem asyst…
– One cieszą, ale nie są dla mnie najważniejsze. W piłce nie tylko to jest ważne, liczy się przede wszystkim interes zespołu, wygrany mecz, trzy punkty. Te asysty, które swoją drogą dają satysfakcję ani nie powodują, że jestem lepszym piłkarzem, ani nie powodują, że jestem gorszym. Jeszcze raz chciałbym powiedzieć, że jest to dla mnie pozytywne, ale nie najważniejsze.
Co bardziej cieszy Łukasza Madeja? Piękna asysta czy też piękna bramka?
– Trudno powiedzieć, co bardziej cieszy. W mojej opinii jest to przyjemne, że te asysty są. Człowiek cieszy się, że ma to decydujące podanie, że takim zagraniem może wyprowadzić kolegę na dogodną pozycję. A jak już padnie gol, to jest ogromna satysfakcja. To cieszy bardziej, niż zdobywane bramki. Nie ukrywam, że coraz lepiej idzie mi wypracowywanie sytuacji kolegom i jest to bardzo fajne.
W piłkarskim środowisku coraz większą popularność robi określenie „asysty drugiego stopnia”. Jak u Ciebie z tym tak zwanym przedostatnim podaniem?
– W hokeju jest punktacja kanadyjska i zapisywane są dwa podania poprzedzające bramkę. W piłce asysty drugiego stopnia wymyślił Remek Jezierski. I bardzo dobrze, tego typu zagrania są równie ważne, jak asysty. Te podania otwierają drogę do bramki, pomagają w sfinalizowaniu całej akcji. To przede wszystkim wysoka jakość gry w środku pola. W drużynie muszą być także osoby odpowiedzialne za dogranie przedostatniej piłki. Jak szybko policzyłem w tym sezonie mam na koncie 4 asysty drugiego stopnia.
W meczu z Pogonią taką asystą drugiego stopnia popisał się Bartek Iwan. Jego podanie do Ciebie było wysokiej marki, zaś Ty wcale nie musiałeś podawać Mateuszowi Zacharze. Mogłeś sam zakończyć akcję golem, jednak zachowałeś się jak najlepszy kolega. Rozumiem, że solidarność boiskową masz we krwi…
– Zawsze mam to w głowie, że należy dograć piłkę do kolegi, który jest ustawiony w lepszej sytuacji. Zawsze taka myśl mi towarzyszy, gdy dostaję piłkę. Ale to był taki odruch, że szukałem w tym meczu podania, a nie strzału. Może dlatego nigdy nie zostałem królem strzelców. Ale wszystko jeszcze przede mną…
Źródło: gornikzabrze.pl
Foto: Roosevelta81.pl