Leszek Ojrzyński, trener Górnika, w wywiadzie dla Roosevelta81.pl mówi m.in. o tym, że Wielkie Derby Śląska to dla jego drużyny najważniejszy mecz, wątpliwościach związanych ze składem, a także taktyce, którą być może będzie jeszcze „nakreślał” w dniu meczu biorąc pod uwagę warunki pogodowe.
Roosevelta81.pl: Jest pompowanie balonika przed derbami, czy raczej tonuje Pan emocje wśród zawodników?
Leszek Ojrzyński (trener Górnika): – Nie pompuję balonika, my musimy podejść do tego meczu mądrze. Wiemy, że stawka jest duża, bo to spotkanie derbowe. Wiemy również, że jest to otwarcie stadionu i sami byliśmy naocznymi świadkami, jak wielu kibiców stało w kolejkach po bilety, bo chcą zobaczyć piękny obiekt, jak i drużynę. Jest to dla nas najważniejszy mecz i nie ma co tego ukrywać. Nie można jednak wyjść napiętym, przemotywowanym, bo sędzia może szybko wyjąć żółty kartonik, czy później nawet czerwony. Dlatego trzeba uważać, żeby samemu nie strzelić sobie w kolano.
Jak Pan oceni grę Ruchu w meczu z Zagłębiem?
– Ja rywala oceniam tylko na naszych analizach. Uczulam wtedy zawodników na pewne rzeczy w grze przeciwnika, ich mocne i słabe strony. W innych okolicznościach mogę mówić tylko o swojej drużynie. Ruch zawsze był niewygodną drużyną, bardzo zdyscyplinowaną i taką jest także teraz. Mają dodatkowo kilka indywidualności, jak Patryk Lipski. Choć są młodzi, to już swoje pokazali w tej lidze. Do tego dochodzi doświadczenie innych zawodników i to wszystko razem stanowi największą siłę Ruchu.
My po swojej stronie mamy dużo doświadczenia i, mam nadzieję, stadion oraz jego aurę. Chciałoby się mieć większe chęci, choć w takich meczach o to trudno, bo oba zespoły chcą bardzo wygrać i wtedy wychodzi, kto jest sprytniejszy lub decydująca bramka padnie po stałym fragmencie gry, bo tak było w pierwszych moich derbach, gdy przegraliśmy 0:1. Teraz musimy się wystrzegać takich błędów, żeby sprawić sobie święto.
Ostatnio to właśnie bronienie stałych fragmentów gry jest bolączką Górnika. Po każdym rzucie rożnym przeciwnika jest gorąco pod naszą bramką.
– Wtedy w nasze pole karne wchodzą zawodnicy, którzy najlepiej grają głową, i w takich sytuacjach my musimy zachować koncentrację, dyscyplinę i charakter. To są trzy podstawowe rzeczy, które decydują, czy dajesz sobie radę w takich momentach. Czasami nam tego brakuje i tracimy bramki. Nieustannie ćwiczymy na treningach zgranie, sposób w jaki musimy bronić, natomiast w czasie meczu przychodzi chwila dekoncentracji, której potem możemy bardzo żałować. Z tego co pamiętam to w tym sezonie straciliśmy już osiem goli po stałych fragmentach, co dla mnie jest po prostu makabrą. Gdybyśmy wtedy umieli lepiej się zachować, kryć krócej, to teraz mielibyśmy pięć czy siedem punktów więcej i bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji. Taka jest piłka nożna.
Mecz z Cracovią był już czwartym spotkaniem, w którym Górnik stracił bramkę w pierwszych minutach. Można znaleźć jakiś wspólny mianownik do tych goli?
– Każdy przypadek był inny. Jeśli przypomnisz sobie, na przykład, mecz z Koroną, to był to „babol”, po rzucie wolnym niemal z połowy boiska. Natomiast pierwsza bramka Cracovii nie powinna być uznana, bo Bartosz Kapustka zagrywał piłkę ręką. Podobnie jak przy drugim trafieniu, gdy był faulowany Łukasz Madej. Gole zostały jednak zaliczone i nic na to nie możemy poradzić. Ale rzeczywiście, gdyby wrzucić te wszystkie bramki do jednego worka, to można by sądzić, że jest jakieś powiązanie. Ale ja jestem zwolennikiem rozbijania na czynniki pierwsze, na konkretny mecz, bo wtedy całkiem inaczej to wygląda. Każda historia jest inna.
Górnik zbyt odważnie ruszył na Cracovię po stracie pierwszej bramki?
– Zbyt odważnie poszliśmy, ale nie mam o to zastrzeżeń do chłopaków. Pierwsza bramka była bardzo pechowa, bo, jak wspomniałem, był błąd sędziego, jak i nasz błąd, bo Dominik nie powinien dać się ograć, a sam strzał Kapustki również powinien być obroniony. To jest gra błędów i my te błędy w Krakowie popełnialiśmy. Nie lubię jednak grzebać w trupach, jesteśmy już po analizie i mamy przed sobą teraz wyzwanie, z którym musimy sobie poradzić.
W sparingu z Wisłą nie najlepiej zaprezentował się Marcin Oss. To przesądziło, że w Krakowie obok Dancha zobaczyliśmy Szeweluchina?
– Tak, ten mecz spowodował, że szukaliśmy innego rozwiązania. Oss przez cały okres prezentował się dobrze, ale w meczu z Wisła popełnił za dużo błędów, a to był przecież tylko sparing. Dodatkowo nie zna on jeszcze polskiej piłki i nie grał na takich stadionach, przy takich publicznościach, więc postawiliśmy na doświadczonego Szeweluchina. Rozważaliśmy między nim, a Bartoszem Kopaczem, bo rywalizacja na pozycji stopera cały czas trwa. Adam Danch, jeśli jest zdrowy, zawsze gra na maksa i on ma tę pozycję zapewnioną, bo taki charakter jaki on ma, to daj Boże, żeby wszyscy zawodnicy mieli podobny.
W sobotę na boisku oglądaliśmy jednocześnie Mariusza Magierę i Kena Kallaste. Widzi Pan miejsce dla nich obu w składzie na kolejne spotkania?
– Ćwiczymy różne warianty gry, więc może się w przyszłości zdarzyć taka sytuacja. Chcieliśmy też dać Kenowi zadebiutować, bo o te kilka minut będzie z pewnością mądrzejszy. Trochę więcej się spodziewaliśmy, ale trudno. Widać było po nim tremę, bo w okresie przygotowawczym trochę inaczej się poruszał po boisku. Poza tym mo Kenże też grać na skrzydle, bo tak już było w reprezentacji, czy w jego byłych klubach. I właśnie z Cracovią zdecydowaliśmy się wystawić go przed Mariusza, i kto wie, czy nawet w najbliższym meczu nie zobaczymy takiego rozwiązania. Zależy to jednak od sytuacji zdrowotnych.
Zejście Szymona Matuszka w przerwie było spowodowane kontuzją, czy zmianą taktyki?
– Była to zmiana taktyczna. Przegrywaliśmy do przerwy 0:3 i potrzebowaliśmy zawodnika bardziej kreatywnego. Dlatego Olek Kwiek został przesunięty do tyłu, żeby pomóc w konstruowaniu akcji.
Czy można powiedzieć, że Szymon został kozłem ofiarnym tej porażki?
– Absolutnie nie. Wynik determinował na nas pewne rzeczy, w tym zmiany taktyczne. Choć przegrywaliśmy wysoko, to mecz się wcale nie zakończył. Pamiętamy historię, że wynik 0:3 można wciąż wyciągnąć i zrobić swoje. O tym zresztą mówiliśmy w przerwie w szatni, że ten mecz nie jest jeszcze skończony. Dlatego przeprowadziliśmy zmianę, a mogliśmy nawet od razu wpuścić trzech nowych zawodników, ale w naszej sytuacji różnie to bywa. Czasami „Sobol” ma problem, żeby dotrwać mecz do końca i wtedy byłyby większe problemy, gdyby nie było go kim zastąpić.
Jakich zmian można się spodziewać w składzie na mecz z Ruchem?
– Zmiany na pewno będą, a ile ich będzie to jeszcze sami nie wiemy. Niektórzy zawodnicy mają problemy zdrowotne, inni wracają po chorobach, jak Paweł Golański, dlatego na obecną chwilę ciężko powiedzieć kto wybiegnie od pierwszej minuty, a kto znajdzie się na ławce.
W pierwszych Pana Wielkich Derbach Śląska Górnik przegrał. Teraz to jest silniejsza drużyna?
– Personalnie na pewno mocniejsza. Wtedy przystępowaliśmy do derbów po remisie, teraz natomiast jesteśmy po porażce. Początek rundy wiosennej to także wielka nie wiadoma, więc na razie ciężko powiedzieć, czy mocniejsza, czy nie. Nasi zawodnicy powoli przyzwyczajają się do presji, bo być gospodarzem z taką publiką to dla wielu z nich nowość.
To, czy stadion się zapełni na kolejne mecze będzie zależało głównie od drużyny i jej postawy na boisku.
– Wiadomo, że stadion jest piękny i Górnik ma największą ilość kibiców w Polsce i tu na Śląsku zapotrzebowanie na piłkę jest duże. Jednak jeśli zespół będzie grać słabo, to mogą być problemy z zapełnieniem stadionu. Chociaż pamiętam, gdy Górnik grał o utrzymanie, tak jak my teraz, to na mecze przychodziło po 15 tysięcy kibiców. Ludzie pomagali, bo tu są tradycje i zawsze wspierali zespół w ciężkich chwilach. Mam nadzieję, że stadion będzie się zapełniać, ale my musimy dołożyć do tego potężną cegiełkę.
Jak w niedziele zagra Górnik?
– Tak jak powiedziałem, nie wiem jeszcze w jakim składzie wyjdziemy, a to też jest tym zdeterminowane. Niektórzy zawodnicy czują się, na przykład, lepiej w wysokim pressingu, inni gorzej. Takie decyzje będziemy podejmować na bieżąco, a jeszcze nawet w dniu meczu będziemy pewne rzeczy zmieniać. Z tego co słyszałem w niedzielę ma padać deszcz, a nasze boisko jest jakie jest, więc to pogoda może nas zmusić do zmiany planów.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Ewa/Roosevelta81.pl