– Przegraliśmy, ale ja wierzę w opatrzność. To kolejne doświadczenie dla mnie, dla drużyny i należy do tego mądrze podejść, wyciągnąć wnioski – mówi „Sportowi” Leszek Ojrzyński, trener Górnika.
Minął miesiąc pańskiej pracy. Czy widzi pan jej efekty?
Leszek Ojrzyński (trener Górnika): – Coś tam widać, ale jestem rozliczany z punktów. Jest takie mądre powiedzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz, a my go przegraliśmy. Nie mogę być zadowolony, ale trzeba szukać pozytywów. W derbach z Ruchem stworzyliśmy siedem sytuacji, po których mogła paść bramka, wcześniej tak nie było. W jeden z akcji zabrakło 10 centymetrów do szczęścia. Łukasz Madej podał do Maćka Korzyma, ale on niestety nie sięgnął piłki. Takie sytuacje trzeba wykorzystywać. Minął miesiąc, a my wciąż jesteśmy bez wygranej. Na dodatek nasi bezpośredni rywale, jak chociażby Podbeskidzie, punktują.
Porażka w derbach mocno bolała?
– Bolała jak cholera. Inaczej bym się czuł, gdyby rywal był dużo lepszy i gdyby bramka nie padła po takich błędach. Przegrany pojedynek, rykoszet, my asystujemy bezpośrednio przy golu… Mateusz Słodowy podał do gracza Ruchu i to był klops, który zadecydował o tym, że wróciliśmy do Zabrza z pustymi rękoma. Ale już przed pierwszym gwizdkiem dostaliśmy gong. Wypadł nam Radosław Sobolewski. Alek Kwiek to inny typ zawodnika i musiał go szybko zastąpić. Brak „Sobola” był widoczny, bo on jest bardziej aktywny w defensywie. Strzały Zieńczuka, czy Stępińskiego przechodziły przez środek. Radek mógł te akcje przerwać. On całe życie gra w środku pola. Przegraliśmy, ale ja wierzę w opatrzność. To kolejne doświadczenie dla mnie, dla drużyny i należy do tego mądrze podejść, wyciągnąć wnioski.
Zabrzanie nie wygrali 13 spotkań z rzędu. W ciągu ostatnich pięciu lat, jedynie Podbeskidzie, miało po 8 kolejkach tak mizerny bilans, dwóch punktów. Bielszczanie pod wodzą Czesława Michniewicza cudem uratowali ligowy byt. Nie obawia się pan przyszłości?
– Ja myślę o meczu ze Śląskiem i kolejnych najbliższych starciach, a nie o tym co będzie w przyszłym roku, na koniec sezonu. Najbliższe spotkania mogą być dla nas optymistyczne. Na początku października gramy z Legią, ale ja przecież mam świetny bilans w starciu z klubem z Warszawy. Cztery razy grałem z Legią jako gospodarz i za każdym razem wygrywałem! Dwukrotnie, prowadząc Koronę i tyle samo razy jako coach Podbeskidzia. Chciałbym co tydzień grać z Legią, tyle, że u siebie. W Warszawie niestety dostawałem w czapę. Ale zanim do tego starcia dojdzie, chcemy w piątek pokonać Śląsk.
Cała rozmowa w „Sporcie” oraz na www.katowickisport.pl
Źródło: Sport
Foto: Roosevelta81.pl