Górnik Zabrze przegrał z Lechią Gdańsk 0:4. Dla gospodarzy trafiali: Artur Sobiech, Rafał Wolski, Filip Mladenović oraz Flavio Paixao.
Największe niewiadome co do składu Górnika na mecz w Gdańsku dotyczyły dwóch pozycji. Znaki zapytania stawialiśmy przy obsadzie bramki, a także kto, obok Pawła Bochniewicza zagra na środku obrony. Marcin Brosz między słupkami zdecydował się postawić na doświadczenie, czyli Tomasza Loskę. – Zawsze Patrzymy na cały mikrocykl poprzedzający mecz. Przed tygodniem szansę debiutu dostał Daniel Bielica, przeciwko Lechii zagra Tomek – wyjaśniał swój wybór trener zabrzan. Michał Koj natomiast obsadził pozycję stopera. – Michał jest na tyle doświadczonym piłkarzem i już nie raz pomagał nam w trudnej sytuacji, zatem jestem spokojny, że da sobie radę – tak argumentował decyzję o wyborze partnera w defensywie dla Pawła Bochniewicza opiekun przyjezdnych.
Spotkanie Górnika z Lechią poprzedziła minuta ciszy na cześć ofiar w czeskiej kopalni w Karvinie. Zabrzanie mieli także czarne opaski na rękawach. Początkowe minuty meczu ze zdecydowana kontrolą Lechii, która utrzymywała się długo przy piłce oraz konstruując groźne akcje. Dwukrotnie zabrzanom udało się zażegnać niebezpieczeństwo, niestety tylko nieco ponad kwadrans. Wtedy Szymon Żurkowski, już po raz drugi, stracił piłkę w okolicach pola karnego zabrzan z czego skorzystali gospodarze. Wolski przejął futbolówkę, natychmiast oddał na lewo do Haraslima, a ten uderzył z kąta. Loska sparował uderzenie wprost w zaskoczonego Bochniewicza z czego skorzystał Sobiech. Górnik dopiero po 20 minutach wywalczył pierwszy rzut rożny, co było największym zagrożeniem pod bramką Kuciaka. Zabrzanie mieli ogromne problemy z wyprowadzaniem akcji z własnej połowy, mnóstwo strat na własnej połowie. Druga linia gości została całkowicie zdominowana, a napastnicy byli zupełnie niewidoczni, ale i tak Górnik powinien wyrównać. W ciągu kilkudziesięciu sekund goście dwukrotnie wykonywali rzuty rożne. Przy drugiej próbie Wolniewicz znalazł w polu karnym zupełnie nieobstawionego Zapolnika, który uderzył z nabiegu głową, ale niecelnie. Do końca tej części pozostawało 10 minut, a był to pierwszy strzał zabrzan na bramkę Kuciaka. Lechia nie forsowała tempa, bo też nie musiała, goście nie mieli argumentów by na dłużej zagościć z piłką na ich połowie. I tak wyglądała gra już do gwizdka zapraszającego piłkarzy do szatni.
Na drugą połowę nie wyszedł już Marcin Urynowicz w jego miejsce na boisku pojawił się Maciej Ambrosiewicz. Zmiana ta miała nie tylko zastąpienie niewidocznego Uryna, ale także zrównoważenie dysproporcji w centralnych sektorach, gdzie lechiści zupełnie dominowali do przerwy. Zaczęło się od złych interwencji Bochniewicza. Przy pierwszej sytuacji mógł sobie pomóc ręką przy opanowywaniu piłki, jednak sędzia zdecydowanym gestem pokazał, aby grać dalej. Drugi błąd przyniósł konsekwencje w postaci gola dla Lechii. Długo lecąca w pole karne futbolówka zostaje wybita przez stopera Górnika wprost pod nogi Wolskiego, który bezlitośnie wykorzystuje okazję. Kilkanaście sekund później było już po wszystkim. Adrian Gryszkiewicz będąc sam z piłką na wysokości szesnastki gospodarzy, podaje wprost pod nogi jednego z gdańszczan. Ten błyskawicznym podaniem uruchamia Sobiecha, którego nie powstrzymuje Bochniewicz. Zawodnik gospodarzy zagrywa na drugą stronę do Mladenovića, który nie niepokojony (gdzie był Wolniewicz?) nie daje szans Losce. Od tego momentu można było się zastanawiać z jakim bagażem goli wrócą na Śląsk piłkarze Marcina Brosza. Tymczasem tempo gry spadło wskutek wyhamowania Lechii, ale i tak gospodarze zdobyli kolejną bramkę. Po rzucie rożnym Loska fatalnie interweniuje, efektem czego czwarte trafienie lidera ekstraklasy, autorem – Flvio Paixao. Potem mieliśmy pokaz fajerwerków w wykonaniu fanów gospodarzy, a co za tym idzie, przymusową przerwę w grze. Po jej wznowieniu zawody wyglądały jakby obie drużyny czekały na końcowy gwizdek. Gospodarze mogli już przecież świętować panowanie w lidze, zabrzanie chcieliby już zapomnieć o rundzie jesiennej 2018 roku. Arbiter pomimo „piro-przerwy” doliczył zaledwie tylko trzy minuty, czym skrócił nasze cierpienia.
Przed spotkaniem można było mieć nadzieje na wydostanie się ze strefy spadkowej, warunkiem musiało być zwycięstwo. Jak się okazało były to tylko pobożne życzenia i podobnie, jak wiele razy tej jesieni Górnik nie sprostał oczekiwaniom kibiców. Podsumowanie sobotniej klęski na Energa Arenie w Gdańsku zamykamy w krótkiej frazie – Jaka runda, taki koniec. Zabrzanie przerwę zimową spędzą na przedostatnim miejscu i czekać ich będzie ciężka walka o pozostanie w lidze. Teraz czas na krótką przerwę, a już wkrótce rozpoczną się przygotowania do wiosennej rundy Lotto Ekstraklasy.
Lechia Gdańsk – Górnik Zabrze 4:0 (1:0)
1:0 – Sobiech, 14′
2:0 – Wolski, 51′
3:0 – Mladenović, 55′
4:0 – F. Paixao, 73′
Lechia Gdańsk: Kuciak – Mladenović, Augustyn, Nalepa, Nunes, Kubicki, Makowski, Wolski (64′ Michalak), Haraslín (82′ Egy Maulana Vikri), Flávio Paixão, Sobiech (70′ Arak)
Rezerwowi: Alomerović, Vitória, Fila, Lipski, Egy Maulana Vikri, Michalak, Arak
Trener: Piotr Stokowiec
Górnik: Loska – Gryszkiewicz, Bochniewicz, Koj, Wolniewicz, Jimenez, Żurkowski, Matuszek (82′ Ryczkowski), Zapolnik (67′ Ł. Wolsztyński), Urynowicz (46′ Ambrosiewicz), Angulo
Rezerwowi: Bielica – Michalski, Ambrosiewicz, Liszka, Nowak, Ryczkowski, Ł. Wolsztyński
Trener: Marcin Brosz
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń)
Żółte Kartki: Wolski – Wolniewicz, Matuszek
Widzów: 9057
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl