Wszyscy oczekiwaliśmy zupełnie innego występu naszej drużyny w 103 Wielkich Derbach Śląska. Zabrakło iskry, pomysłu, prawie wszystkiego. Remis, który kibice rywali braliby przed meczem w ciemno, jest dla nich rozczarowaniem, a dla nas złością, bo nie tak to miało wyglądać.
Kolejny raz, po tym jak na konta piłkarzy wpłynęły pieniądze, drużyna gra słabo. Nie doszukiwałbym się tutaj jednak żadnej teorii spiskowej, ale tak niestety w ostatnich miesiącach, czy też latach, często bywało. Choć jestem pierwszy, który będzie bronił Roberta Warzychę, chwalił jego pracę wykonywaną w Zabrzu, to jednak trzeba przyznać, że to kolejne spotkanie u siebie zmarnowane przez nieodpowiednie decyzje personalne, czy też taktyczne.
Skoro cały czas głównie graliśmy trójką obrońców, to raczej nie powinniśmy robić eksperymentów w spotkaniu derbowym i zaczynać gry czwórką. Wiem, że było to już zmieniane w trakcie wcześniejszych gier, ale powinniśmy trzymać się tego, co wcześniej dawało dobre efekty. Taka zmiana od razu ustawiła piłkarzy pod względem psychologicznym, że „dawaliśmy ciała”, więc trzeba namieszać. Niestety personalnie obrona praktycznie pozostała bez zmian, a Augustyn z Szeweluchinem „dołożyli do pieca” i sprezentowali gola rywalom. „To już chyba piąty mecz Augustyna tej wiosny, w którym robi błędy gorsze od juniora” – usłyszałem w rozmowie z jednym z kibiców. Aż dziw bierze, co się stało z piłkarzem, który jesienią był pretendentem do gry w reprezentacji Polski?
Kolejną sprawą jest brak napastnika. Wojtek Łuczak, niestety, nie tylko nie strzela goli, ale w ostatnich spotkaniach jest kompletnie bezproduktywny. Co więcej, z Ruchem zmarnował stuprocentową sytuację, gdzie musiał wyłożyć piłkę do jednego z partnerów, a „napalił się” na zdobycie bramki i wyszło jak wyszło, czyli beznadziejnie. Schodzącego z murawy Wojtka żegnały gwizdy ze strony kibiców. Mimo wszystko, nie powinno się tak traktować swojego piłkarza, a raczej wspierać, bo jesteśmy z drużyną na dobre i na złe, a nie sądzę, aby Wojtek koniecznie chciał słabo grać. Jego zmiennik, będący typowym napastnikiem Szymon Skryzpczak, już po kilku minutach zachował się jak rasowy snajper i był bliski strzelenia gola głową. Być może warto byłoby wypróbować go od początku? Oczywiście, że może być jeszcze większy „niewypał”, ale na swoją szansę na pewno zasłużył, a raczej słabiej niż ostatnio Łuczak chyba nie zagra. Wojtkowki przerwa, czy też wejście z rezerwy może dobrze zrobić.
Już nie chcę mi się liczyć, ile meczów u siebie nie wygraliśmy. Jest to mało istotne, bo liczy się tylko tabela. Jeśli za 4 kolejki nadal będziemy w jej górnej części, to będzie można odtrąbić sukces. W innym wypadku? Czeka nas stresująca walka o utrzymanie, choć mam jakoś przekonanie, że jej unikniemy. Nawet, jeśli na przykład zremisujemy cztery pozostałe spotkanie, choć trzy punkty potrzebne są nam ja tlen. Nasz rozkład jazdy jest taki, że teoretycznie powinniśmy wygrać z każdym, może za wyjątkiem ostatniego spotkania. Zagramy kolejno z Wisłą (wyjazd), Bełchatowem (dom), Pogonią (w) i Zawiszą (d). Ścisk w tabeli jest masakryczny, każdy gubi punkty, a my je ciułamy tak wolno, jak to tylko możliwe. Niby brakuje nam niewiele do pewnego miejsca w pierwszej ósemce, a jednak tak daleko. Ewentualne kolejne remisy, to igranie z ogniem, a od zabawy z zapałkami można sobie poparzyć palce, choć z poparzonymi łapami również możemy się utrzymać. Te cztery najbliższe spotkania, a śmiem twierdzić, że nawet dwa, będą decydujące w kontekście naszego losu w obecnych rozgrywkach. Cztery punkty zdobyte z Wisłą i Bełchatowem powinny dać nam spokój, ale boję się, że do końca możemy nic nie wygrać. Dlaczego? Bo jesteśmy katastrofalni w defensywie. Jedyny mecz „na zero z tyłu” zagraliśmy w Łęcznej, kiedy to Błażej Augustyn pauzował za kartki. Przypadek? Być może, ale trzeba coś zrobić, aby zakończyć passę prezentów dla rywali, bo na razie rozdajemy je jak mikołaj dla dzieci w przedszkolu. W Krakowie może w końcu zagramy w optymalnym zestawieniu i uda się zwyciężyć. Oby, bo jest to bardziej prawdopodobne niż triumf u siebie. Wierzę też w gorący doping w piątkowy wieczór Torcidy, który poniesie naszych do zwycięstwa i oszczędzi nam to nerwowej końcówki sezonu.
TEKSTY PUBLIKOWANE W DZIALE “OKIEM ŻABOLA” SĄ PRYWATNYMI OPINIAMI AUTORA