Jan Żurek: Louis Górnika ma w sercu, ale ciężko wejść w buty takiego ojca

eMZet  -  25 września 2024 09:15
1
8260

Doświadczony szkoleniowiec Jan Żurek w rozmowie z serwisem Roosevelta81.pl opowiada m.in. o Śląskim Klasyku pomiędzy Górnikiem a GieKSą, wspomina okoliczności zwycięstwa Trójkolorowych przy Łazienkowskiej sprzed 16 lat oraz zdradza czy widzi szanse na to, że Louis Podolski pójdzie w ślady Włodzimierza Lubańskiego i jako nastolatek zadebiutuje w barwach 14-krotnych mistrzów Polski.

Jesteśmy kilka dni po Śląskim Szlagierze. Pierwszym na boiskach Ekstraklasy od 19 lat…

– Trochę na ten powrót GKS-u Katowice do Ekstraklasy czekaliśmy, ale dużo się przez te wszystkie lata działo. GieKSa miała swoje problemy na wielu płaszczyznach. I sportowej, i organizacyjnej. Nie jest łatwo wrócić do Ekstraklasy. Wiele, nawet bardziej utytułowanych klubów się o tym przekonało. Chociażby Wisła Kraków, która nie umie wrócić na salony. O powrocie GieKSy przesądziła kapitalna wiosna, w trakcie której drużyna praktycznie jeńców nie brała.

GKS Katowice wrócił na należne sobie miejsce w hierarchii polskiej piłki.

– GieKSa wróciła jako bardzo poukładany klub. Ma bardzo oddanych kibiców, w Katowicach buduje się nowy stadion, a klub ma do dyspozycji obiekty na naprawdę wysokim poziomie. Prezydent Krupa jest bardzo dobrym gospodarzem, który ustanowił GKS Katowice klubem wielosekcyjnym. To popchnęło rozwój klubu do przodu, bo Katowice – a mówimy o bardzo dużym mieście – mają wszystkie kluczowe dyscypliny skupione pod jednym herbem. Kiedyś z Bukową były duże problemy, bo jak wiemy, część stadionu leży w Chorzowie. To wykluczało jakiekolwiek inwestycje w ten obiekt. Cały czas ten klub jest mi bliski, pracowałem w nim kilka razy, żyję jego życiem i cieszę się, że ma się coraz lepiej.

Piłkarsko Śląski Klasyk Pana zadowolił?

– Górnik potrzebował trzech punktów i to było bardzo dla nas ważne. Świetny mecz zagrała drużyna, świetny był ”Poldi”. To jest lider, taki z prawdziwego zdarzenia. To, co zrobił, to było coś pięknego. Przede wszystkim jednak, to było święto dla kibiców. Ja na meczu byłem z rodziną i siedziałem wśród kibiców Górnika. Dzięki temu namacalnie mogłem poczuć, jak kapitalna była atmosfera tego spotkania. Górnik wygrał i było to zwycięstwo w pełni zasłużone, tutaj nie ma co wiele mówić.

Jako trener prowadził Pan GKS Katowice w meczu przeciwko Górnikowi, który zakończył się zwycięstwem 3:1 i był milowym krokiem do ostatniego – jak dotąd – awansu katowickiego klubu do europejskich pucharów.

– Pamiętam to doskonale. My w tamtym sezonie dwa razy wygraliśmy z Górnikiem. Najpierw u siebie 2:0, potem w Zabrzu 3:1. Punkty z Górnikiem u siebie straciła z kolei Legia, którą finalnie o jeden punkt w walce o podium i miejsce w europejskich pucharach wyprzedziliśmy. Wcześniej kibice Górnika i GKS-u nie darzyli się sympatią. Kiedy przyszedłem na Bukową, długo kibice traktowali mnie z dystansem. Dopiero po pierwszym zwycięstwie nad Górnikiem u siebie kibice przyszli i powiedzieli: ”No, teraz to my mamy do trenera szacunek”. Pracę w Katowicach zacząłem w maju, a to była druga połowa października. Tak to już jest w piłce, że niezależnie gdzie pracujesz, musisz sobie zapracować na zaufanie i szacunek. Dla mnie takim przełomowymi momentami były właśnie te dwa zwycięstwa nad Górnikiem, który był „moim” klubem, ale wyżej musiałem postawić interes prowadzonej przeze mnie GieKSy.

Organizacyjnie GKS Katowice nie należał wtedy, do hegemonów. W klubie było wówczas biednie i miejsce na podium na koniec sezonu było wielkim sukcesem.

– Byliśmy naprawdę biednym klubem i to, co my wtedy zrobiliśmy z drużyną, to był kosmos. Mieliśmy wąską kadrę, w klubie płacili raz na kwartał. Szatnia była jednak bardzo zgrana, czuć było ducha tej drużyny. To nam dało tak wielki jak na tamte czasy sukces. Zresztą potem wielu zawodników z tej drużyny zrobiło większe kariery w polskich i zagranicznych klubach.

Po szlagierze z GieKSą Górnika czeka ligowy szlagier z Legią Warszawa. Wcześniej jednak zagramy z Radomiakiem Radom w pierwszej rundzie Pucharu Polski.

– Stara maksyma mówi, że ”puchary rządzą się swoimi prawami”. To nie będzie łatwy mecz, tym bardziej, że Radomiak wygrał z Koroną i jest w gazie. Mam nadzieję, że kibice dopiszą na ten mecz i atmosfera na trybunach będzie znowu bardzo dobra. Spodziewam się kolejnego dobrego spotkania. W Pucharze Polski można się pokazać i wywalczyć awans do europejskich pucharów. Ranga tych rozgrywek jest coraz większa i liczę, że Górnik pokaże się w tej edycji z dobrej strony.

Miejmy nadzieję, że sprawa awansu zamknie się w 90 minutach, bo dogrywka to przed meczem w Warszawie nikomu niepotrzebny dodatek.

– To jest gdybanie. Jestem wychowankiem Górnika, długo Górnika trenowałem i dla mnie najważniejszy jest Górnik. Przede wszystkim chciałbym, żeby ten mecz zakończył się naszym zwycięstwem. A czy wydarzy się to w regulaminowym czasie gry, czy potrzebna będzie dogrywka, to już nie jest tak bardzo istotne. Przed meczem z GieKSą odwiedziłem chłopaków, życzyłem im zwycięstwa, bo to był bardzo ważny mecz. Po końcowym gwizdku składałem im gratulacje i życzenia, usłyszałem: ”Trenerze, proszę przyjść przed Legią znowu” (śmiech). Zwycięstwo jest ponad wszystko, jest najważniejsze.

Jak dobrą pamięć ma Jan Żurek?

– Nie wszystkie mecze i nie wszystkich zawodników pamiętam. Cieszy to, że wielu moich zawodników, których prowadziłem jest dziś trenerami. Zresztą nawet Jasiu Urban czy Michał Probierz byli swego czasu pod moimi skrzydłami. Dziś skupiam się na nauce nazwisk tych maluchów, którzy grają w naszej Akademii. Dla wielu z nich to przełomowy moment, bo wchodzą na duże boisko i zaczynają grać jedenastu na jedenastu. No, ale co chce mi Pan przypomnieć?

18 października 1998 roku. Co się wtedy wydarzyło?

– Teraz mnie Pan zastrzelił (śmiech). No nie wiem, nie pamiętam…

Legia Warszawa – Górnik Zabrze 0:1. Bramka Tomasza Sobczaka w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry.

– Nooo taaaak… Tym meczem żyliśmy przez długi czas, bo to było ostatnie zwycięstwo Górnika w Warszawie na długie, długie lata. Tak naprawdę dopiero cztery lata temu udało nam się ponownie z Legią na jej boisku wygrać.

Jak Pan wspomina tamtejszą rywalizację z Legią?

– Nam dobrze szło z tym rywalem. Zresztą, mnie wychowanego w Zabrzu zawsze uczono, że mecze z Legią i Ruchem, to jest coś innego niż zwykłe spotkanie o punkty. Tutaj nie trzeba było dodatkowo motywować zawodników czy budować specjalnej atmosfery, bo ona sama się tworzyła. Drużynę tworzyli wtedy chłopaki z Zabrza i najbliższej okolicy, stąd oni tę rangę doskonale znali. To była zawsze bitwa, pełny stadion. Obojętnie, czy była pogoda czy padał deszcz. Zawsze ciężko się grało, ale wygrać na Legii, to zawsze było coś. Tamten mecz pamiętam bardzo dobrze. Bramkę zdobyliśmy po rzucie rożnym.

Wcześniej Tomasz Sobczak zmarnował sytuację sam na sam. Grzegorz Szamotulski sparował piłkę na rzut rożny właśnie…

– Pamiętam, że przed tym rożnym kibice Legii robili wszystko, żeby nas zdekoncentrować. Mieli wtedy taką słynną, drewnianą trybunę. Napieprzali w te deski czym tylko mogli, żebyśmy nie zdobyli bramki po tej akcji. A może mieliby potem okazję do kontry i Legia by ten mecz wygrała…

Wygrał jednak Górnik, a po końcowym gwizdku żegnały zawodników z Zabrza latające w ich kierunku drewniane sztachety, wyrwane z podłogi trybuny.

– Tak, było ostro (śmiech). Najwięcej frajdy z naszego zwycięstwa miał ówczesny prezes Górnika, Stanisław Płoskoń. Kibice Legii wywiesili dedykowany jego osobie brzydki transparent [zamiast konia bij Płoskonia – przyp. red.], który miał go obrazić, a on po meczu był taki szczęśliwy, że powiedział, że chce ten transparent kupić (śmiech). Był niewątpliwie oryginalnym człowiekiem (śmiech).

W 69. minucie gry na boisku pojawił się w barwach Górnika Marcin Brosz, który dwanaście lat później Pana sukces powtórzył i wygrał przy Łazienkowskiej.

– Historia zatoczyła piękne koło. Marcina Brosza ściągałem do Górnika z Szombierek. To był zawsze cichy, ale bardzo pracowity chłopak. Praca z nim, to była czysta przyjemność. Zresztą jest dziś bardzo dobrym trenerem. Zwycięstwo prowadzonego przez niego Górnika w Warszawie także bardzo mnie ucieszyło. Jak każde zwycięstwo Górnika, ze wskazaniem na mecze z Legią i Ruchem, które są świętą wojną.

Pana zdaniem w najbliższym szlagierze przy Łazienkowskiej Górnik będzie w stanie powalczyć o całą pulę? Legia zdaje się mieć na dziś większe problemy od naszej drużyny.

– Z każdym można wygrać. Każdy mecz, to inny duch. W klubie wszyscy są zadowoleni, gdy Górnik wygra mecz. Wszyscy są uśmiechnięci, mają buźki pełne empatii. Naprawdę. Klub to wielka machina, ale nie da się ukryć, że pierwsza drużyna to zawsze oczko w głowie. Zwycięstwa budują, a porażki uczą. Bez porażek nie ma zwycięstw. Trzeba swoje przegrać, czasami nawet wysoko, żeby potem ta porażka przekuła się w remis albo zwycięstwo.

Legia przegrała dwa ostatnie mecze. Goncalo Feio jest podobno na wylocie…

– No i brawo. My naprawdę umieliśmy już w Warszawie wygrywać. Mnie się udało, Marcinowi Broszowi. Niech Jasiu Urban też tego dokona. On Legii też ma coś do udowodnienia. Wygrać na Łazienkowskiej, to jest zawsze fajnie.

Wspominał Pan wcześniej o Akademii Górnika Zabrze. Jest tam wiele młodych talentów, które mogłyby w przyszłości zasilić pierwszą drużynę.

– Mamy wielu młodych, utalentowanych zawodników, którzy codziennie ciężko pracują na swoją szansę. Wszystko musi być poparte ciężką, systematyczną pracą. Coraz więcej młodych zawodników trafia do kadry pierwszej drużyny i to bardzo budujące. Ci młodzi chłopcy widzą, że ich marzenia są na wyciągnięcie ręki, a my mamy za zadanie pomóc im w ich realizacji. 

Ostatnio jeden młody zawodnik dość mocno się rozstrzelał. Można powiedzieć, że i stary strzela, i młody. Panowie Podolscy rządzą w Górniku.

– (śmiech) Louis to bardzo fajny chłopak. Otwarty, uśmiechnięty, ale też bardzo dobrze wychowany. Wchodzi powoli do wieku juniorskiego. Na pewno jest inny niż ”Poldi”, czasami ciężko wejść w buty takiego ojca. Często rozmawiamy, staram się mu podpowiadać pewne rzeczy. Jak w ostatnim meczu strzelił tego hat-trika, to się nawet ucieszyłem. Przyjechał na mecz jego tata, był też dziadek. On wszedł na boisko w drugiej połowie i strzelił trzy bramki. Mógł dołożyć nawet czwartą, ale źle uderzył piłkę. Można się cieszyć, że w Górniku dobrze się odnajduje i Lukas Podolski i jego syn. Kto wie, jeżeli ten chłopak będzie nadal tak się rozwijał i będzie czynił takie postępy, on w sercu Górnika ma.

Myśli Pan, że dożyjemy takiego spotkania, kiedy schodzącego z boiska Lukasa Podolskiego zmieni Louis Podolski?

– (śmiech) Wszystko się może zdarzyć. Wiem, że dziennikarzom ten temat się bardzo podoba, bo już kilku Pana kolegów mnie o to pytało. Myślę, że powinniśmy zachować chłodne głowy. To wciąż bardzo młody chłopak, z rocznika 2008. Pozwólmy mu spokojnie się rozwijać. Potencjał na pewno ma, bo zdobycie trzech bramek w ciągu jednej połowy nie zdarza się często. Trzeba jednak dać mu czas i dużo cierpliwości.

Jak ”Poldi” reaguje na występy syna na boisku?

– Mnie się bardzo jego podejście podoba. On nie chce robić wokół chłopaka zbędnego szumu, próbuje ściągać z niego ciśnienie. Na pewno wszyscy sobie życzymy – zarówno rodzice, jak pracownicy Akademii i klubu – żeby Louis poszedł jak najwyżej, żeby wyciągnął ze swojej kariery maksimum.

Tam też lewa noga jest zabójcza?

– Tutaj dominująca jest prawa noga, czyli odwrotnie jak ”Poldi”. Trzeba jednak przyznać, że ma dobre uderzenie z tej prawej nogi. Widać, że jest bardzo pracowity. Chodzi na dodatkowe zajęcia, chce się rozwijać. To na pewno zaprocentuje. Obecnie jest w takim wieku, że wchodzi do poważnej gry. Strzelił trzy bramki Arce Gdynia, a to nie jest takie proste. Ma instynkt strzelecki i ciąg na bramkę. Potencjał na pewno jest duży.

Widzi Pan szansę na debiut Louisa w Ekstraklasie już w tym sezonie? Włodzimierz Lubański w tym wieku zaczynał…

– Każdy zawodnik jest inny. Nie wystarczy mieć tylko umiejętności, ale trzeba mieć też fizyczność. Ja w Akademii Górnika Zabrze prowadziłem Darka Stalmacha, który debiutował jeszcze wcześniej niż Włodek Lubański. On jednak fizycznie był na ten debiut gotowy. Miał sylwetkę młodego mężczyzny. Różnie się to układa, naprawdę. Trzeba być cierpliwym, obserwować, dobrze zawodnika budować. Zresztą sam zawodnik musi też tego chcieć. Pracować mądrze i słuchać porad trenerów. Jeżeli chcesz być artystą, bo dzisiaj trzeba być artystą, żeby grać na najwyższym poziomie, musisz to obudować ciężką pracą.

Umiejętności to jedno, a głowa to drugie. Tutaj musi być harmonia.

– My staramy się tym chłopakom pomagać. Zawsze jak przechodzą z młodszych roczników do Centralnej Ligi Juniorów z nimi rozmawiamy. Chcemy wiedzieć, jakie mają cele i co chcą osiągnąć. Jeżeli ktoś chce być mistrzem, musi się poświęcić. Popracować nie godzinę, a kilka godzin. Nie każdemu to się uda i nie każdy zostanie potem czołowym piłkarzem w Polsce. Nam jednak zależy na tym, żeby każdy z tych chłopaków, bez względu czy im się uda czy nie, mógł sobie powiedzieć, że dał z siebie wszystko. Te drogi są kręte i nie zawsze jest łatwo. Ale warto, bo to coś niesamowitego zagrać kiedyś przy pełnych trybunach. Zwłaszcza, kiedy gra się dla tak fantastycznych kibiców, jak nasi kibice w Zabrzu. Wielu z tych chłopaków chodzi na mecze i widzi jak ten stadion żyje. Mają marzenia, żeby być częścią tej drużyny. A marzenia są po to, żeby je spełniać.

Graj i wygrywaj z nami na betcris.pl

Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl

Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments

„Całuśnik”