Scenariusz meczu Górnik – Korona znamy już teraz. Goście ustawią podwójne zasieki w swoim polu karnym, natomiast gospodarze będą próbowali się przez nie przebić. Czy stać na to zabrzan? Ostatnie spotkania na to nie wskazują. Ale innego wyjścia nie ma, bo to ostatni dzwonek dla zespołu Leszka Ojrzyńskiego, aby zacząć punktować.
Przebieg niedzielnego meczu przewidujemy głównie dzięki Koronie. Od początku sezonu ekipa Marcina Brosza na wyjazdach gra tak samo – zamurować dostęp do swojej bramki i czekać na okazję do kontrataku. Kielczanie ten sposób gry opanowali do perfekcji, o czym świadczy choćby wygrana w Warszawie z Legią. A także statystyki, bo w siedmiu wyjazdowych meczach Korona straciła tylko jednego gola, na dodatek z rzutu karnego. Nie ma więc co się pocieszać ich ostatnią porażką na własnych stadionie, bo o ile tam kielczanie wyglądają słabo, to w delegacjach są jednym z najgroźniejszych zespołów w lidze.
Górnik zaczyna dzisiaj maraton, składający się z czterech meczów z rzędu na Roosevelta. Jeśli teraz zabrzanie nie zaczną wygrywać, to widmo spadku zacznie być naprawdę bardzo realnie. Ale czy stać na to ludzi Leszka Ojrzyńskiego? Niby „Trójkolorowi” zagrali niezły mecz w Szczecinie, ale tu jest podobnie jak w przypadku Korony. Jeśli Górnik może oddać inicjatywę przeciwnikowi i skupić się na kontrach, to wygląda to nie najgorzej. Ale zdecydowanie mizerniej wygląda sytuacja, gdy grę mają prowadzić zabrzanie. Widzieliśmy to w meczu z Podbeskidziem, gdzie każda strefa Górnika żyła swoim życiem, a wtedy o kontry rywali najłatwiej.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl