Na sparingowe spotkanie Górnika Zabrze z Karpatami Lwów przyszły tłumy. Kiedy na trybunach było już 999 osób klub postanowił zamknąć bramy i wielu rozgoryczonych fanów miało nie zobaczyć meczu. – Spotkanie nie miało charakteru imprezy masowej – tłumaczy Roosevelta81.pl Tomasz Milewski, dyrektor ds. bezpieczeństwa naszego klubu.
Roosevelta81.pl: Proszę ocenić całą sytuację, co działo się pod stadionem w czasie sparingu Górnika z Karpatami?
Tomasz Milewski (dyrektor ds. bezpieczeństwa): – Spotkanie nie miało charakteru imprezy masowej, dlatego liczba widzów musiała być ograniczona do 999 osób. Wysłaliśmy do mediów informację o tym, ale przyszło i tak więcej osób. Złożyliśmy ogólny wniosek do Urzędu Miasta o organizację imprez masowych na Arenie Zabrze, lecz cała procedura trwa miesiąc i na dzień dzisiejszy nie mamy jeszcze decyzji. Jest to od nas niezależne. Choć sam jestem kibicem i rozumiem ich frustrację, ale Dura lex, sed lex, czyli twarde prawo, ale prawo. Gdybyśmy wpuścili więcej osób po prostu złamalibyśmy je.
Mógłby Pan powiedzieć co zaszło pod bramami? Wiemy że były jakieś incydenty.
– Tak, kiedy liczba kibiców osiągnęła wspomniany wcześniej limit, resztę osób przeprosiliśmy i poinformowaliśmy, że zgodnie z obowiązującymi przepisami nie możemy już nikogo więcej wpuścić. Wtedy w stronę ochrony poleciały wyzwiska, butelki z napojami. Na poprzednie sparingi w Zabrzu, rozgrywane w sobotę, przychodziło maksymalnie 450 osób, a teraz, mimo poniedziałku i wczesnej godziny, pojawiło się ponad 1000 osób.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl