Jak jedno zdanie może zmienić spostrzeganie człowieka, pokazuje Roman Gergel. Wystarczyło, że lubiany w Zabrzu Słowak głośno powiedział o chęci odejścia z Górnika, by kibice znaleźli w nim sobie niemalże wroga. Czy mimo tego jeszcze za nim zatęsknią?
Wypowiadając te słowa Gergel pewnie nie zdawał sobie sprawy, jakim odbiją się one echem. Nawet, jeśli w jakimś stopniu związał się emocjonalnie z Górnikiem i kibicami, to nasz klub traktował tylko, jako kolejnego pracodawcę. Naturalne jest więc, że swój interes stawiał na pierwszym miejscu. A, że gra w I lidze nie jest spełnieniem jego marzeń, postanowił odejść z Górnika. Dla niego było to na tyle oczywiste, że nie widział powodów, by nie podzielić się tym z światem.
Kibice odebrali to inaczej. Przede wszystkim nie byli przyzwyczajeni do takiej szczerości. W podobnych sytuacjach piłkarze wolą klakierować fanom, niż zdradzać swoje prawdziwe zamiary. Z ich perspektywy była to zdrada. Na Gergela patrzono, więc od tego sezonu krytycznie. Każdy słaby występ był pretekstem do kolejnych nieprzychylnych opinii. Kibice nie mieli wątpliwości, że Słowak myślami jest już daleko od Zabrza, nawet, jeśli statystki zupełnie temu przeczyły. Mało, kto pamiętał już o jego fantastycznym występie z Piastem Gliwice, gdy zdobył cztery bramki. Częściej za to przedstawiano Romana, jako tego, który w Niecieczy zmarnował sytuację, na wagę utrzymania Górnika w Ekstraklasie.
Fani chcieli widzieć w Gergelu gorszego piłkarza, by łatwiej można było pogodzić się z jego odejściem. Ten był jednak kluczowym, jeśli nie powiedzieć nie najlepszym piłkarzem Górnika. Nawet, jeśli w tym sezonie grał poniżej oczekiwań, to wciąż cała ofensywa spoczywała na nim. Dosłownie, bo Słowak brał udział przy wszystkich bramkach Górnika, notując trzy gole i dwie asysty. To z resztą liczby najbardziej bronią Romana. Od czasów Prejuca Nakoulmy nie było w Zabrzu zawodnika, który miałby równie solidne statystyki. Nie można wykluczyć, że byłyby jeszcze lepsze, bo w swoim pierwszym sezonie Gergel grał, jako wahadłowy, co w mocnym stopniu ograniczało jego grę w ofensywie.
[youtube id=”n5qxCtQZMPE”]
Prejuce Nakoulma: 92 meczów w barwach Górnika – 24 gole, 12 asyst
Roman Gergel: 81 meczów w barwach Górnika – 19 goli, 11 asyst
Suche statystyki to jedno, ale krytyka Gergela była także po części słuszna. W tym sezonie zdarzały mu się bardzo słabe występy, kiedy bywał zupełnie niewidoczny na boisku. Może byłyby nawet podstawy, by łączyć je z chęcią transferu, gdyby nie to, że z tym problemem Gergel boryka się już od początku pobytu w Zabrzu. Słowak nigdy nie potrafił ustabilizować swojej formy. W jednym meczu mógł poprowadzić Górnika do zwycięstwa, by w kolejnym zagrać nie tyle słabo, co zostać wręcz antybohaterem spotkania. Można wymienić przynajmniej kilka przykładów, jak choćby ostatni mecz w Kielcach, gdy zawinił przy dwóch golach dla gospodarzy. Ale to być może wyjaśnia nam też, czemu Roman gra tylko w Polsce, a nie na zachodzie.
Gergel mógł irytować swoimi wahaniami formy. To różniło go w poprzednich latach choćby od Łukasza Madeja, czy w obecnym sezonie od Dawida Plizgi. Im rzadko zdarzało się schodzić poniżej solidnego poziomu. Nawet, jeśli gra się nie kleiła, potrafili rozruszać ofensywę Górnika. Słowakowi często brakowało tej witalności na boisku. Ale Roman nie musiał być efektowny. Gdy trzeba było pokazać klasę, wystarczyło, by zrobił użytek ze swojej prawej stopy. To właśnie różniło Gergela od Plizgi i Madeja. W kluczowych momentach potrafił zrobić różnicę, która decydowała o całym spotkaniu. Taką kluczową sytuację miał w Niecieczy i ją zmarnował. Ale gdyby nie jego wcześniejsze bramki i asysty, Górnik nie biłby się wcale do ostatniej kolejki o utrzymanie.
Czy kibice będą tęsknić za Gergelem? Będą. W ostatnich latach nie było lepszego piłkarza w Zabrzu.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl