Ciekawostki z lamusa: Górnik Zabrze w latach 1956-1960

0
2842

Rozpoczynamy nowy cykl, w ramach którego chcieli byśmy przybliżyć historię Górnika Zabrze w formie krótkich ciekawostek. Czerpać je będziemy z książki „Górnik Zabrze – dzieje legendy” autorstwa Andrzeja Gowarzewskiego.

W tym odcinku przypomnimy historie, które wydarzyły się w latach 1956-1960, czyli na samym początku historii zabrzańskiego klubu.


Pierwsze – wygrane, remisy, porażki. Także klęski, jak przegrana z Wisłą aż 1:7, choć do przerwy godził obu rywali remis 1:1 – to do dziś najwyższa porażka w lidze. Ta sama Wisła przegrała z Legią aż 0:12, a Górnik pokonał w rewanżu legionistów 3:2.

Jak widać najwyższa klasa rozgrywkowa w Polsce była zawsze nieprzewidywalna.


Od początku 1956 roku grał w Górniku obrońca Henryk Hajduk – mistrz Polski w barwach Ruchu. wicemistrz z krakowskim Wawelem, a potem piłkarz Legii. Miał słaby wzrok, więc występował w okularach.
– Kiedyś w czasie meczu z Ruchem okulary wpadły mi do śnieżnej zaspy. Pomagali mi ich szukać piłkarze obu drużyn – opowiadał piłkarz.

W środku Henryk Hajduk.

W maju 1957 zapisano też w statucie, że kolorami klubu są: BIAŁY, CZERWONY i NIEBIESKI, znaczek jest w kolorach własnych, w postaci młotków górniczych, zaś flaga to kolor biały i czerwony przedzielone pasem niebieskiego. Ten statutowy zapis ma w sobie sprzeczność, no szyk barw w jednym miejscu jest nieco inny niż w drugim. Kiedy i dlaczego zmieniono klubowe barwy, ustawiając je w szyku biały, niebieski, czerwony – nie wiemy.


W 1957 roku do Górnika trafili dwaj reprezentacyjni piłkarze, Ernest Pohl i Zygmunt Kowal. W Zabrzu miał wtedy zjawić się również trzeci czołowy zawodnik Legii, Lucjan Brychczy. Czekało już nawet na niego mieszkanie. Wojskowe władze nie puściły go jednak, obiecując, że uczynią to rok później. Brychczy przystał na taką propozycję, ale po roku generałowie zmienili decyzje. Interweniował w tej sprawie nawet I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, Edward Gierek. Bez skutku. Ponoć usłyszał, że ma się nie mieszać do spraw wojska.


W meczu z imiennikiem z Radlina, wygranym aż 6:0 – Henryk Szalecki popisał się niezwykłym wyczynem. Potrzebował niespełna czterech minut, aby zaliczyć trzy bramki i klasyczny hattrick, jedyny w swojej karierze. W kronikach polskiej piłki jest jednym z rekordzistów.


W sierpniu 1957 roku zwycięski mecz z sosnowiecką Stalą, wkrótce już Zagłębiem, znów uwieczniony sześcioma golami – Roman Lentner rozpoczął bramką już w szóstej sekundzie – to najszybsza zdobycz w dziejach Górnika, a i w historii naszej ekstraklasy też pretenduje do miana rekordowo szybkiej.

„Zaraz po rozpoczęciu wykop Konopelskiego trafił w głowę Lentnera” – opisał potem reporter „Przeglądu Sportowego”. 


Sporo było opowieści o pomeczowych bankietach, ale najbardziej zaciekawił nas opis jednej z bramek strzelonych w Belgii przez Edmunda Kowala. Ponoć przedryblował wszystkich rywali, ustawił piłkę na linii bramkowej i po prostu na niej usiadł. Dopiero gdy rywale zaczęli biec w jego stronę, zsunął się z piłki, która przekroczyła linię bramkową.


Takie sprytnie strzelone gole sprawiały jednak Kowalowi największą satysfakcję. Gdy podczas meczu z łączoną drużyną Schalke 04 Gelsenkirchen i Rot-Weiss Essen Kowal dwukrotnie położył zwodami na ziemi najlepszego wtedy defensywnego pomocnika Europy, Horsta Szymaniaka, obserwujący to spotkanie „Sepp” Herberger tylko mamrotał z podziwu:
– Skąd macie takich piłkarzy?  

Źródło: „Górnik Zabrze – dzieje legendy” – Andrzej Gowarzewski
Foto: Górnik Zabrze

0 komentarzy
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze