Aleksander Buksa w końcówce czerwca podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze. Utalentowany napastnik na Roosevelta trafił z Genoi, w której nie zdołał przebić się na stałe do pierwszej drużyny. Na przeszkodzie 21-latkowi stanęła poważna, „bokserska” kontuzja, która piłkarzom zdarza się niezwykle rzadko. – Moja nerka pękła jak arbuz – wspomina w rozmowie z naszym serwisem gracz 14-krotnych mistrzów Polski.
Jak oceniasz pierwsze tygodnie w Górniku? Wszystko wygląda tak, jak się spodziewałeś czy coś może cię zaskoczyło?
– Z każdym tygodniem funkcjonujemy lepiej jako zespół. Było sporo zmian kadrowych, wielu zawodników odeszło, wielu przyszło. Troszkę czasu potrzebujemy, żeby to wszystko funkcjonowało, żeby sytuacje boiskowe się zazębiały i żeby można było powiedzieć, że jesteśmy już zgrani. Ostatni mecz z Pogonią pokazał, że idziemy w dobrym kierunku. Ja też czuję się coraz lepiej i mam nadzieję, że będę mógł pomóc Górnikowi w osiąganiu jak najlepszych wyników.
Długo się zastanawiałeś, kiedy przyszła oferta z Górnika? Z pewnością ta z Zabrza nie była jedyną.
– Miałem kilka opcji. Mogłem zostać w Austrii, pojawiła się też opcja transferu do innej ligi zagranicznej. Kiedy pojawiła się oferta z Górnika, zdecydowałem się na tę właśnie propozycję. Cieszę się, że podjąłem taką właśnie decyzję.
Co tak naprawdę zaważyło, że wybrałeś powrót do Polski? Tęskniłeś już po kilku latach zagranicznej banicji?
– Nie miałem poczucia, że za wszelką cenę chcę wrócić do Polski. Do tego ruchu skłoniła mnie oferta Górnika, bo widziałem w niej perspektywę rozwoju. Uważam, że ten klub dla młodych zawodników jest dobrym miejscem. Mając taką otoczkę dookoła, piękny stadion, oddanych kibiców i ludzi, którzy żyją klubem, gra tutaj sprawia dużą frajdę.
Kto z Górnika odezwał się do Ciebie jako pierwszy?
– W pierwszej kolejności telefon odebrałem od Łukasza Milika i to z nim prowadziłem główne rozmowy. W rozmowach uczestniczył też Kamil Tęcza z działu sportowego Górnika. Z Lukasem Podolskim rozmawiałem, gdy już wszystko było dogadane i byliśmy na ostatniej prostej do podpisania kontraktu.
Osoba ”Poldiego” była dla Ciebie argumentem przemawiającym za tym, że transfer do Górnika to dobry ruch?
– Zdecydowanie tak. Mówimy o mistrzu świata, który grał w wielkich europejskich klubach. To dla mnie wielka wartość, że z takim zawodnikiem jak Lukas Podolski mogę grać w jednym klubie. Widać też gołym okiem jaką wartość ”Poldi” stanowi w ogóle dla Górnika. Mimo to, że jest cały czas czynnym zawodnikiem, działa na wielu płaszczyznach i angażuje się w życie klubu.
Masz 21 lat i kilka lat gry we Włoszech, Belgii i Austrii za sobą. Powrót do Ekstraklasy, na tym etapie, to nie krok wstecz?
– Nie patrzę na to w ten sposób. Musielibyśmy na ten transfer popatrzeć z większej perspektywy. Moje poprzednie sezony nie wyglądały tak, jak bym sobie tego życzył. Ruchy transferowe i wypożyczenia do różnych klubów także były czymś warunkowane. Górnik Zabrze na pewno nie jest klubem słabszym, dlatego o żadnym kroku wstecz nie może być mowy. Zresztą moim zdaniem różnica pomiędzy ligą polską a austriacką nie jest dziś tak duża, jak miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Polska liga pokazała już nieraz, że można tutaj nie tylko rozwinąć się piłkarsko, bo treningi są na wysokim poziomie i pod tym względem cały czas idzie do przodu, ale też można się wypromować i wyjechać do silniejszej ligi.
Masz nieco ponad miesiąc po powrocie pierwsze refleksje na temat tego, dlaczego w Genoi nie wszystko potoczyło się po Twojej myśli?
– Było kilka czynników, które na to wpłynęły. Kluczowym z nich była kontuzja, której doznałem i wykluczyła mnie z gry na dłuższy okres czasu. Każde kolejne wypożyczenie było tym właśnie warunkowane, bym mógł zacząć grać regularnie i się odbudować po urazie.
Z czym się zmagałeś?
– Doszło do zderzenia z obrońcą rywala w meczu Primavery we Włoszech i doznałem urazu nerki. Nerka pękła jak arbuz, musiałem być ponad miesiąc hospitalizowany. Później miałem wprowadzoną stentę do układu moczowego, przez co nie mogłem podejmować żadnej aktywności fizycznej, nie mówiąc o treningu, przez 3-4 miesiące. Akurat to wszystko nałożyło się z momentem, gdy we Włoszech kończył się sezon. Musiałem szukać nowego klubu na transfer czasowy, bo wiedziałem, że z takim urazem, po takiej przerwie w Serie A nie będę miał szans na jakiekolwiek występy. Straciłem przez ten czas około 15 kilogramów, brałem pięć antybiotyków. Nie mogłem nawet truchtać. Odbudowywałem się podczas wypożyczeń w Belgii i w Austrii, ale chciałem złapać stabilizację, dlatego zdecydowałem się na transfer do Zabrza.
Dziś z Twoim zdrowiem już wszystko w porządku? Nerki to bardzo trudny do wyleczenia temat.
– Absolutnie wszystkie problemy już są za mną, nie odczuwam już żadnych dolegliwości. Temat tej kontuzji uważam za zakończony i skupiam się tylko na piłce.
Gdybyś mógł cofnąć czas i wiedział, jak Twój pobyt w Genoi będzie wyglądał – zdecydowałbyś się na wyjazd?
– Transfer do Genoi nie był złym pomysłem. To, że nie wszystko potoczyło się nie tak jak chciałem, trzeba po prostu wziąć pod uwagę, że takie ryzyko istnieje. Taka jest kariera piłkarska i zawsze każdemu może się coś takiego przytrafić. To już za mną i czasu nie cofnę. Uważam jednak, że moja decyzja o wyjeździe była słuszna. Cały czas toczy się debata o tym czy warto wyjeżdżać czy nie. I zwolennicy każdej z opcji znajdą kilka przykładów. Dla mnie świetnym przykładem jest Kacper Urbański, który rozegrał w polskiej lidze kilka meczów, wyjechał do Włoch i dziś w Bolognii jest coraz ważniejszą postacią drużyny.
Gdyby nie uraz, o którym wspominałeś, poszedłbyś w ślady Kacpra Urbańskiego? Początek w Genoi miałeś świetny. Szybki debiut, jako 18-latek zagrałeś przeciwko Napolii…
– Debiut zaliczyłem bardzo szybko i w sumie zebrałem cztery występy na boiskach Serie A. Nie wiem, jak – bez tej kontuzji – by się to wszystko potoczyło. Wydaje mi się, że zacząłem całkiem przyzwoicie. Ciężko jednak wyrokować jak to wszystko by się potoczyło. Być może w dalszym ciągu biegałbym po włoskich boiskach i rywalizował z Kacprem.
Do Polski wracasz jako piłkarz lepszy, bardziej kompletny czy jednak nie tak dobry jakbyś chciał?
– Zdecydowanie przez ten czas udało mi się rozwinąć. Zależy, do jakiego okresu chcemy równać, ale jeżeli miałbym porównać siebie dziś do tego zawodnika, który wyjeżdżał z Polski – zdecydowanie poczyniłem znaczące postępy.
Genoa to dobry klub dla polskich piłkarzy? Było w ostatnich latach was tam kilku. Ty, Krzysztof Piątek – który zaliczył najlepszą rundę w karierze – czy Filip Jagiełło. Lubią tam Polaków.
– Uważam, że Genoa to bardzo fajne miejsce do gry w piłkę. Mówimy o najstarszym klubie we Włoszech, z fajną bazą kibiców. To świetne miejsce do rozwoju i nauki włoskiej piłki.
Jako zawodnik, który wyjechał za granicę jako nastolatek – uważasz, że młody polski piłkarz ma prawo mieć kompleksy wobec rówieśników z Włoch, Belgii czy Austrii?
– Nie mamy powodu do wstydu czy kompleksów. Szkolenie w Polsce idzie do przodu i z każdym rokiem jest coraz lepsze. Jeżeli chodzi o kompetencje trenerów, wiedzę, analizę, przygotowanie motoryczne, to naprawdę nie wygląda źle. Uważam, że moi rówieśnicy czy młodsi piłkarze w Europie mają większą swobodę i nie boją się podejmowania ryzyka. W trakcie wprowadzania ich do kadr pierwszych zespołów nie czują się jak młodzieżowcy. Mam tu na myśli zachowania stricte boiskowe, nie wielkie ego poza boiskiem. Wchodzą z szacunkiem, ale bez kompleksu do szatni pierwszego zespołu, pokazują się ze swojej najlepszej strony. I tutaj myślę, że jest największa różnica między polskimi i zachodnimi klubami. W Górniku wygląda to całkiem nieźle. Obserwowałem na obozie w Austrii kilku młodszych kolegów, którzy z nami pojechali i poczynali sobie bez kompleksów.
Zapis o młodzieżowcu bardziej pomaga czy szkodzi Twoim zdaniem? Z jednej strony obliguje kluby do stawiania na młodych zawodników, z drugiej młodzi zawodnicy rzucani na głęboką wodę często się topią.
– To złożona kwestia. Co do zasady, uważam, że powinien grać zawsze najlepszy, bez względu na wiek. Nie powinno być to regulowane przepisem i tak wpisywałoby się w szeroko rozumiane fair play i zdrową rywalizację. Rozumiem też drugą stronę, rozumiem dlaczego ten przepis powstał, jakie ma cele i założenia.
Sportowo z wypożyczeń do Belgii cokolwiek sensownego wyciągnąłeś czy był to czas stracony?
– Pierwsze wypożyczenie – do Leuven – nie było czasem jakiegoś dynamicznego rozwoju. Trenowałem co prawda z pierwszym zespołem, który grał w Jupiter League, ale mecze rozgrywałem w drużynie U23, która grała w drugiej lidze belgijskiej, czyli na trzecim poziomie rozgrywkowym. Ciężko było mówić o jakimś rozwoju piłkarskim w tamtym okresie. W drugim półroczu trafiłem na wypożyczenie do Standardu Liege, gdzie było mi dane grać w zespole U23 na zapleczu belgijskiej ekstraklasy. Tam już piłkarsko sporo się nauczyłem, dołożyłem swoją cegiełkę do utrzymania drużyny na tym szczeblu rozgrywek. Zebrałem też sporo doświadczenia, które procentuje.
W pierwszym zespole Standardu jednak nie zagrałeś.
– Niestety nie było mi dane zadebiutować. Byłem raz na ławce rezerwowych. W drugim zespole zaliczyłem czternaście występów i strzeliłem cztery bramki.
Po Belgii był jeszcze WSG Tirol, z którym Górnik latem mierzył się w meczu sparingowym. Tam zaliczyłeś 29 występów i strzeliłeś jedną bramkę.
– Dla mnie przede wszystkim najważniejsze było to, że to był pierwszy sezon po kontuzji, który mogłem rozegrać od deski do deski. To był dobry czas, który przeszedłem bez żadnej kontuzji, mogłem solidnie popracować i nadrobić braki. A przy tym walczyłem o skład i miałem szansę regularnych występów na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Austrii. Z tego jestem zadowolony. Oczywiście mniej zadowolony jestem z dorobku bramkowego. Strzeliłem bramkę i zaliczyłem dwie asysty w lidze, były jeszcze dwie bramki w Pucharze Austrii. Powinno być troszeczkę lepiej i tego mam świadomość.
Przede wszystkim byłeś jednak podstawowym zawodnikiem, a tego najbardziej było Ci potrzeba.
– Grałem dużo, to fakt. Nie był to łatwy czas, bo od pierwszej tak naprawdę do ostatniej kolejki walczyliśmy o utrzymanie. Większość tych pojedynków wyglądało tak, że staliśmy głęboko w defensywie i czekaliśmy na ruch przeciwnika. Ten sezon jednak sporo mnie nauczył i zebrane doświadczenie mogę przenieść do Górnika.
Początki w Górniku nie były najlepsze. Strata punktów z Lechem Poznań i Puszczą Niepołomice optymizmem nie napawały.
– Pierwsze dwa mecze wyglądały moim zdaniem tak, jak z natury wyglądają mecze drużyny, która się tak naprawdę poznaje i jest na etapie zgrywania. W Górniku zaszło wiele zmian, doszło wielu wartościowych zawodników i potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby na boisku znaleźć wspólny język.
Dopiero w meczu z Pogonią Szczecin pokazaliście grę, jakiej kibice od Was oczekują. I w parze z tym poszedł wynik.
– Mecz z Pogonią był w naszym wykonaniu zdecydowanie lepszy, ale nie idealny. Zawsze są jakieś elementy do poprawy. W porównaniu do dwóch pierwszych meczów sezonu, przede wszystkim błędów było zdecydowanie mniej. Pozytywy zdecydowanie przeważały nad negatywami. Narzuciliśmy rywalowi swój styl gry, chcieliśmy dominować. Niezależnie czy to będzie Pogoń czy inny zespół, będziemy chcieli tak grać.
Twoja forma także zwyżkuje. Po dwóch dość słabych występach na początku, z Pogonią byłeś znacznie aktywniejszy, piłka Cię szukała i były okazje bramkowe.
– Myślę, że tak jak forma drużyny, tak i moja forma indywidualnie idzie w górę. Lepiej się prezentuję i rzeczywiście dobrze czułem się na boisku. Dochodzimy jako zespół do sytuacji bramkowych i widać, że dobrze czujemy się przy takim stylu gry.
Brak skuteczności to kwestia pecha czy potrzeby szlifów na treningach?
– Na pewno wszystko jest do wyćwiczenia. Potrzeba treningu, spokoju i myślę, że statystyki będą wyglądały jeszcze lepiej. Pracujemy nad tym od początku sezonu, trend formy jest zwyżkowy i tego się trzymajmy.
Myślisz, że Górnik będzie w stanie w tym sezonie powalczyć o coś więcej niż górna połowa tabeli? Widzisz potencjał drzemiący w tej drużynie podczas meczów i treningów?
– Pewnie każdy ma takie marzenia, bo marzenia trzeba mieć i starać się je realizować na boisku. Nie ma sensu jednak wybiegać aż tak daleko. Końcową tabelę buduje się każdym kolejnym meczem, nawet z mniej znanym czy elektryzującym kibiców rywalem. Każde spotkanie jest kluczowe, dla nas teraz najważniejszy jest najbliższy mecz w Radomiu.
Atmosfera na trybunach przy Roosevelta zrobiła na Tobie wrażenie?
– Zdecydowanie tak. Atmosfera była świetna.
Czwarta trybuna będzie oddana prawdopodobnie na wiosnę. Ponad 30 tysięcy kibiców umie ponieść?
– Na pewno tak. Myślę, że kibice mieli duży wpływ na to, jak wyglądał mecz z Pogonią i ponieśli nas do tego zwycięstwa.
Ekstraklasa bardzo się zmieniła, w odniesieniu do tej, w której debiutowałeś?
– Myślę, że idzie to wszystko do przodu i dystans między Ekstraklasą a innymi ligami się skraca.
Rywalizacja o miejsce w składzie Górnika już teraz jest duże, a jeszcze jeden napastnik – najprawdopodobniej – do Górnika trafi. Ciebie to motywuje czy budzi presję?
– Konkurencja o miejsce w składzie jest dobrym elementem rozwoju zawodników, dlatego to według mnie nic złego. Podchodzę do tego normalnie i nie boję się walki o miejsce w składzie.
Górnik Zabrze to dla Ciebie przystanek w drodze na zachód czy miejsce stabilizacji i rozwoju?
– Na ten moment trening, stabilizacja i rozwój. Dopiero co do Górnika przyszedłem i na pewno nie myślę już o poszukiwaniach nowego pracodawcy i o tym co będzie za rok czy dwa. Skupiam się na tym, żeby sumiennie trenować, łapać minuty, stwarzać okazje bramkowe i rozwijać się. To mój priorytet na ten moment.
Masz jakieś osobiste plany i ambicje odnośnie wyników indywidualnych? W jaki dorobek bramkowy celujesz?
– Nie mam takich ambicji (śmiech). Celem samym w sobie jest dobra gra dla Górnika i dochodzenie do jak największej liczby sytuacji. Bramki będą tego efektem.
Śledzisz postępy Twojego brata Adama? Jest jakiś element braterskiej rywalizacji między Wami? Obaj jesteście napastnikami…
– Jakiejś wielkiej rywalizacji między nami nie ma. Jesteśmy na bieżąco w kontakcie, wspieramy się nawzajem. Zawsze możemy na siebie liczyć i to jest najważniejsze. We wtorek trzymałem za niego kciuki, bo grał w meczu eliminacji Ligi Mistrzów z Ferencvaros. Strzelił bramkę, mają dwa gole zaliczki przed rewanżem. Mam nadzieję, że uda im się ten awans wywalczyć.
O braciach Buksa zawsze mówiło się, że potencjał mają niebagatelny.
– Pojawiały się różne nagłówki, porównania. Ciężko powiedzieć, ile tak naprawdę w tym prawdy. Czas pokaże. Adam jest w dobrym momencie swojej kariery, ja staram się go gonić. Powoli wychodzę z wieku młodzieżowca i zobaczymy jak to wyjdzie. Na pewno chciałbym pójść w jego ślady.
Reprezentacja Polski, to marzenie czy realny cel?
– Mam wiele marzeń, a gra w reprezentacji Polski jest jednym z nich. Uważam, że marzenia zawsze warto mieć, żeby dążyć do ich spełnienia. Na pewno bardzo bym chciał zasłużyć na to, żeby w tej kadrze zadebiutować.
Razem z bratem na ataku?
– Czemu nie, możemy spróbować (śmiech). Nie wiem, czy to wyjdzie, ale spróbować nie zaszkodzi.
Na boisku rozumielibyście bez słów.
– Kilka lat razem nie graliśmy, więc musielibyśmy się siebie nauczyć na nowo, ale pewnie z czasem by tak było.
Graj i wygrywaj z nami na betcris.pl
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl