Sytuacja Górnika robi się coraz bardziej tragiczna. Krzysztof Sachs, przewodniczący komisji ds. licencji klubowej w wywiadzie dla „Sportu” przyznał. – Obiektywnie patrząc, klub jest dziś bankrutem; na dodatek od wielu lat koszty wymykają się w Zabrzu działaczom spod kontroli. Patrząc na suche liczby, zabrzanie są w zdecydowanie najgorszej sytuacji w lidze.
Skoro klubu nie stać na regularne płacenie pracownikom i na spłacanie zadłużenia sprzed lat, to jaki sens dokładać mu jeszcze dodatkowe obciążenia?
Krzysztof Sachs (przewodniczący komisji licencyjnej): – Pytanie jak najbardziej zasadne, ale i odpowiedź jest uzasadniona. Od samego początku funkcjonowania tej komisji – od dwóch lat – obowiązywała zasada niekarania grzywnami klubów mających kłopoty finansowe. To pierwszy taki przypadek. Zdecydowaliśmy się na to z dwóch powodów. Po pierwsze: Górnik jest – powiedziałbym – szczególnie krnąbrnym uczniem. Od pierwszego kontaktu komisji w tym składzie z klubem wiedzieliśmy, że jest on w dramatycznej sytuacji i wymaga radykalnej restrukturyzacji kosztów. Każdy z kolejnych zarządów Górnika – a mieliśmy w grudniu przyjemność spotkania się już z trzecim zestawem przedstawicieli klubu – deklarował działania w kierunku ich zmniejszenia i zbilansowania ich z przychodami. Równocześnie jednak każda kolejna analiza pokazywała, że żadne obietnice nie są spełniane. Trochę jest w tej decyzji sygnału, że cierpliwość komisji się skończyła. I to jest pierwsza odpowiedź na to pytanie.
A druga?
– Komisja ma cztery rodzaje kar. Ostrzeżenie – ale sytuacja jest zbyt drastyczna na taki tylko środek dyscyplinujący. Zakaz transferów – ale Górnik de facto go miał, i właśnie go złamał: za chwilę powiem, jak to rozumieć. Ujemne punkty – już zostały zastosowane w przypadku złamania ugód zawartych z piłkarzami (Pawłem Olkowskim i Maciejem Małkowskim; Górnikowi odjęto parę miesięcy temu 3 punkty za sezon 2015/16 – dop. red.), a poza tym ja uważam ten środek za najmniej pożądany, bo wypaczający rywalizację sportową, boiskową. No i w ten sposób katalog kar się skończył; pozostała jedynie grzywna.
Słynne prognozy finansowe. Ta zabrzańska – przyjęta przez was – nie była zbyt optymistyczna, zwłaszcza po stronie dochodów?
– Prognoza – jak sama nazwa wskazuje – powinien się sprawdzić, ale nie musi. W swojej Górnik rzeczywiście wykazał przychody z dnia meczowego już na nowym stadionie. Myśmy je zaakceptowali na dwóch podstawach. Pierwszą – nieco słabszą – była deklaracja władz miasta, że stadion będzie gotowy we wrześniu 2014 roku. Ważniejsza była jednak druga deklaracja tychże władz: że jeśli stadion w tym terminie gotowy nie będzie, miasto w taki czy inny sposób – przez dotację, umowę ze spółką Stadion itp. – zagwarantuje klubowi wpływy pokrywające utracone w ten sposób dochody. Uznaliśmy ją za wiarygodną i – prawdę mówiąc – ona się chyba sprawdzi. Kapitał Górnika po raz kolejny zostanie przez miasto podniesiony, a więc deficyt powstały z powodu braku stadionu będzie „zasypany”.
A co wiarygodnością wpisów planowanych dochodów ze sprzedaży piłkarzy?
– Faktem jest, że Górnik w zwodzeniu komisji obietnicami przoduje w lidze. Do anegdot komisji przeszło nawet powiedzenie: „I znowu Górnikowi nie udało się sprzedać Nakoulmy”. Bardzo często na pytanie o pokrycie dziury budżetowej, ze strony przedstawicieli Górnika padała bowiem odpowiedź: „W najbliższym okienku sprzedamy Nakoulmę” (śmiech). Generalnie – wracając do meritum sprawy – w Górniku nie widać woli do zduszenia kosztów. Obiektywnie patrząc, klub jest dziś bankrutem; na dodatek od wielu lat koszty wymykają się w Zabrzu działaczom spod kontroli.
Zasadne – w kontekście pańskich słów – wydają się więc głosy wielu kibiców: czemu takowego bankruta, z 40-milionowymi długami, nie usuwa się z ligi w procesie licencyjnym?
– Też oczywiście je słyszymy i czytamy. Ale – po pierwsze – dziś, moim zdaniem, owo zadłużenie Górnika to nie 40, a ok. 34 mln zł. To oczywiście suma, której klub nigdy samodzielnie nie spłaci, musi je pokryć właściciel: miasto bądź firma Allianz. Spora część tych należności to jednak tzw. dług właścicielski – wobec Allianzu właśnie, miasta i spółek miejskich. Dług wobec innych podmiotów – to jakieś paręnaście milionów. A żaden właściciel – tym bardziej taki, jak miasto właśnie finiszujące z budową nowego stadionu – nie pozwoli sobie na doprowadzenie klubu do upadłości. Nie było takiego przypadku w historii. Choć właściwie był – w ubiegłym roku we Wrocławiu, kiedy „ratusz” wnioskował o upadłość układową Śląska. W rzeczywistości był to jednak tylko element gry z drugim udziałowcem, panem Solorzem, a nie rzeczywista chęć doprowadzenia do likwidacji klubu. Wracając do Górnika – patrząc na suche liczby, zabrzanie są w zdecydowanie najgorszej sytuacji w lidze. Jeśli się jednak patrzy na owe bilanse ze zrozumieniem, czyli przez pryzmat tego, kto stoi za klubem, to można powiedzieć, że Górnik ma pewien komfort… Co nie znaczy, że władze klubu nie mają ogromnej roboty do wykonania. My nie chcemy od nich spłacania długów; chcemy tego, by z roku na rok nie generowały nowych zadłużeń, a więc – by restrukturyzowały koszty. Niech Górnik wydaje co najwyżej tyle, ile zarabia.
Cały wywiad w Sporcie oraz na www.katowickisport.pl
Źródło: Sport
Foto: weszlo.com