Szczęście w nieszczęściu, że został tylko jeden mecz rudny zasadniczej. Ten sezon powinien zakończyć się już dawno kolejne porażki to, co meczowa tradycja. W zespole Górnika nie widać pozytywów, a kolejni rywale „leją” nas jak chcą. Na boisku nie widać ambicji, ani chęci wywalczenia kompletu punktów. W piątkowym meczu z Cracovią nie było inaczej..
NA PLUS:
– Zabrzańska “Torcida”. Mimo kolejnych kompromitacji piłkarzy Górnika, zabrzańscy kibice nie odwracają się od nich. W Krakowie również mimo niekorzystnego wyniku, śpiewy z sektora gości były bardzo głośne, nasi kibice to klasa sama w sobie.
– Prejuce Nakoulma. Swoboda, z jaką mija kolejnych rywali jest godna podziwu zdecydowanie jest czołową postacią ligi. Bez odpowiedniego wsparcia kolegów w pojedynkę meczu nie wygra.
NA MINUS:
– Norbert Witkowski. Wystawienie go w bramce jest spóźnionym primaaprilisowym żartem. Z utęsknieniem czekamy na powrót Pavelsa Steinborsa, który przy obecnej formie konkurentów jest niczym Casillas.
– Obrona po raz kolejny wołała o pomstę do nieba, ale to już tradycja.
– Pompowanie balonika. Przed każdym ligowym meczem w Górniku słychać te same deklaracje, które okazują baśniami. Boisko za każdym razem je weryfikuje. Nie brakowało takich głosów również przed spotkaniem z Cracovią, a jak się skończyło wszyscy wiemy – “Kończ waść wstydu oszczędź”.
– Przemysław Oziębała. Chciał zabłysnąć w Krakowie w dość oryginalny sposób dwie żółte kartki dokładnie w 8. minut to znakomity wynik. Na boisku spisuje się tragicznie, a mimo tego znajduje się w podstawowej jedenastce. Największym plusem w tej sytuacji jest jego pauza w spotkaniu z Lechem za nadmiar kartek.
– Fatalna passa. Już niedługo jakakolwiek wygrana Górnika będzie wspomnieniem niczym pamiętnego finału PZP z Manchesterem City.
– Rotacja w składzie Roberta Warzchy. Choć trener w każdym spotkaniu decyduje się na eksperymenty w składzie, zawsze kończy się tak samo – wybuchem laboratorium.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl