Kibice Górnika Zabrze nie mogą najlepiej wspominać ostatniego domowego pojedynku z Lechią Gdańsk. Beniaminek z Trójmiasta niespodziewanie przyjechał na Roosevelta bez kompleksów i wywiózł trzy punkty, swoją wyższość dokumentując… stałymi fragmentami gry.
Lechia do Zabrza przyjechała 1 września 2024 roku, w ramach 7. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Powiedzieć, że gdańszczanie zaliczyli wówczas falstart, to jak nic nie powiedzieć. W sześciu poprzednich meczach zdobyli zaledwie dwa punkty, notując dwa remisy i cztery porażki. Bilans bramkowy wynosił 5:13 i również nie mógł napawać optymizmem.
Na Arenie Zabrze wczesnym niedzielnym popołudniem wydarzyła się jednak sprawa niebagatelna. Grający naprawdę udane zawody Górnik musiał boisko opuścić na tarczy. A mogło i powinno być zgoła inaczej.
Nie minął kwadrans gry, a piłkę do bramki Lechii skierował Luka Zahović, wykorzystując zagranie głową Taofeeka Ismaheela. Sędzia dopatrzył się jednak ofsajdu Słoweńca i bramki nie uznał. Drużyna z Trójmiasta odpowiedziała w 24. minucie meczu, wychodząc na prowadzenie po strzale Antona Carenki z linii pola karnego. Trafienie to było o tyle zaskakujące, że dotychczas na placu gry dominował Górnik.
Na domiar złego trzy minuty później po rzucie rożnym drugie trafienie dla gdańskiej drużyny zdobył Elias Olsson, kierując piłkę do siatki głową po zagraniu Rifeta Kapicia. Katastrofy Trójkolorowych przed przerwą mógł dopełnić sędzia Karol Arys, który w 33. minucie meczu dopatrzył się zagrania ręką w polu karnym Josemy i podyktował rzut karny. VAR jednak zmienił decyzję arbitra.
Podopieczni Jana Urbana do odrabiania strat rzucili się po przerwie. Wprowadzony na boisko od początku drugiej połowy Paweł Olkowski mocno ożywił poczynania ofensywne naszej drużyny, po koronowej akcji w 53. minucie gry zmniejszył straty do jednej bramki. Chwilę wcześniej dwie świetne sytuacje strzeleckie zmarnował Ismaheel.
Kiedy wydawało się, że remontada Górnika jest kwestią czasu, znów do głosu doszła Lechia i znów uczyniła to po rzucie rożnym. Bramka strzelona przez Bohdana Viunyka skutecznie podcięła zabrzanom skrzydła. Ci zdołali odpowiedzieć jeszcze pięknym trafieniem Filipe Nascimento w 82. minucie spotkania, ale czasu i sił na odrobienie strat już zabrakło.
Czy Trójkolorowi wyciągną wnioski z tamtego spotkania? – Ja akurat w tamtym meczu nie grałem – uśmiecha się Rafał Janicki, obrońca Górnika. – Mamy świadomość, że stałe fragmenty gry są silną stroną Lechii. Solidnie nad tym w ostatnich tygodniach pracowaliśmy, żeby bronić lepiej także po rzutach rożnych. Wierzę, że ten scenariusz już się więcej nie powtórzy i w niedzielę trzy punkty zostaną w Zabrzu – dodaje gracz 14-krotnych mistrzów Polski.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl