Wywiad miesiąca: Pavels Steinbors. „Widzicie moją łysinę na głowie? Mam ją po pobycie w RPA”

Spark  -  21 września 2014 20:24
0
1413

Steinbors_Ruch1314

– Kiedy pojechałem do RPA, to było dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Nie wiedziałem nic na temat kraju i tamtejszego futbolu. Myślałem, że RPA będzie trochę jak dżungla – mówi w obszernym wywiadzie dla Roosevelta81.pl Pavels Steinbors. Zapraszamy!

Roosevelta81.pl: Będziemy rozmawiać po polsku, czy po angielsku? (pytamy w języku angielskim)

Pavels Steinbors (bramkarz Górnika Zabrze): – Po polsku poczyniłem już spore postępy, ale wolałbym jednak po angielsku, bo będzie mi zdecydowanie łatwiej.

Gdzie w takim razie nauczyłeś się mówić po angielsku?

– W szkole. Po 12 latach nauki myślałem, że już umiem posługiwać się tym językiem naprawdę nieźle. Kiedy jednak pojechałem do Anglii, do Blackpool, zrozumiałem i zdałem sobie sprawę z tego, że nie umiem chyba nic. Tam spotkałem się z zupełnie inną wymową, nowymi słowami. Przez kilka pierwszych dni miałem wrażenie, że wszyscy żują gumę, kiedy do mnie mówią. Po kilku miesiącach było już ok. Przyzwyczaiłem się do tego i już było nieźle. Teraz jednak zauważam, że powoli zapominam to, czego się nauczyłem, gdyż niezbyt często używam języka angielskiego. Tak to jest z językami, że jeśli ich nie używasz, to je zapominasz.

Jak w takim razie ocenisz Polaków i ich znajomość języka angielskiego?

– Niektórzy nie rozumieją zupełnie niczego. Inni natomiast posługują się angielskim doskonale. Polska to jest duży kraj. Łotwa natomiast mały i nam jest łatwiej uczyć się nowych języków. Jeśli pojechalibyście na Łotwę i zaczęli mówić po angielsku, to wszyscy by was rozumieli i ze wszystkimi moglibyście porozmawiać. Natomiast kiedy pierwszy raz przyjechałem do Polski i nie znałem w ogóle waszego języka, starałem się mówić po angielsku. To było bardzo trudne, ponieważ niektórzy nie rozumieli zupełnie niczego.

Polskiego nauczyłeś się jednak naprawdę szybko.

– Mój ojciec był Polakiem. Dziadek mojej żony również. Jestem więc z Polską bardzo mocno związany jak widać (śmiech). Dla mnie więc język polski jest dość łatwy. Jeśli jednak mielibyśmy teraz porozmawiać o kosmosie, to byłby to dla mnie problem. Żona również bardzo chce mówić po Polsku, ale jak wraca na Łotwę i później znów do Polski to wszystko zapomina i uczy się od początku.

Jakie jeszcze inne języki znasz oprócz polskiego i angielskiego?

– Polski tylko rozumiem (śmiech). No, można powiedzieć, że się dogadam, więc polski, angielski, łotewski i rosyjski.

Masz dwójkę synów tak?

– Starszy ma 4 lata, natomiast młodszy 11 miesięcy. Kiedy spodziewaliśmy się drugiego dziecka, to byliśmy z żoną akurat w RPA, ale urodził się na Łotwie. Kiedy urodził się mój drugi syn to byłem wtedy w Polsce. Jeśli dobrze pamiętam, po jednym z meczów, bo to był listopad, dostałem od klubu wolne i udałem się wtedy na Łotwę.

Trudniej jest być ojcem, czy bramkarzem?

– Podchwytliwe pytanie (śmiech). Tego nie można porównać. Rodzina jest najważniejsza w moim życiu. Piłka nożna również jest ważna, bo nią żyję, ale kiedy po treningu lub po meczu wracam do domu i widzę wokół siebie uśmiechniętych synów, to wtedy jest to prawdziwe szczęście. Natomiast co do futbolu, to jest w nim wszystko, wiele radości, smutku, czy też wstydu. Jak w życiu. Ale dzieci i rodzina to tylko radość i szczęście. Dlatego nie można tego porównywać.

Jak w takim razie trafiłeś do futbolu? Od razu chciałeś być bramkarzem?

– Nie, początkowo byłem obrońcą. Byłem naprawdę dobry. Trener nawet mówił, że mamy bardzo dobrego obrońcę. Podczas jednego z treningów brakowało nam bramkarza i miałem stanąć na bramce. Więc kilka treningów musiałem spędzić między słupkami. Nie podobało mi się to jakoś specjalnie. Trener jednak powiedział do mnie, że jestem dobry i uważa, że to jest pozycja dla mnie. Czyli zaczynałem jako obrońca, później byłem bramkarzem i zdecydowałem, że będę jednak bronił.

Co chciałbyś robić, gdybyś nie był związany z piłką?

– Najlepiej prowadzić jakąś restaurację, gdzieś blisko plaży, w jakimś ciepłym zakątku i spędzać czas z rodziną. Chciałbym mieć jednak coś swojego. Nie pracować dla kogoś, ale być samemu sobie szefem. Być jednak szefem, ale czerpać przyjemność z tej pracy, cieszyć się nią. Mógłbym robić soki, a nawet myć podłogi w restauracji, bo wiem, że bym to kochał.

Mając na myśli, jakiś ciepły kąt, to może w RPA?

– Nie, to jest zbyt daleko. Jestem osobą, która tęskni za rodzinnym domem. Jeśli jestem jednak z najbliższą rodziną, to wtedy wszystko jest ok. Oczywiście chciałbym po treningach, czy po meczach być w Rydze i spędzać tam czas, ale RPA jest zbyt daleko. To nie to co z Polski do Łotwy. Natomiast RPA jest naprawdę fajnym miejscem do życia. Raczej jednak wolałbym gdzieś w ciepłym zakątku Europy.

Czy w RPA było czasem niebezpiecznie?

– Nie. Wszędzie na świecie, jeśli pójdziesz w nieodpowiednie miejsce, to może być niebezpiecznie. My jednak mieszkaliśmy w naprawdę fajnym i bezpiecznym miejscu, była dobra ochrona i niczego nam nie brakowało. Spędziliśmy tam rok i nie odczułem niczego, co miałoby znamiona jakiegoś zła.

Jakbyś porównał ligę w RPA do polskiej ekstraklasy? Która jest lepsza?

– Kiedy pojechałem do RPA, to było dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Nie wiedziałem nic na temat kraju i tamtejszego futbolu. Myślałem, że RPA będzie trochę jak dżungla. Kiedy jednak tam poleciałem to nie było jak w dżungli, a raczej jak w cywilizowanym kraju europejskim, tylko, że ludzie nie byli biali. Odnośnie piłki, to w Polsce liga jest bardzo siłowa i dużą uwagę przykuwa się do taktyki. W RPA natomiast nie przywiązują do tego wagi, ale liczy się gra z piłką i luz w ataku. W RPA piłkarze mają bardzo duży potencjał, zwłaszcza w ofensywie. Zawodnicy indywidualnie mają spore umiejętności. Nie można tego jednak powiedzieć o obrońcach. Zdecydowanie łatwiej jest tam zaistnieć defensorowi zza granicy niż napastnikowi. Tam wszyscy myślą o atakowaniu, a nie o bronieniu. To nie jest dobre dla bramkarza. Widzicie moją łysinę na głowie? Mam ją po pobycie w RPA (śmiech). Oczywiście żartuję, ale tak tam to wygląda. W Polsce obrońca jest zorganizowany, sprytny i wie co ma robić. W RPA natomiast defensor drybluje, czy nawet strzela jak napastnik. Zdecydowanie ważniejsze jest, aby starać się strzelić gola niż go nie stracić. Kto byłby lepszy w starciu Legii Warszawa z Kaiser Chiefs? Nie wiem, to byłoby naprawdę dobre starcie. Trudno powiedzieć, kto by wygrał te spotkanie. Górnik? Pewnie ograłby wszystkich (śmiech).

Czy mógłbyś nam opowiedzieć o swoim pobycie w Blackpool?

– Powiem, jak tam trafiłem. W Blackpool było dwóch prezesów, a jednym z nich był Łotysz. Klubem zarządzała jedna rodzina i Łotysz. Jeden ze skautów przyjechał na Łotwę i otrzymałem zaproszenie na testy do Blackpool. Pomyślałem, dlaczego nie? Poleciałem tam na tydzień. Po testach powiedziano mi, że mogę zostać w klubie. Miałem wtedy jednak ważny kontrakt z klubem na Łotwie. Wiedziałem jednak, że chcąc się rozwijać, powinienem odejść do lepszej drużyny. W tym samym czasie otrzymałem również ofertę, aby pojawić się na testach w drużynie z drugiej Bundesligi z Augsburga. Musiałem wybrać jeden z tych klubów. Po ponad tygodniu spędzonym w Augsburgu powiedziano mi, że jestem dobrym bramkarzem, ale będę ich nr 2. Podziękowałem im, że są ze mną szczerzy. Zdecydowałem się na Blackpool, które negocjowało z moim łotewskim klubem. Blackpool wypożyczyło mnie na pół roku z opcją pierwokupu. Pierwszą kwotę mieli zapłacić od razu, drugą część po 3 miesiącach i ostatnią po pół roku. Ta trzecia cześć była największa, bo gdyby Blackpool się zdecydował na wykupienie mnie, to miałbym z nimi kontrakt na 4-5 lat. Niestety nie grałem tam w pierwszej drużynie, byłem rezerwowym, ale występowałem w rezerwach, grając z rezerwami Manchesteru City, Manchesteru United, czy też FC Liverpool. Miałem się tymi wstępami przygotować do gry w I drużynie. Władze Blackpool powiedziały mi, że zostanę w drużynie, ale muszę negocjować z moim łotewskim klubem warunki odejścia. Anglicy nie chcieli płacić całej kwoty od razu, ale część pieniędzy przelać dopiero za pół roku. Na to nie zgodził się mój klub. Musiałem więc wrócić na Łotwę i przeniosłem się do innego klubu łotewskiego, który mnie kupił, wykładając od razu pieniądze na stół. Początkowo myślałem, że wykonałem krok w tył. Ale po latach oceniam to pozytywnie. Tam zdobyłem tytuł mistrzowski. Jednak później uznałem, że muszę od siebie wymagać więcej, dlatego powinienem odejść. Spędziłem na Łotwie jeszcze cztery lata i trafiłem do RPA.

Górnik interesował się tobą jeszcze zanim przeniosłeś się do Afryki.

– Dokładnie tak. Jarosław Tkocz się mną zainteresował, w momencie, kiedy negocjowałem przejście do klubu z RPA. Jednak wtedy już wszystko było dograne i nie trafiłem do Górnika.

Czy przed przenosinami do Zabrza wiedziałeś coś na temat naszej ligi czy też samego Górnika?

– Tak. Zwłaszcza wiele na temat Górnika, ponieważ dwóch zawodników z Łotwy wcześniej tutaj występowało: Andrejs Prohorenkovs i Maris Smirnovs. Zanim podjąłem decyzję o przejściu do Górnika rozmawiałem najpierw z nimi.

Po meczach często wypowiadasz się pozytywnie o fanach naszego klubu. Czy mógłbyś porównać dopingowanie w Polsce do tego jak to wygląda na Łotwie oraz w RPA?

– W RPA nie mieliśmy kibiców. Oczywiście to żart (śmiech). Ale tam kibicowanie jest specyficzne. Niestety na Łotwie piłka nożna krok po kroku umiera. Państwo nie pomaga. Duże firmy chciałyby zainwestować w futbol, ale rząd robi wszystko, aby żadna z firm nie zainwestowała w sport. Jakieś 10-15 lat temu, kiedy ktoś zainwestował w sport, mógł liczyć na ulgi podatkowe. Rząd jednak to zmienił, co przełożyło się na sport. My nie jesteśmy dużym krajem, nie mamy fabryk. Wszyscy zdają sobie z tego sprawę, że jeśli zdecydują się na inwestycję w piłkę, to nie będą zadowoleni. To przekłada się na kibicowanie. Dlatego kluby umierają.

Niektóre kluby w Polsce też umierają. Ich problemy są wszystkim powszechnie znane, jak te w Górniku.

–  Myślę jednak, że Górnik nie umiera, ale jest w ciężkiej sytuacji. Dla mnie to jest bardzo dziwna sytuacja. Przecież to wielki klub ze wspaniałą historią i najlepszymi w Polsce kibicami i mówię to nie ze względu na to, że jestem zawodnikiem Górnika. Teraz gramy dla trzech tysięcy kibiców, ale kiedy przebrniemy już przez całe zło, to wtedy będzie nam to wszystko smakować wyśmienicie. Czy możecie sobie wyobrazić, że stadion zostanie otwarty, a na mecze będzie przychodziło po 25 tysięcy ludzi? Jak wtedy będzie grał Górnik?

Mając uwadze na sytuację klubu i twoją dobrą grę, miałeś jakieś oferty po zakończeniu poprzedniego sezonu?

– Tak, były oferty, ale nie na tyle dobre, abym zdecydował się na zmianę klubu. Mniej więcej był to ten sam poziom. Moja rodzina znów musiałaby się przenosić do nowego miejsca, trzeba byłoby się uczyć nowego języka. Oferty były z Grecji i Izraela. Najlepsze dla mnie było zostać w Zabrzu i poczekać, co się wydarzy tutaj.

Jesteś już doświadczonym bramkarzem. Czy myślałeś nad tym, gdzie chciałbyś zakończyć swoją karierę?

– Nie wiem, ale być może będzie to w Zabrzu? Oczywiście chciałbym zakończyć karierę na Łotwie, blisko rodzinnego domu, ale jak już wspominałem, tam futbol umiera. Teraz najważniejsze dla mnie jest to, aby zapewnić sobie budżet na dalszą część życia.

Temat pieniędzy nie jest łatwy, zwłaszcza, kiedy nie dostaje się ich na czas.

– Muszę przyznać, że było bardzo ciężko. Teraz od pewnego czasu jest już mniej więcej dobrze. Nie jest idealnie, ale ok.

Skąd musiałaby przyjść oferta, abyś odszedł z Górnika?

– Dla mnie takim krajem jest Anglia. Nigdy nie byłem w Hiszpanii, nawet jako turysta, byłem natomiast we Włoszech, jednak dla mnie idealna byłaby Anglia.

Twój ulubiony klub w Europie?

– Manchester United. Oglądałem ich mecze i bardzo podobał mi się Peter Schmeichel. Później był tam Fabien Barthez, który jednak nie był tak dobry, ale następnie mieli znów świetnego Edwina van der Sara. Teraz „Czerwone Diabły” nie grają tak dobrze, ale to jest coś więcej niż klub. United są jak dobrze funkcjonująca firma. To jest jeden z niewielu klubów, który na siebie zarabia, mimo wszystkich wydatków na transfery i pensje dla zawodników. Takich klubów jest tylko kilka na świecie.

Jak w takim razie oceniłbyś organizację, z punktu widzenia zawodnika, w Górniku Zabrze?

– Jeśli nie mówimy tutaj o pieniądzach, to praktycznie wszystko jest na dobrym poziomie. Wszyscy jednak wiemy, że pieniądze są najważniejsze. To może być zabawne, ale wygląda to tak: jesteś świetnym piłkarzem, ale grasz na jednej nodze. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.

Jakie inne dyscypliny sportowe lubisz?

– Jestem wysoki i bardzo lubiłem grać w siatkówkę, czy też koszykówkę. W szkole byłem wysoki i było mi łatwiej w tych grach. Nigdy nie myślałem, aby zostać profesjonalistą, ale lubię sobie pograć w siatkówkę na plaży, podczas wakacji. Daje mi to dużo frajdy.

Dzieci to duże wyzwanie. Czy myśleliście z żoną o tym, aby w Polsce chodziły do szkoły?

– To zależy. Na Łotwie w wieku 5 lat dzieci muszą już iść do szkoły. To jest coś w stylu nauki przedszkolnej. Więc starszy syn wkrótce będzie chodził na Łotwie do szkoły. Decyzja jest trudna, ale nic nie jest łatwe w naszym życiu. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało, ale będzie zostawał u dziadków. Zobaczymy, jak potoczy się moja karierę, bo może będę znów grał na Łotwie?

Dla żony nie jest to łatwe, kiedy wyjeżdżasz na przykład na zgrupowanie?

– Naprawdę doceniam wszystko, co moja żona robi. Ma dużą cierpliwość w tych okresach, kiedy mnie nie ma w domu. Wszędzie za mną podąża. Nigdy nie ma takich rozmów, że ja przechodzę do jakiegoś klubu i czy ona jedzie ze mną? Po prostu przenosimy się razem. Ona poświęca się dla rodziny.

Jak lubisz spędzać swój wolny czas?

– Przede wszystkim z rodziną i chłopakami. Kiedy jednak byłem sam, to lubiłem oglądać filmy i grać w gry wideo. Ostatnio widziałem bardzo dobrym film z Tomem Cruisem pod tytułem “Na skraju jutra”. Lubię filmy akcji. Kiedy byłem młodszy, bardzo podobały mi się filmy walki z Jean-Claude Van Damme. Kiedy dorosłem, zacząłem oglądać bardziej poważne filmy. Jednymi z moich ulubionych są “Gladiator” z Russelem Crowe oraz  “Siedem Dusz” z Willem Smithem. Lubię oglądać filmy, które coś mi przekazują. Po obejrzeniu takiego filmu wiesz, że chcesz od życia czegoś więcej niż chodzenie po sklepach i robienie zakupów. Oczywiście nie da się oglądać takich filmów każdego dnia, bo można byłoby zwariować.

Wspomniałeś o grach wideo, więc jakie są twoje ulubione tytuły i na czym grasz?

– Gram na PlayStation 3. Jak byłem młodszy, grałem w serię FIFA. Pierwsza w jaką grałem, to była FIFA 2000. Obecnie jedną z moich ulubionych serii jest GTA. Grałem we wszystkie, od pierwszej do ostatniej, czyli piątej, części. Ostatnio bardzo mi się podobało Payday 2. Teraz jednak nie mam już czasu na grę. Zajmuję się dziećmi. One są jeszcze za młode, ale starszy syn przychodzi i pyta, czy może pograć na tablecie? Czasem daję mu się pobawić w jakieś proste tytuły dla najmłodszych, jak “Angry Birds”. Takie są już te współczesne dzieciaki (śmiech).

Lubisz słuchać muzyki, jeśli tak, to jakiej?

– Jasne, że tak. Lubię niemal wszystko, od ciężkiego rocka po muzykę klasyczną. To wszystko zależy od tego, w jakim jestem nastroju. Najbardziej lubię POP, a podoba mi się zwłaszcza Rihanna.

Mieszkasz w Gliwicach, dlaczego wybrałeś akurat te miasto?

– Początkowo szukałem mieszkania w Zabrzu, ale się nie udało. Zależało mi na tym, aby jak najbliżej mieć do klubu. Z Katowic byłoby zbyt daleko, przynajmniej dla mnie. Wolę ten czas spędzać z rodziną. W RPA jeździłem 40 minut na trening i nie chciałem tego tutaj. W Gliwicach mieszka się bardzo przyjemnie. Jest wszędzie blisko, małe miasteczko, ładne centrum, parki. Byliśmy z żoną w Krakowie i muszę przyznać, że jest to jedno z najpiękniejszych miast, które mieliśmy okazję odwiedzić.

Jak ocenisz jedzenie w Polsce? Czy coś ci specjalnie zasmakowało?

– Kiedy tutaj przyjechałem, nie miałem pojęcia co to jest tatar. Gdy miałem go okazję spróbować, to wydawało mi się to ohydne. Później, podczas jakiegoś spotkania przed meczem, czy też po, postanowiłem spróbować tataru raz jeszcze i był po prostu wyśmienity. To jest coś niezwykłego, bo tego nie ma na Łotwie.

Jak stosujesz się do diety? Bo sportowcy nie mają łatwo.

– Oczywiście muszę uważać z wieloma rzeczami. Bardzo lubię słodycze, ale mogę ich nie jeść na przykład przez miesiąc. Przychodzi jednak dzień, kiedy mogę sobie pozwolić i wtedy jestem w stanie zjeść tyle, ile zjadłbym przez na przykład 9 miesięcy (śmiech).

Wróćmy do piłki. Ostatnio jesteś regularnie powoływany do kadry. Czy jesteś rozczarowany tym, że nie grasz?

– Na kadrze jest zawsze bardzo fajnie. Nie walczymy tam ze sobą, ale wszyscy się cieszą, że mogą pomóc drużynie narodowej. Atmosfera jest bardzo dobra. Wszyscy ciągniemy wózek w jednym kierunku. Nasza reprezentacja gra bardzo dobrze w obronie, bo gdybyśmy chcieli grać otwartą piłkę, to pewnie przegralibyśmy 0:8.

Jak ocenisz swoją pozycję w Górniku? Czujesz, że jesteś nr 1?

– Absolutnie nie. Na każdym treningu muszę udowadniać, że jestem najlepszy, bo za chwilę ktoś wskoczy do bramki zamiast ciebie. W pewnych aspektach czuję, że stałem się tutaj lepszym bramkarzem.

Co w takim razie jest jeszcze do poprawy?

– Mogę poprawić wszystkie moje aspekty. Na pewno moją mocną stroną jest wzrost i zasięg. Nad pozostałymi rzeczami trzeba pracować na treningach.  

Czy do meczu przygotowujesz się w jakiś specjalny sposób?

– Mam swoje przesądy, ale nie chcę ich zdradzać, bo jest ich kilka, a gdybym je zdradził, to mogłyby przestać działać. Być może zdradzę wam kiedyś jeden z nich (śmiech).

Jak odprężasz się po meczach?

– Zwykle po meczach nie mogę spać. Najczęściej się kładę na łóżko, daję wysoko nogi, oglądam jakiś film i staram się wyluzować.

Z kim najbliżej trzymasz się w szatni?

– Myślę, że z Ołeksandrem Szeweluchinem. Rozmawiamy ze sobą po rosyjsku. W szatni panuje doskonała atmosfera. Wszyscy są do siebie przyjaźni nastawieni, każdy każdemu pomaga. W Zabrzu po raz pierwszy w życiu zobaczyłem coś takiego, że są zawodnicy, którzy wszystko podporządkowują futbolowi, mimo problemów z pieniędzmi. Tacy gracze jak Radosław Sobolewski, Seweryn Gancarczyk, Robert Jeż i mógłbym dalej wymieniać. Widząc ich jesteś bardzo umotywowany do pracy. Można to porównać do tego, że pijesz jakiegoś energy drinka i dostajesz energii, a  u nas wystarczy spojrzeć na nich i masz jeszcze większą motywację do pracy. Bez nich w tak trudnej sytuacji klubu byłoby niezwykle ciężko. Naszym liderem jest również Adam Danch. Jest cichy, ale pokazuje swoje świetne nastawienie do gry. Bez względu na to, gdzie gra i co robi jest jak pies, w dobrym tego słowa znaczeniu. On również świetnie motywuje swoją postawą. W RPA na przykład byli zawodnicy z dużo większym talentem, ale nie walczyli. W naszej drużynie każdy zawodnik, podczas meczu daje z siebie wszystko i nie myśli o pieniądzach.

Co powiesz o nowej taktyce?

– Bardzo mi się ona podoba. Kiedy się na nią przestawialiśmy, to było dla mnie coś zupełnie nowego i początkowo nie byłem do niej przekonany. Wszystko co nowe jest trudne. Trzeba było się uczyć, jak się poruszać, które strefy kryć itd. Kiedy zaczęliśmy grać w takim ustawieniu i widziałem, jak to wygląda, to po głowie chodziły mi czarne myśli: “O rany, co to będzie?”. Jednak z czasem, trening po treningu, mecz po meczu, zaczęliśmy grać coraz lepiej. Jeśli będziemy grać tak, jak chce trener, jak to powinno wyglądać, to uważam, że to jest najlepsza możliwa taktyka. W piłce nie można robić niczego bez stuprocentowego zaangażowania. Nie ma gwarancji, że jak na lewą obronę damy pięciu obrońców, to z tamtej strony nie będzie zagrożenia. Uważam, że ta nowa taktyka się sprawdza w naszym wypadku. Nigdy nie lubiłem grać z trójką obrońców, a czasem grałem tak przed laty na Łotwie i był na boisku chaos. Tutaj jest duża zasługa trenera, że dobrze wytłumaczył, czego od nas wymaga.

Kto według ciebie najlepiej sprawdza się w Górniku w tym ustawieniu na samym środku, aby kierować defensywą? Czy to jest może Błażej Augustyn?

– Według mnie on się urodził, aby grać na tej pozycji. Ma wszystko, aby na niej grać, siłę, wzrost, zdolność dowodzenia partnerami. Niestety obecnie jest kontuzjowany. Muszę jednak przyznać, że kiedy tutaj przyszedłem, to byłem pod wrażeniem tego, co prezentuje Adam Danch. On radzi sobie bardzo dobrze bez względu na to, czy gra na obronie, czy jako defensywny pomocnik. Jest bardzo uniwersalnym graczem.

Dla kibiców są mecze ważne i ważniejsze. Ostatnio przegraliście z Piastem Gliwice, jeden z tych ważniejszych pojedynków.

– My do każdego meczu podchodzimy jak do derbów. Zdajemy sobie sprawę, że są spotkania, które są ważniejsze dla kibiców, a te najważniejsze z Ruchem Chorzów dopiero przed nami, ale my w każdym musimy grać jak w derbach. Po przegranych zawsze jest ciężko. Ale taki nastrój w naszej szatni trwa tylko przez jeden dzień. Od razu koncentrujemy się na kolejnym meczu. Następny mecz, to następne życie dla piłkarza. Trzeba przeanalizować błędy i do każdego meczu podchodzić tak samo.

Jakie masz osobiste cele na ten sezon?

– Mamy swoje ambicje, aby znaleźć się przede wszystkim w pierwszej ósemce. Później zobaczymy, jak to będzie, ale mamy w każdym spotkaniu grać tak, jakby to było nasze ostatnie spotkanie. Musimy koncentrować się tylko na jednym, tym następnym, meczu. Musimy zrobić wszystko, aby wygrać ten najbliższy mecz. Czasem tak jest, że zrobiłeś wszystko, aby zwyciężyć, ale się nie udało. Wtedy kibice zaakceptują porażkę, bo wiedzą, że my piłkarze zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale taki po prostu jest sport. Po meczu z Piastem kibice brawami podziękowali nam za walkę, za co byliśmy im wdzięczni.

Wkrótce Wielkie Derby Śląska. Rozmawiałeś już z Eduardsem Visnakovsem?

– Oczywiście, że rozmawialiśmy. Jak trafił do Ruchu, to zapytałem go: “Dlaczego wybrałeś akurat ten klub? Oszalałeś?”. Oczywiście było kilka żartów. Wiemy, że gramy 4 października. On zapowiedział, że strzeli mi gola, a ja natomiast, że zachowam czyste konto. To są żarty, ale trudno się bez tego obejść i na pewno na zgrupowaniach kadry będziemy o takim meczu rozmawiać.

Kto według ciebie jest najlepszym napastnikiem w ekstraklasie?

– Bardzo podobał mi się Łukasz Teodorczyk w Lechu Poznań. Teraz odszedł do Dynama Kijów. On jest młodym napastnikiem, który posiada spore umiejętności, które bardzo dobrze może rozwinąć. Myślę, że kiedyś w przyszłości, jeśli będzie mocno pracował, to może być topowym piłkarzem.

A który z bramkarzy w naszej lidze zrobił na tobie największe wrażenie?

– Bardzo podoba mi się styl bronienia Krzysztofa Pilarza z Cracovii. Prezentuje się bardzo dobrze. W ogóle w Polsce są świetni bramkarze. Wystarczy spojrzeć na drużynę narodową. Wszyscy grają w bardzo dobrych klubach za granicą. Wojciech Szczęsny, Łukasz Fabiański, Artur Boruc, Łukasz Skorupski.

Wróćmy do tematów związanych z Górnikiem. Teraz macie chyba trochę więcej swobody niż za czasów Adama Nawałki?

– Tak, jest trochę luźniej. Lubiłem styl prowadzenia zespołu przez Adama Nawałkę. Bardzo odpowiada mi też to, co wykonuje Robert Warzycha. Dla mnie ważne jest to, że trener ma swoją własną wizję na budowę zespołu. Adam Nawałka wywalczył z drużyną awans do ekstraklasy i wprowadził Górnika na dobry poziom. Natomiast trener Warzycha wprowadził nową taktykę. Uważam, że Robert Warzycha to czołowy trener, z którym pracowałem. Jest też szkoleniowiec, który sprowadził mnie do RPA. Mam z nim kontakt do dzisiaj. To również jest świetny fachowiec.

Czy to jest dla ciebie problem, że trener musi siedzieć na trybunach?

– Niestety takie są przepisy i trzeba je przestrzegać. W USA mógł pracować, tam licencje są trochę inne niż w Europie. Jest to dziwne, że UEFA należy do FIFA, a można być trenerem w Ameryce, natomiast w Europie już nie. Najważniejsze, że trener jest z nami i przekazuje nam swoje uwagi przed meczem. Oczywiście mógłby udzielić czasem w trakcie meczów wskazówek, ale wtedy robi to w przerwie.

Jakie są dla ciebie najtrudniejsze momenty w trakcie meczów?

– Przede wszystkim muszę być skoncentrowany przez pełne 90 minut, a tak naprawdę 45, bo później jest przerwa. Jest to możliwe, ale to trudne, zwłaszcza, kiedy nie masz zbyt wielu okazji do interwencji. Po niektórych meczach nasi zawodnicy tracą na wadze po dwa kilogramy ze względu na zaangażowania, natomiast ja ze względu na nerwy. Były mecze, że kopnąłem kilka razy piłkę i nic więcej. Wtedy jest najtrudniej.

Wtedy możesz drużynie podpowiadać, co dzieje się na murawie.

– Oczywiście, że tak, bo mam doskonałe pole widzenia. To nam bardzo pomaga. Nad komunikacją pracujemy na treningach i w trakcie meczów.

Wszystkie twoje komendy są po Polsku?

– Zgadza się. Najbardziej znaną chyba jest “moja”. W Anglii natomiast bramkarz krzyczy “keeper” (bramkarz).  Wtedy słyszymy “keeper”, patrzysz, a tu gol… (śmiech).

Najlepszy mecz, jaki pamiętasz w barwach Górniku Zabrze?

– Oczywiście spotkanie przeciwko Ruchowi Chorzów. Po długiej serii bez zwycięstwa, to dało nam oraz kibicom bardzo dużo radości. Był też mecz przeciwko Śląskowi Wrocław, wygrany 3:2. To było szalone spotkanie, niezapomniane. Wiecie, co było fajne podczas tamtego meczu? To, że przegrywaliśmy 0:2, a nadal wszyscy wierzyliśmy w zwycięstwo. Patrząc na to, jak piłkarze poruszali się po murawie wiedziałem, że musimy wygrać. Były kilka takich spotkań wtedy, w których przegrywaliśmy i kończyliśmy je zwycięstwami. To były mecze ze Śląskiem, Zawiszą, czy też Wisłą na wyjeździe, w którym szalony mecz rozegrał Adam Danch. Oby takich radosnych meczów było więcej.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy wszystkiego najlepszego.

– Ja również dziękuję i pozdrawiam wszystkich kibiców Górnika Zabrze!

Źródło: Roosevelta81.pl
Fot.: Roosevelta81.pl

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments